twenty-four (24)

225 13 1
                                    

Wchodzę do mojego rodzinnego domu pewna tego, że znów uda mi się minąć z Rebekach. Unikam jej od kilku dni, nie chcę żeby doszło do naszej konfrontacji bo wydarzenie, które ostatnio przeszłam z bratem dupkiem mojej przyjaciółki jeszcze nie do końca przegryzłam. Dotknęło mnie to co powiedział, to, że wyszło to właśnie z jego ust jest dla mnie bez znaczenia choć, zaraz po wyjściu z jego mieszkania odczułam dziwne ukłucie gdzieś wewnątrz mnie. Ciągle nie potrafię zrozumieć, że kilka minut przed tym jaki był uroczy nastąpiła gwałtowana zmiana i ciosy wydostające się z jego ust jak pieprzony karabin maszynowy.

Otwieram drzwi do mieszkania i od razu słyszę śmiech mojej matki, brzmi dziwnie naturalnie co zupełnie do niej nie pasuje. Klnę sobie pod nosem bo byłam przekonana, że jej nie spotkam, a kiedy biorę głęboki wdech i jestem gotowa na konfrontację zatrzymuję się w półkroku. Dochodzi do mnie ciężki męski głos, który już gdzieś znalazł się w mojej pamięci.

– Uwielbiam twój śmiech, uwielbiam w tobie dosłownie wszystko... – moje oczy dosłownie wypadają, a szczęka zatrzymuje się gdzieś przed moimi palcami u stóp. –...gdyby tylko życie potoczyło się inaczej. – dodaje, a ja marszczę brwi i szukam w głowie twarzy, u której już słyszałam ten głos.

– Thomas, tutaj wiele rzeczy powinno nie mieć miejsca. – mówi Rebekah, kilka kroków powoduje, że panikuję bo mogą nakryć mnie na podsłuchiwaniu dlatego szybko odwracam się, chwytam za klamkę i trzaskam mocno drzwiami.

Wykonuję kilka ruchów improwizując odgłosy zdejmujących butów, kilka kroków i znajduję się w łuku łączącym korytarz wraz z kuchnią i wtedy moje oczy raz jeszcze wypadają, a szczęka zatrzymuję się na moich stopach kiedy widzę Thomasa Claytona, pieprzonego ojca Reggiego Claytona.

– Dzień dobry. – mówię po chwili i wcale nie zamierzam ukrywać, ze jestem zaskoczona. Nigdy wcześniej go tutaj nie widziałam, a zważając na to co słyszałam chwilę temu mój mózg podpowiada mi tylko jedną wersję tego co może się tutaj dziać.

– Witaj Rachel, jak się miewasz? – lekki uśmiech Mr Claytona obniża o jedna skalę panującą właśnie atmosferę.

Wygląda dobrze w czarnej koszulce polo i jasnych spodniach, włosy ma dłuższe niż pamiętam z festynu, a twarz ciągle promienieje, za to Rebekah jest lekko nieswoja w tej sytuacji i znam ją na tyle dobrze, że wiem, że coś ukrywa.

– Naprawdę całkiem nieźle, a pan? – postanawiam się lekko do niego uśmiechnąć, nie chcę żeby poczuł się niekomfortowo widząc moją miną kiedy go zobaczyłam, cóż choć wcale nie wygląda na takiego.

– Wyśmienicie... – mówi z ciągłym uśmiechem na twarzy, nagle unosi palec do góry i  dodaje. –...chociaż popisowa kawa twojej mamy na dłuższą chwilę zatrzymała mnie w łazience. – śmieję się, a ja nie potrafię nie odpowiedzieć tym samym bo doskonale wiem o czym mówi.

– Ohh tak, popisowa kawa mojej matki, którą trawi tylko jej żołądek. – mówię opierając się bokiem o framugę łuku, kątem oka patrzę na Rebekah i dostrzegam u niej pierwszy raz w życiu takie spojrzenie, jest mocno nostalgiczne. – Czymś musiał pan sobie na to zasłużyć. – dodaję żartem, a Mr Clayton znów obdarza mnie śmiechem.

– Najwidoczniej. – unosi barki, wygina usta w łuk i kładzie dłonie na swoich udach. – Będę się zbierać, czeka na mnie stos papierów... – wzdycha wstając na równe nogi, posyła uśmiech mojej matce i zwraca się twarzą do mnie. – Mam nadzieję, że któregoś dnia będziemy mogli zamienić więcej słów. – uśmiecham się do niego czym mi odwzajemnia, przechodzi obok mnie, a Rebekah jako dobra gospodyni domu towarzyszy mu do drzwi.

Wykorzystując ten moment staram się naturalnym lecz szybkim krokiem dojść do schodów i kiedy moja stopa już ma stanąć na trzecim schodzie słyszę atak skierowany z jej ust.

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz