Dryfujemy pośród przestrzeni, między małymi światełkami. Białe smugi oplatają błyszczącą konstelację. Gwiazdy za szybą i cisza otaczająca nasze małe, nic nie znaczące ciało. Jedno z wielu w tym wszechświecie. Umysł zachwycony niesamowitym widokiem. Ukojenie dla duszy. Głębszy oddech, płuca napełnione niespełnioną czystką, nieistniejącą pustką. Słońce znika za jedną z planet. Pasma niebywałych kolorów rozciągają się wokół nas. Niemalże możemy ich dotknąć ręką. Te małe, piaskowe drobinki poczuć na skórze...
Chwila. Na skórze?
Zimno wbija się w ciało niczym małe szpilki. Powoli przestajemy czuć. Senność ogarnia świadomość. Dlaczego światła znikają? Dlaczego wszystko pochłania czerń?
Czy to wszystko było tylko pięknym snem?