37. Oddech - Oskar

389 10 0
                                    

- Sebastian! Dzwoń po Zofię i lekarza chłopaków! - Krzyczałem co sił w płucach. Jedną ręką podtrzymywałem mojego omdlałego aniołka, a drugą z naciągniętym rękawem starałem się zetrzeć krew z jej skóry i paznokci. Nie mogłem patrzeć na te znaki na jej ciele. Gotowało się we mnie ze strachu o nią. Brat wpadł do pokoju i z wytrzeszczonymi oczami spoglądał to na nas, to na przywiązanego Alexa.

- Już jadą. - Rzucił i przykucnął przy nas. Przyłożył dwa palce do szyi Zuzy, po czym odetchnął z ulgą. - Żyje, całe szczęście. - powiedział.

To co się zdarzyło, było zbędne, tylko i wyłącznie po raz kolejny udowodniłem, że nie jestem w stanie wszystkiego ogarnąć. Spierdoliłem po całości. Smak zemsty pochłonął mnie do tego stopnia, że zapomniałem o aniołku. Wyłączyłem się, i jak szajbnięty świr nie widziałem niczego dookoła.

- Os, co się tutaj do cholery stało i dlaczego, on i Zuzka są cali w krwi? Coś ty odjebał? - zapytał mój braciszek.

Ja, no tak jakby mogło być inaczej wszystko zawsze sprowadza się do tego, że coś odpierdolę. Zerkam na kobietę w moich ramionach i przyznam, że sam nie wiem czy mam ochotę uwierzyć w to co zrobiła. Przytulam ją mocniej i delikatnie głaszczę po zabrudzonej dłoni. Mimo wszystko w dalszym ciągu jest delikatna i dusi w sobie sporo emocji. Przeszłość tak bardzo ją tłamsi. Nigdy, ale to kurwa nigdy bym nie przypuszczał, że to siedzi tak głęboko w niej. Byłem przekonany, że dobrze nam idzie niszczenie tego muru wokół niej, a jednak spieprzyłem znowu. Po raz enty. Cień rozczarowania samym sobą jest stałym elementem w moim życiu, lecz to dobiło mnie na maksa.

- To nie ja bracie, to ona. To wszystko aniołek. Jak gdyby nie była sobą. Chyba nie do końca zrobiłem dobrze przyprowadzając ją do torowni. - Spuściłem twarz. Szczęka bolała mnie od zaciskania, nigdy by się to nie zdarzyło, gdybym w porę odpuścił. Sam chciałem sobie przypierdolić.

- To sięga głębiej niż myślałem. Znacznie głębiej. Chyba nie jestem w stanie jej pomóc sam. Myślałem, że może... - Nie potrafiłem dokończyć, bo nie chciałem myśleć, więc zamknąłem gębę.

- Nie wszystko da się przewidzieć. - odpowiedział brat klepiąc mnie po ramieniu. - Nawet nam. Rozpracujecie to gówno Os. - Dodał na koniec.

Nie byłem o tym przekonany, a wręcz wątpiłem czy uda nam się to kiedykolwiek.

Nie musieliśmy długo czekać na przyjazd medyków. Pani Zofia jak burza staranowała wszystkich po drodze, tylko po to aby dotrzeć jak najszybciej do Zuzki. Miały więź, której trudno było by nie zauważyć. W granatowej piżamie w paski, kolorowych badziewiach na głowie i zabójczym spojrzeniem stanęła przed nami, upuszczając ciężką torbę lekarską. Nie zaszczycając mnie uwagą klękła przy Zuzce. Nie pytała o to co się stało, a cała krew i miejsce w którym się znajdowaliśmy dopowiedziało resztę.

- Moje dziecko, co oni ci zrobili? - Szepnęła lekarka do aniołka, wiedziała, że trzeba milczeć, a jednak malutkimi pstryknięciami prowokowała mnie. Wręcz broniąc Zuzkę strzelała mi między oczy, było to tak ewidentne, że aż śmieszne. Mała starsza kobieta sprawdzała ciało aniołka, oglądając każde zakrwawione miejsce. Polewała płynem gazę i dokładnie przemywała jej dłonie.

- Na szczęście nie ma zranień, tylko rozcięcie naskórka w kilku miejscach, co się szybko goi. Nie wiem w co to dziecko się wpakowało, ale ty – wskazała ostrzegawczo na mnie Zofia. Przyciszyła swój głos, abym tylko ja usłyszał to co ma do powiedzenia. - Szybko pozbądź się tego – skierowała lekarka oczy na Alexa. - To dziecko nie da rady więcej udźwignąć, albo jej stanie się krzywda i cię to zniszczy, albo ona zrobi coś i trafi za zamknięte drzwi. Rozumiesz co mam na myśli?

STWORZONA Z NICOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz