ten (10)

329 17 0
                                    

Uśmiech pojawia się na mojej twarzy kiedy widzę swojego chłopaka w białej opinającej ciało koszuli, szarych wzorzystych eleganckich spodniach i dopasowanej marynarce, którą wiem, że zaraz zdejmie. Złoty zegarek na jego prawym nadgarstku razi mnie w oczy, kiedy mnie dostrzega mruga do mnie jednym okiem szeroko się uśmiechając. Włosy ma zaczesane do tyłu, idealne z każdej strony, nic nie odstaje, a kiedy podchodzi czuję jego perfumy.

– Pięknie wyglądasz. – mówi całując mnie w usta, a ja nie przestaję się uśmiechać.

Wygląda niesamowicie dobrze, cholera, buduje się we mnie napięcie, którego wcześniej nie czułam. To wszystko przez tego dupka i jego pieprzone palce w moich majtkach, nie mogę uwierzyć, że mnie tak potraktował.

– Ty też, uwielbiam cię w tej marynarce. – on cicho się śmieje potakując głową, obejmuje mnie w talii, a ja czuję na sobie wzrok mojej matki.

Podchodzimy do poręczy, która dzieli nas od toru dla koni, Monty staje obok, ale jego dłoń nie opuszcza mojej talii i wiem, że robi to nie tylko dlatego, że chce ale też dlatego, że ktoś może na nas patrzeć. Doskonale wie jaka jest moja matka bo jego jest trochę podobna, przejmuje się opinią innych i dba o to by każdy ją lubił, uważa, że jestem dobrą partią dla jej syna. Czasami ja sama zaczynam wierzyć w to, że nigdy się nie rozstaniemy.

– Reggie nie przyszedł dzisiaj sam, chcę zobaczyć minę Katt... – marszczę brwi jednak nie spoglądam na niego, nie podoba mi się w jaki sposób to powiedział, odwracam się i spoglądam na trybuny w poszukiwaniu mojej przyjaciółki. – ...sam go namówiłem, ten ich głupi epizod już dawno powinien się skończyć. – słyszę wystrzał z broni, charakterystyczny dźwięk otwartych bramek, dostrzegam Katt siedzącą u boku swojej matki, jakby czuła na sobie moje spojrzenie i kiedy na mnie spogląda wywraca oczami do góry wystawiając język na co nie potrafię się nie uśmiechnąć. Jest znudzona.

– Nie powinieneś się w nich wtrącać, Reggie nie potrzebuje niańki. – sama jestem zaskoczona jak wrednie zabrzmiał mój głos. Spoglądam na niego, a on na mnie, ma podniesione brwi z zaskoczenia, a ja wzdycham głęboko żeby się uspokoić. – Przepraszam, nie chciałam na ciebie naskoczyć. – dodaje, a on mruży lekko oczy jednak nie komentuje.

Wiem, że nie lubi mojej przyjaciółki i chce dla swojego przyjaciela jak najlepiej, ale nie może się wtrącać w ich relacje. To ich wspólny problem, który muszą rozwiązać sami.

Klaszczę w dłonie kiedy koń z numerem trzydzieści przekracza metę jako pierwszy, czarny jak noc rumak z grzywą splecioną w warkocz, jego postura aż mieni się w słońcu. Lubię zwierzęta, nie mogę patrzeć jak dzieje im się krzywda, są żywą istotą i jak każdej żywej istocie należy się szacunek, nie ważne czy to kot czy mały hodowlany chomik. Żyją więc czują.

Odchodzimy od barierek, w oddali dostrzegam moją matkę w towarzystwie przyjaciółek i doskonale wiem, że nie uniknę tego spotkania więc nawet nie próbuję. Monty mocniej obejmuje mnie w talii, całuje mnie w skroń i czasami potrafi być uroczy, kiedy jesteśmy blisko dostrzegam iskrę w oku Rebekah co oznacza, że jest zachwycona.

– Oh, uwielbiam na was patrzeć, tak pięknie razem wyglądacie! – szeroki uśmiech na twarzy
Ines Dobrev jest zaraźliwy. – Montgomery ależ ty wymężniałeś, wyglądasz jak twój ojciec za młodu. – kątem oka dostrzegam Harrego, który przygląda nam się z obojętnym wyrazem twarzy i lekko zadartą głową, a dosłownie chwilę później obok niego staje Ruby na co mam ochotę wywrócić oczami. – Gdzie Madeleine? – spoglądam na mojego chłopaka, który cholera wygląda dobrze, niesamowicie dobrze, ale mimo tego jak dobrze się prezentuje jego dotyk na moim ciele jest dla mnie niczym, on po prostu jest.

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz