fourteen (14)

256 15 1
                                    

– Planujesz zaręczyny z tym debilem? Kurwa, powiedz, że to są jakieś żarty Rue. – odwracam się do niej przodem, kiedy widzi wyraz mojej twarzy jej od razu łagodnieje. – Moja mama wysłała mi esemesa, ale wiesz, że skoro ona wie to wiedzą wszyscy? – zakrywam twarz dłońmi i biorę kilka głębokich oddechów, masuję skronie palcami, dłoń Katt spoczęła na moim ramieniu.

– Możemy dzisiaj gdzieś wyjść we dwie, wiem, że jest początek tygodnia, ale dostanę szału. – ona tylko kiwa głową uśmiechając się szeroko.

– Mi też się to przyda. – wzrusza ramionami, a następnie patrzy na mnie poważnie. – Porozmawiamy? – zgadzam się, lekcje się skończyły, a ja przez cały dzień unikałam Montiego, nie poszłam na stołówkę, siedziałam razem z Katt przed budynkiem szkoły i starałam się zebrać myśli.

Siadamy na szkolnych trybunach, widzę, że Diabły mają trening, dawno nie byłam patrzeć jak Monty trenuje więc to, że przyszłyśmy tu z Katt to był dobry pomysł. Siadam prosto podczas kiedy Katt rozwala się na dwóch krzesłach, zazdroszczę jej tego luzu, tego, że nie wstydzi się pokazać od takiej strony.

– Wyglądasz jakbyś miała miotłę w dupie. – wystawiam w jej stronę środkowy palec śmiejąc się pod nosem, przez chwilę tkwimy w ciszy, która jest mi potrzebna żeby móc zacząć o tym rozmawiać.

– Nie chcę zaręczyn z nim, nie jestem na to gotowa, nie mam do niego takiego uczucia jak powinnam mieć. – patrzę przed siebie głęboko wzdychając. – Jestem na niego wściekła przez to jak cię potraktował, nadal nie mogę uwierzyć, że to zrobił, boże to jest obleśne... – przejeżdżam dłońmi po twarzy przypominając sobie wszystko co usłyszałam tamtego dnia. – Pierwszy raz na poważnie pomyślałam wtedy, żeby to skończyć i nadal gdzieś krąży mi to po głowie, ale moja matka zaplanowała już moje zaręczyny i najśmieszniejsze jest to, że Monty nie uważa tego za zły pomysł. – parskam śmiechem i wtedy dostrzegam go jak wybiega spod trybun, patrzy gdzieś przed siebie i posyła całusa, wodzę wzrokiem i dostrzegam blondynkę siedzącą w pierwszym rzędzie, która mu odmachuje.

– Widziałaś to? – marszczę brwi i spoglądam zaskoczona na przyjaciółkę.

– Widziałam. – odpowiadam, mam dziwne myśli o tej sytuacji, ale nie czuję niczego. Nie ma we mnie zazdrości, nie jestem też smutna czy wściekła, jestem obojętna i sama nie wiem czy mnie to nie przeraża.

– Może twoja sprawa zakończy się szybciej niż myślałaś. – wywracam oczami na radosny głos przyjaciółki, prosi mnie żebym kontynuowała to co przerwałam.

– Jestem po prostu zmęczona Katt, Rebekah zaczęła jeszcze bardziej układać moje życie i szczerze, to przekracza granice. – wypuszczam powietrze ustami i opieram się o plastikową powłokę za mną. – Do tego Monty, dzisiaj w drodze do szkoły powiedział mi, że nie wyobraża sobie życie beze mnie, a teraz widzę jak posyła blond cizi całuska, kurwa o co tu chodzi? – śmieję się pod nosem i cieszę się, że w końcu mogę odetchnąć jednym pełnym płucem, zdradziłam jej dwa problemy. Tajemnicę z jej bratem nie potrafię wyjawić, to nie jest ten czas.

– Słuchaj Rue, już dawno powinnaś jej powiedzieć jak ta idealność cię męczy, jesteś do tego świata przyzwyczajona, ale nie jesteś szczęśliwa. Kurwa, jesz tyle co nic, policzki ci się zapadają, a dupy i cycków musiałabym szukać z lupą w ręce. – zagryzam policzki bo wiem, że mówi prawdę, ale nie wiem czy widzę siebie w większej wersji, odkąd pamiętam Rebekah wpajała mi idealne proporcje kobiety. – Może wyglądasz idealnie, ale nie wyglądasz zdrowo, to nie jest dobre Rue... – wywracam oczami na jej słowa, ale to nie znaczy, że je lekceważę. – Tego debila już dawno powinnaś się pozbyć ze swojego życia, błagam on nawet nie umie sprawić żebyś doszła, czy to kurwa jest facet czy pizda? – śmieję się na jej wredny komentarz, bo teraz kiedy wiem co traciłam i co zyskałam z Harrym u boku zdaję sobie sprawę jak śmieszne było bronienie go. – Montgomery jako mąż do końca życia? To nawet do siebie nie pasuje, bardziej wzbiera mnie na wymioty... – udaje, że ją naciąga co wygląda zabawnie dlatego znów się śmieje.

– Nawet nie wiesz jak dobrze było ci to powiedzieć, czuję jak ciężar zszedł mi z barków. – uśmiecham się do niej, a ona wyciąga ręce żebym ją przytuliła dlatego to robię bez zawahania.

– Potrzebowałaś tego tak samo jak ja, nawet nie wiesz jak bardzo dusiłam się nie mówiąc ci o tym co zrobił. – szepcze, a ja mocno zaciskam oczy bo głos jakim to mówi rozdziera mi serce. Nie potrafię sobie wyobrazić jak musiało jej być z tym ciężko. – Może powinnyśmy to delikatnie opić? – śmieje się z jej słów, odsuwam się od niej kiwając głową z uśmiechem.

Kiedy idziemy w stronę parkingu szkolnego ostatni raz spoglądam na blond dziewczynę i zastanawiam się kim jest, nie mam w sobie zazdrości jestem po prostu ciekawa. Wyjmuję telefon i wysyłam wiadomość matce, ze dzisiaj nocuję u Katt, dobrze dogadują się ze Stefanie więc nigdy nie miałam z tym żadnego problemu.

– Harry powinien gdzieś tu być... – marszczę brwi, ale o nic nie pytam, rozglądam się tak samo jak ona jednak nie dostrzegam jego samochodu. – Gdzie jest ta ameba? – warczy pod nosem na co cicho się śmieję, a kiedy odwracam się w prawo dostrzegam go, przypiera jakąś dziewczynę do muru budynku szepcząc coś do jej ucha.

– Ameba jest tam. – pokazuję na nich palcem wywracają oczami i chcę powiedzieć jakąś ciętą ripostę, ale powstrzymuję się widząc pobladłą twarz Katt, wygląda na przerażoną.

Nie reaguje kiedy zaczyna biec w ich stronę, totalnie nie rozumiem co się dzieje i dopiero kiedy widzę jak szarpie brata postanawiam tam pobiec. Młoda dziewczyna odsuwa się od nich o kilka kroków aż w końcu odchodzi.

– Ty nieodpowiedzialny dupku, znów chcesz się wplątać w jakieś gówno? – słyszę jej krzyk kiedy jestem blisko, Harry patrzy na nią wściekle, jego nozdrza szybko się poruszają, a oczy nie mają już tego blasku.

– Zajmij się sobą i nie wpierdalaj się w moje życie. – mówi z tak wielkim jadem w głosie, że aż mnie przechodzą dreszcze. Katt nadal trzyma mocno materiał brązowej bluzy jego rękawa, widzę jak trzęsie się ze złości, a ja stoję i patrzę bo nie wiem czy powinnam się wtrącać.

– Zapomniałeś jak to skończyło się ostatnim razem? Mam ci przypomnieć przez co przechodziłyśmy z mamą? – marszczę brwi starając się poukładać jakieś fakty, które kiedyś powiedziała o swoim bracie, ale nic nie przychodzi mi do głowy. – Pierdolony egoista z ciebie, nic, a nic się nie zmieniłeś! – krzyk wydobywa się z jej gardła, krzyk pomieszany z ogromnym żalem.

Nie chcę żeby wybuchła między nimi większa kłótnia i nie chcę też w niej uczestniczyć dlatego staję między nimi. Kładę swoją dłoń na miejscu gdzie trzyma bluzę swojego brata, łagodnie uwalniam ją z jej uścisku i zwracam na siebie jej uwagę.

– Hej, to nie jest miejsce na takie kłótnie Katt, ściany mają uszy. – mówię poważnie, a wtedy ona patrzy mi w oczy. – Załatwcie te sprawy w domu, nie tu. – kiwa głową po czym głęboko wzdycha, uwalnia się z mojego uścisku i idzie w stronę zaparkowanych aut, a ja powoli staję twarzą w twarz ze wściekłym Harrym.

– Masz też coś kurwa do powiedzenia? – chce przelać na mnie swoją złość i frustrację jednak nie pozwolę mu na to, nie będę czyimś workiem treningowym.

– Nie będę z tobą rozmawiać w taki sposób, rusz się i zawieź nas do siebie. – mówię i nie czekając na odpowiedź idę przed siebie, z tej odległości widzę Katt, która zaczesuje dwoma rękami włosy do tyłu i chodzi w kółko chcąc się uspokoić.

Nie rozumiem tego co właśnie zaszło i nie wiem czy chcę wiedzieć, jasne, ciekawi mnie ta cała sytuacja, ale zaczynam dobrze rozumieć przysłowie - im mniej wiesz lepiej śpisz. To są ich sprawy rodzinne, nie chcę się wtrącać i wypytywać co miało miejsce w przeszłości bo wydaje mi się, że chce o niej zapomnieć.

Kiedy podchodzę do niej kładę dłoń na jej plecach i delikatnie nią poruszam chcąc dać jej trochę otuchy i ciepła, a kiedy otwieram usta zimny jak lód głos Harrego drażni moje uszy.

– Ruszcie się. – warczy i nie czekając na nas idzie przed siebie, spoglądam na Katt sprawdzając jak się ma, a ona tylko wywraca oczami i rusza, więc robię to samo.

Brat przyjaciółki mocno trzaska drzwiami od samochodu, ona robi to samo siadając z tyłu więc zostaje zmuszona usiąść na miejscu pasażera zaraz obok niego, a atmosfera jest tak gęsta, że aż namacalna. Można tylko czekać, aż któreś wybuchnie, Harry pogłaśnia muzykę w radio jakby chciał to zagłuszyć i nie prowokować tej ciszy. Modlę się w myślach, żeby ta podróż do domu Stylesów skończyła się jak najszybciej, a widząc jak Harry nie przestrzega przepisów drogowych jest to całkiem możliwe.

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz