Rozdział 59

1K 97 13
                                    

George wpatrywał się w zamyśloną twarz Megan. Kołysali się w rytm spokojnej muzyki, ale widział, że coś jej chodzi po głowie.

- Co jest? - zapytał.

- Siwogłówka długo nie wraca. - odparła cicho. - Wysłałam ją przecież kilka dni temu...

- Nie martw się na zapas. - George pocałował ją w czubek głowy.

- Ale to zły znak... - skrzywiła się nieco.

- Może w takim razie skup się na tych dobrych znakach? - zaproponował i rozejrzał się. - Spójrz wokół siebie. Jest przyjęcie, muzyka, Bill i Fleur się żenią.

- No tak, to są pozytywy. - uśmiechnęła się lekko Megan, a potem posłała mu chytre spojrzenie. - A gdzie mój pierścionek?

- Uważaj sobie. - zaśmiał się. - Jesteś Puchonką, chciwość to nie cecha twojego domu.

- Skończyłam już szkołę. - nadęła policzki. - Więc teoretycznie nie jestem już Puchonką.

- Dla mnie już zawsze będziesz moim Puchońskim dziewczęciem. - nachylił się i pocałował ją w czubek nosa.

- To było słabe. - parsknęła śmiechem. - Nawet jak na ciebie.

- Co?! - udał oburzonego. - Rozmawiasz z profesjonalnym Mistrzem Podrywu! Ja się na swoim fachu znam!

- Widać. - posłała mu powątpiewających spojrzenie.

George chciał jej coś odpowiedzieć, ale nagle do namiotu wpadła jakaś jasnoniebieska kula. Zatrzymała się na środku, zwracając uwagę wszystkich obecnych. Megan chwyciła George'a za rękę.

- Ministerstwo padło. - rozległ się głos z kuli. - Minister Magii nie żyje.

Meg poczuła, jak w gardle staje jej nieprzyjemna gula. Voldemort znów zaatakował.
Błysnął ogień, czarna mgła wkroczyła do namiotu. Megan odbiła jedno z zaklęć skierowanych w jej stronę. George również wyciągnął różdżkę i pociągnął Meg za rękę w stronę Freda.

- Znikajcie stąd. - nakazał im ojciec Megan.

- Ale... - dziewczyna nie wyobrażała sobie zostawić ojca.

- No już! - huknął.

George chwycił ją za ramię. Świat zawirował, sceneria się zmieniła. Nagle Megan poczuła popchnięcie. Upadła na ziemię. Obróciła się i spojrzała na George'a. Ten tylko się do niej uśmiechnął... I zniknął. Wrócił do Nory, by pomóc reszcie. A ją zostawił. Zupełnie samą, w pustym polu.
Megan podniosła się i otrzepała sukienkę. Zaczęła ciężko dyszeć z nagłego przypływu wściekłości. Aż się zatrzęsła. Jak śmiał? Jak mógł tak po prostu ją zostawić? Nie pozwolił jej pomóc. Sobie, jej ojcu. Meg zacisnęła pięści. W pierwszej chwili była gotowa teleportować się z powrotem. Już nawet uniosła różdżkę, ale nagle się zatrzymała. Usłyszała znajomy odgłos.
Huczenie Siwogłówki.
Meg zadarła głowę do góry i spojrzała w niebo. Sowa Darcy leciała krzywo i jakby zmęczona. Megan opuściła różdżkę i pozwoliła, by Siwogłówka wylądowała na jej przedramieniu. Dziewczyna jej się przyjrzała. Siwogłówka przyniosła list. Meg wzięła go i odwinęła, a potem... Spaliła go w dłoni. To był jej list, który wcześniej wysłała.
Wtedy Megan zmieniła plan. Schowała różdżkę i ruszyła piechotą w stronę, skąd przyleciała sowa.
Brak odpowiedzi od Darcy oznaczał tylko jedno - Śmierciożercy ich dopadli.

~*~

George chodził w tę i z powrotem, czekając, aż w końcu Megan odpowie na jego próbę kontaktu przez Bliźniacze Oko. Zniknęła. Tak po prostu. Zwyczajnie poszła sobie w cholerę. A teraz nawet nie odpowiadała. Oko opadło, powracając do postaci kulki. Po raz czwarty. George miał ochotę nim rzucić. Wziął głęboki oddech. Jeszcze raz. Ostatni.

- Pokaż mi parę. - powiedział.

Oko uniosło się i chwilę oczekiwało na odpowiedź. Nagle pojawiła się szara tęczówka Meg. Ale nie wydawała się zadowolona.

- Czego chcesz? - rzuciła.

- Gdzieś ty się podziała? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Wiedziałbyś, gdybyś mnie nie zostawił. - prychnęła.

- Do jasnej cholery, Meg! - George odetchnął głęboko, by się uspokoić. - Nagle znikasz bez śladu, bez żadnej wiadomości, w dodatku nie odpowiadasz na mój kontakt...

- Leciałam. - odpowiedziała dziewczyna. - Trzeba było mnie nie zostawiać.

- O co ty się tak wściekasz?

- O to, że nie dałeś mi pomóc. - dziewczyna była wyraźnie zirytowana. - Tam był mój tata. Byłeś ty. I mogłam wam pomóc. Ale ty oczywiście musisz mnie chronić, prawda? - usłyszał jad w jej głosie.

- Czyli teraz to coś złego, gdy się troszczę? - George nie ukrywał swojego zdenerwowania.

- Co za dużo to niezdrowo. - odparła Meg. - Może to nawet lepiej, że jestem teraz daleko od ciebie. Przyda mi się trochę czasu na osobności. Poza tym, Darcy sama się nie uratuje.

- Gdzieś ty zaś polazła?! - krzyknął. - O czym ty gadasz?!

- O mojej przyjaciółce, którą dopadli Śmierciożercy. I nawet nie próbuj mnie szukać ani mi pomóc, bo cię chyba zagryzę. - syknęła. - I daj mi już spokój. Nie chcę z tobą rozmawiać. Koniec kontaktu.

Oko opadło. George parsknął śmiechem. Rozłączyła się. Tak po prostu. Jakby nic nie znaczył. Poszła sobie ratować Darcy. George schował Bliźniacze Oko do kieszeni i podszedł do ojca Meg, który leżał na boku. Weasley nachylił się nad nim.

- Megan powiedziała, że poszła ratować Darcy, bo podobno dopadli ją Śmierciożercy. - westchnął.

- Nie może iść sama... - pan Gumdrops spróbował się podnieść.

Zaraz jednak syknął i zrezygnował. Rana na jego brzuchu nie wyglądała ciekawie. George pomógł mu z powrotem się położyć. Przyłożył dłoń do czoła.

- Musisz jej pomóc. - powiedział Jason. - Ona zginie.

- Stwierdziła, że jeśli to zrobię, to mnie zagryzie. - prychnął George.

Pan Gumdrops przyjrzał się mu i stęknął cicho, zanim zaczął mówić:

- Ona była tylko wściekła, bo nie dałeś jej pomóc. - stwierdził. - Meg zawsze stawia dobro innych ponad swoje. I gdy zabroniłeś jej zająć się innymi, starając się ją chronić, poczuła się odrzucona. - dotknął ramienia George'a. - Idź za nią. Proszę.

George westchnął ciężko. Nie potrafił odmówić. Gdzieś tam w środku, sam chciał jej pomóc. Podniósł się i chwycił miotłę.

- Wrócę z nią. - powiedział do pana Gumdrops. - Obiecuję.

A potem odleciał w stronę, gdzie znajdował się dom Darcy, modląc się, by nie było za późno.

Puchońskie dziewczę - George Weasley x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz