seven (7)

320 19 0
                                    

W czasie przerwy na lunch idę w stronę sali wykładowcy od matematyki, nie przepadam za nim i on ze mną też dlatego wiem, że ta rozmowa nie będzie należała do najmilszych. Otwieram drzwi do sali, w której nie ma zupełnie nikogo poza profesorem Gillies, który siedzi w skórzanym czarnym fotelu, a na biurku panuje nieporządek co już kłuje moje oczy. Kiedy zamykam drzwi on unosi na mnie spojrzenie spod okularów, zdejmuje je i rozsiada się wygodnie zapraszając dłonią, abym usiadła naprzeciw niego.

  – Chciał mnie profesor widzieć... – mówię grzecznie siadając na drewnianym krześle, poruszam się niespokojnie bo nie podoba mi się sposób w jaki na mnie spogląda.

– Zgadza się Rachel i proszę, kiedy jesteśmy sami mówi mi Ian. – marszczę brwi, ale nie komentuje bo nadal nie rozumiem dlaczego tutaj jestem, moje oceny są dobre i nie może się do niczego przyczepić. – Ostatni test z algebry poszedł ci bardzo kiepsko, jestem niemile zaskoczony... – wyjmuje z szarej teczki kartkę i mi ją podaje, biorę ją w dłoń i analizuje zadania.

– To niemożliwe, to nawet nie jest moje pismo... – odwracam stronę, nie potrafię zrozumieć co mogło się stać i dlaczego widnieje tutaj moje imię wraz z nazwiskiem, ja nawet nie w taki sposób się podpisuje. – Nie mam pojęcia kogo to jest, ale na pewno nie moje. – odkładam papier na biurko, delikatnie się uśmiecham żeby trochę rozluźnić siebie i sytuację w jakiej właśnie się znajduje.

– Jesteś bardzo spostrzegawcza, Rachel od razu to mi się  w tobie spodobało. – pozostawiam twarz bez jakiejkolwiek emocji, profesor wstaje powoli odsuwając krzesło, na którym siedział i zaczyna obchodzić biurko. – Wiesz co jeszcze mi się w tobie spodobało? Twoje usta i zgrabne nogi...potrafiłbym je dobrze wykorzystać i myślę, że by ci się spodobało. – zaciskam mocno zęby, chcę wstać z krzesła, ale mężczyzna jest szybszy i pochyla się nade mną kładąc dłonie na oparciach krzesła.

– Chcę wyjść. – mówię twardo, a on kręci głową na boki, a moje serce zaczyna przyśpieszać ze strachu i nadmiaru adrenaliny. On opiera się  ciałem o swoje biurku i przysuwa mnie wraz z krzesłem do siebie, przechyla lekko głowę w bok i na mnie spogląda.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że te wszystkie nasze kłótnie na lekcjach nie były po to żebym zwrócił na ciebie uwagę? – uchylam lekko usta ze zdziwienia bo nie mogę uwierzyć w to co właśnie do mnie dotarło, zaciskam mocno pięści, a paznokcie zaczynają wbijać się w moją skórę, nie czuję bólu bo to pozwala mi się uspokoić. – Te twoje wydekoltowane koszulki są bardzo prowokujące wiesz... – nie mogę uwierzyć w to co właśnie się dzieje, to jest kurwa niedorzeczne!

– To nieporozumienie profesorze Gillies, ja nigdy nie dałam panu powodu do takich koncepcji, a jeśli jakiś czyn został tak przez profesora odebrany to proszę wybaczyć. – staram się mówić spokojnie, ale w środku się gotuje ze złości.

– Doprawdy? – unosi lekko brwi w górę, a jego stare czoło zaczyna się marszczyć.

Pochyla się powoli w moją stronę, zakłada mi włosy za ucho i przejeżdża dłonią po policzku, a ja mam ochotę zwymiotować. Strzepuję jego dłoń, jest kurwa tym zaskoczony i nie rozumiem dlaczego, co on do cholery sobie myśli? Wykorzystuję ten moment zapierając się nogami o podłogę i z całych sił odsuwam się od niego wraz z krzesłem, szybko wstaję i kieruję się w stronę drzwi żeby być jak najdalej.

– Nie jestem zainteresowana i nigdy nie będę, to co na sobie noszę nawet w połowie nie jest tak prowokujące jak u pozostałych uczniów tej placówki dlatego proszę sobie darować takie bzdurne komentarze. – czuję krew na dłoniach, ale nie potrafię rozluźnić rąk bo jestem zbyt zdenerwowana. Tylko to sprawia, że nad sobą panuje i dzięki temu nie dałam pełnego upustu swoim emocją. – Ta cała... – nawet nie mogę znaleźć dobrego słowa, żeby nazwać to co właśnie się tutaj stało dlatego gestykuluję dziwnie rękami. –...rozmowa powinna zostać między nami, wszystko zostało wyjaśnione, cóż przynajmniej z mojej strony. – jest zaskoczony, jakby jego mózg nie rejestrował tego co właśnie się dzieje.

Wychodzę lekko trzaskając drzwiami i kurwa nadal nie mogę uwierzyć w to co właśnie się stało,  boże czy ten stary dziad właśnie chciał zaproponować mi seks? Żałosna wymówka o źle napisanym teście i te jego założenia o kłótniach na lekcji albo o moim ubraniu przecież to jest jakiś pieprzony żart. Nigdy nie spodziewałam się tego, że coś tak idiotycznego i niesamowicie niezręcznego zdarzy się w moim życiu, jestem zła i czuję się trochę zażenowana. Gdyby to wyszło poza salę, stworzyłyby się niepotrzebne plotki, których chcę uniknąć bo nadszarpnie to moją reputację.

Staję przed lustrem w damskiej łazience, rozluźniam dłonie i przemywam je pod lodowatą wodą, widzę trochę krwi, która spływa do dopływu. Robię to szybko bo póki co jestem sama, ale to może się zmienić, wycieram dłonie w papierowy ręcznik, ale nie wyrzucam go tylko miażdżę w dłoniach. Przeglądam się swojemu odbiciu lekko się uśmiechając, biorę głęboki wdech i wychodzę na korytarz zapełniony uczniami. Idę na zewnątrz, straciłam apetyt, a kiedy widzę jak Kat wymachuje rękami przed moim chłopakiem wywracam oczami jęcząc pod nosem, cholera czy chociaż jeden dzień nie może obyć się bez kłótni tej dwójki?

– Jesteś większym kutasem niż mój brat, a myślałam, że to kurwa jest niemożliwe. – spinam się lekko na wzmiankę o Harrym, ale szybko wycofuję go z moich myśli.

– Powinnaś być dla mnie milsza chyba, że chcesz żeby cała uczelnia dowiedziała się, o tym, że... – mój chłopak nie kończy zdania bo dostrzega mnie kątem oka, marszczę brwi lekko zdezorientowana, a kiedy jestem bliżej Monty szeroko się do mnie uśmiecha. –Cześć skarbie, gdzie byłaś? – obejmuje mnie w pasie jedną dłonią, czuję jego zapach, ale nie jest tak dobry jak Marcusa.

– Kat wszystko w porządku? – nie zwracam uwagi na Montiego, przyglądam się mojej przyjaciółce badając jej twarz, a ona wywraca oczami i macha ręką co oznacza, że nic się nie stało.

– To dupek i tyle. – odpowiada krótko wzruszając ramionami, a mi nadal nie daje spokoju to co słyszałam. Czy on ją szantażuje czymś o czym nie wiem? – Czego chciał Gillies? – pyta siadając na drewnianej ławce, a ja chcę zająć miejsce obok niej żeby dopytać o co chodziło w tej dziwnej wymianie zdań, ale Monty chwyta mnie w pasie i sadza sobie na kolanach.

– Po co u niego byłaś? – wywracam oczami na wścibski głos Montiego, ale nie komentuje i puszczam to mimo uszu.

– Chciał pokazać mi jak źle napisałam test, ale się pomylił, koniec końców nie należał do mnie. – wywracam oczami lekko się śmiejąc, bawię się papierem w dłoni, ale kiedy dostrzegam na nim zaschnięte małe linie krwi szybko chowam go do torby.

Słońce przyjemnie okala moją twarz, a rozmowy przy stoliku umilkły co sprawia, że przymykam oczy i cieszę się spokojem. To ten moment kiedy przestaję myśleć, wyłączam emocje i uczucia, uspokajam się zapominając o wszystkim co się wydarzyło w ostatnim czasie. Potrzebuję chwili tylko dla siebie i już napawam się myślami jak dobrze wykorzystam dzisiejszy dzień w domu, bez nikogo.

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz