fifty-seven (57)

136 12 1
                                    

— Harry, twoja mama cię szukała. — zagaduje kiedy następuje dziwna cisza między naszą trójką, która nie jest komfortowa przynajmniej dla mniej.

— Ja szukałem ciebie. — zadziera głowę patrząc na nas zimnym lecz ciemnym spojrzeniem.

— Stojąc z jakimiś ludźmi przy tamtych drzewach w cieniu?  Zorganizowałeś grupę poszukiwawczą? — pokazuje niegrzecznie palcem unosząc brew ku górze bo doskonale wiem, że coś kręci.

— Opowiem ci po drodze, a teraz chodź. — wymuszony uśmiech pojawia się na jego ustach, jednak kiedy nie widzi reakcji z mojej strony marszczy lekko brwi.

— Nie miałem okazji się przedstawiać, Corey Clemmett — mężczyzna stojący obok mnie kulturalnie wyciąga dłoń w stronę Harrego jednak on jedynie na nią spogląda i mam ochotę go skarcić bo to niegrzeczne.

— Miałeś okazje dokładnie w tą noc kiedy prawie przeleciałeś ją na parkiecie tamtego klubu. — rozchylam usta niedowierzając, że Harry powiedział to co przed chwilą usłyszałam.

— Harry! — upominam go, a jego piorunujący wzrok utkwiony jest w mężczyźnie obok, ten drugi również uparcie mu się przygląda.

— Cóż, w tamten czas coś innego mocno przyciągało moje zainteresowanie, a nie zawsze mam podzielną uwagę. — Corey rzucił argumentem przez, który musiałam wywrócić oczami bo nie mogę uwierzyć, że wdał się w gównianą grę Harrego.

— Nie wierzę. — kręcę głowa despotycznie i muszę spojrzeć na nich obu jednak to przed ciałem Harrego stawiam swoje. — To czas zakończyć tą niedorzeczną wymianę zdań. — mamroczę pod nosem jednak nie wiem czy, któryś z nich mnie słyszy. — Corey miło było cię zobaczyć i porozmawiać. — posyłam mu krzywy uśmiech na jaki jestem w stanie sobie pozwolić.

— Ciebie również, Rue. — kiwa głowa patrząc tylko w moje oczy, miły i szczery uśmiech pojawia się na jego ustach. — Następnym razem spotkamy się w przyjemniejszych warunkach, miło było cię poznać Harry. Bawcie się dobrze. — dodaje wymijając nas, wzdycham zrezygnowana i odwracam się twarzą do faceta stojącego za mną.

— Co to było? — nawet nie mam już siły żeby mój głos brzmiał mocniej, bardziej pretensjonalniej.

— To ja się pytam co to było Rachel? Miło było cię zobaczyć? Następnym razem zobaczymy się w przyjemniejszych warunkach? Czyli gdzie kurwa w łóżku? — wyrzuca z siebie pytania jak z karabinu, podczas kiedy ja stoję naprzeciw niego i przyglądam mu się z lekko rozchylonymi ustami. — Kiedy zrozumiesz, że ten typ chce cię tylko kurwa zaliczyć? Po co wdajesz się z nim w jakieś rozmowy? Zapomniałaś, że cię okłamał? — kręci głową oblizują dolną wagę z nerwów, przejeżdża dłonią po ustach i w końcu wraca do mnie wzrokiem.

— W czym tkwi twój problem co? Nawet jeśli Corey chce tylko mnie przelecieć, to co z tego? — poddaje się, nie mam dzisiaj sił na walkę jeszcze z nim, a promyczek od Stefanie zgasł z pierwszymi pretensjami jej syna.

— Pieprzysz się ze mną Rachel, tylko ze mną. — marszczę brwi i zastanawiam się czy Harry naprawdę to powiedział. Muszę odczekać kilka dobry sekund, żeby to do mnie dotarło.

— Nie. — pomimo tego, że nie wiem czy potrafiłabym oddać się komuś teraz, tak lekko jak jemu, nie oznacza to, że mogę uprawiać seks tylko z nim.  — Zanim poniosą cię emocje jedno proste pytanie Harry... — patrzę w jego czarne oczy, szukam w nich zieleni lecz sa zbyt zamglone. —...czy od kiedy tworzymy tą popieprzoną relację spałeś jeszcze z kimś innym? — mężczyzna nie spuszcza ze mnie wzrok, nie ucieka, toczy ze mną walkę, którą sam zaczął z powodu swojego ego.

— To jest kurwa nieistotne bo to nie miało dla mnie żadnego jebanego znaczenia. — marszczy mocno brwi podczas kiedy jego usta tworzą cienką linię.

— Czyli ty możesz sypiać z kimś innym, a ja nie? Jesteś hipokrytą! — podnoszę głos jednak zaraz tego żałuje i kątem oka rozglądam się czy nikt nam się nie przygląda. Nadal znajdujemy się kilkaset metrów od stoisk, ale odkąd Stefanie dostrzegał w nas relacje powinnam być bardziej uważna.

— Pierdolenie, sama jesteś jeba... — wymijam go, zwyczajnie wymijam jego ciało i pewnym, szybkim krokiem idę przed siebie. — Rachel? Rachel czy ty sobie poszłaś? — czuje jego obecność za sobą, słyszę jego kroki i zapach tytoniu. — Mowię do ciebie! — podnosi głos chwytając mnie mocno za ramię, które od razu wyszarpuje.

— Mam w dupie to co mówisz i mam cię dość, nie nadążam za tobą Harry. Godzinę temu mówisz, że się o mnie martwisz i chcesz mnie zabrać gdziekolwiek, a teraz nazywasz mnie jebaną hipokrytką bo mówię, że mogę spać z kimkolwiek innym podczas kiedy ty pewnie przeleciałeś do tej prostu pół miasta? — jeździ wzrokiem po mojej twarzy i uchyla usta żeby odpowiedzieć, ale dodaje coś pierwsza. — To dla mnie dziś za dużo, idę stąd. — wzruszam bezradnie ramionami zamykając na dłuższą chwilę oczy.

— Idę z tobą. — mówi twardo, mrużę oczy zastanawiając się czy mówi teraz poważnie. — Co? Idę z tobą Rachel. — krzyżuje ręce na wysokości klatki piersiowej.

— Czego nie zrozumiałeś w zdaniu „mam cię dość"? — zadaje mu pytanie retoryczne chcąc skłonić go do przemyślenia, może za dużo wypił?

— Wiem, kurwa wiem, że niepotrzebnie się uniosłem, po prostu ten faceta działa mi na nerwy... — przeczesuje krótkie włosy palcami, widzę frustrację na jego twarzy. — Przepraszam dobra? Chcę iść z tobą, chcę być przy tobie tak po prostu. — unoszę lekko brwi bo jego słowa są dla mnie niemałym zaskoczeniem, Harry nie jest wylewny, a dziś, jednego dnia usłyszałam  od niego wiele.

Nie umyka mi myśl czy on zwyczajnie mną nie manipuluje, ale odsuwam to tak szybko jak do mnie przyszło. Chcę kogoś obok mnie, nie chcę zostać sama ze wszystkimi myślami.  Nie powinnam. Wiem, że nie powinnam się zgadzać, nie powinnam mu ulegać, ale potrzebuję kogoś, a Harry jest tu i teraz i mnie przeprosił?

Brzmię żałośnie.

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz