23. Żywa

459 22 7
                                    

Próbuję przywołać w sobie moment opuszczania willi i trasę do Polski, ale za żadne skarby nie jestem w stanie otworzyć czegokolwiek w głowie. Nie wiem, kiedy zabrakło w tym wszystkim mnie. Jedynie chwila ulotna jak powietrze, w której Oskar unosił moje bezwładne ciało i przyciskał mocno do siebie. Czułam jego szybko bijące serce. Nie miałam w głowie przeszłości, żadne szepty mówiące mi jak mam postąpić, nie dochodziły do mnie. W tamtej jednej chwili miałam wszystko gdzieś. Zatracona w w silnym uścisku poddałam się wszystkiemu dookoła. Nie miałam już sił, byłam bezpieczna, i nareszcie wolna.

***

Powoli otwieram oczy, przeciągając ten moment w nieskończoność. Boję się tego co zobaczę pod powiekami. Obawa przed tym, że mój powrót do domu może być jednym wielkim kłamstwem jest tak silna, że cała sztywnieje. Robię to co muszę i w następnej sekundzie zabijam samą siebie, ponieważ znajduję się tam gdzie nie powinnam. Nie ma tutaj mężczyzny przy, którym mogę poczuć namiastkę bezpieczeństwa, tym, który jeszcze chwilę wcześniej tulił mnie do swojej ciepłej piersi. Za to przede mną stoi Alex i z szyderczym uśmiechem patrzy mi w oczy. Nie rozumiem, przecież mnie tutaj nie ma. Nie mogę tu być. Potrząsam głową, dławiąc się potokiem słowa NIE.

- To jest kurwa nie możliwe - wyrywa się z mojej piersi jeden wielki wrzask. - Uwolniłam się, ciebie tu nie ma.

Panika w sekundzie łapie mnie za gardło, a koszmary przelatują przez mój mózg, głowa pulsuje jak wariatka. Nie mogę sobie pozwolić na powrót. Nie wrócę w tamtą straszną otchłań. Nie ma takiej kurwa opcji!!!! Wyciszam swoją panikarską bliźniaczkę, pompując zalążek odwagi w serduchu. Dam radę, nie poddam się - myślę. Wpatruję się w mojego własnego diabła, który tak strasznie mnie prześladuje. Mężczyzna nie stoi daleko, patrzy, obserwuje moją reakcję. Z całą pewnością moja twarz zdradza wiele, ale się tym nie przejmuję. Obrzucam swoje ciało szybkim spojrzeniem, to co widzę pewnie go zadowala. Wrak. Ohyda. Zniszczona. Z uniesionymi brwiami ze mnie kpi. Szyderstwo i wyższość są wymalowane na jego obłudnej twarzy. Nie dobije mnie. Wszystko do mnie powraca, i choć staram się zatrzasnąć tym myślom drzwi, coś mnie powstrzymuje. Tak jakby trzymał mnie żelazną ręką. Ocieram udo o udo, nie towarzyszy temu ból, żaden dyskomfort nie wibruje w moim ciele, choć wyglądam fatalnie.

Boże, ja nic nie pamiętam. Jak do tego wszystkiego doszło?

Wciągam mocno powietrze w płuca, myśląc o obolałej klatce piersiowej, lecz tam ból także nie nadchodzi. Dziwne myśli przelatują przeze mnie z prędkością światła. Naćpał mnie, to z całą pewnością. Patrzę na swoje dłonie, obdarte z własnej skóry, brzydkie, i mocno doświadczone przez los. Choć nie widzę kodu kreskowego na nich, obracam to jedną, to drugą, i muskam delikatnie miejsca tak mnie przerażające. Można powiedzieć, że oszalałam szukając ich.

Czy ja do reszty zwariowałam? Oddech się urywa, staje się krótki i płytki. Panikara powraca. Serce bije jak szalone, wołając na pomoc. Moje dłonie trzęsą się jak osiki. Kątem oka rozglądam się szukając ucieczki. Widzę przed sobą ten sam loch, nawet zgniecione metalowe wiadro, które mi nieszczęśnie towarzyszyło w tamtym czasie, dalej leży z wywalonymi resztkami dookoła. Walka z gremlinem, staje przed moimi oczami i dostaję jeszcze większej paranoi.

Oszalałam.

Łańcuchy, którymi byłam zakleszczona leżą po mojej prawej stronie, w tym momencie nie mam do nich wstrętu. Są dla mnie jak na wyciągnięcie ręki. Maleńka nadzieja, na wydostanie się stąd powstaje, to mogłaby być moja szansa. Zadusić diabła. Złapać, ścisnąć. Nie odpuścić. Kilka szybkich ruchów i było by po wszystkim. Panikara we mnie się uspokaja, pozwala siostrze nadziei się odezwać. To mogłoby wypalić. Udałoby mi się, wierzę w to.

STWORZONA Z NICOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz