Rozdział 14

2K 146 16
                                    

- A gdzież ty się wybierasz? - zapytała Meg, z uniesioną brwią przyglądając się poczynaniom przyjaciółki.

Darcy podskoczyła i spojrzała na nią. Megan spostrzegła delikatny rumieniec na jej twarzy, a potem schowała coś za plecami. Młoda metamorfomag zbliżyła się, a Darcy zrobiła krok w tył.

- T-To nic takiego. - powiedziała.

- Skoro to nic takiego, to pokaż mi, co tam chowasz?

- Na pewno cię to nie zainteresuje...

- Teraz to już mnie bardzo interesuje. - Meg uśmiechnęła się szyderczo.

Szybko wykształciła kocie łapy zamiast swoich nóg i skoczyła w stronę przyjaciółki. Cotton Candy wstał z łóżka i zaszczekał. Darcy pisnęła i odskoczyła. Megan uderzyła z impetem w półkę. Jęknęła, ale zaraz się pozbierała i znów przygotowała do skoku. Darcy się zaśmiała i zaczęła uciekać po całym dormitorium. Goniły się, przewracając wazony i krzesła, uderzając o szafy i stoliki, wśród wesołego poszczekiwania psidwaka, aż w końcu Meg udało się dopaść swoją ofiarę. Rzuciła się na Darcy i przewróciła ją, przygniatając swoim ciałem.

- Daj mi to zobaczyć! - wrzasnęła.

- Ale to nawet nie jest dla ciebie!

- Nie musi być! Chcę to zobaczyć! - Meg wyrwała z dłoni Darcy małą paczuszkę.

Zeskoczyła z przyjaciółki i otworzyła ostrożnie pudełko. Gwizdnęła cicho, gdy zobaczyła, co jej koleżanka przed nią ukrywała. Haftowana bransoletka z herbem Gryffindoru, a obok naszyta była miotła. Megan uniosła wzrok na Darcy. Zamknęła pudełko i rzuciła przyjaciółce.

- No, no. - uśmiechnęła się. - Czyżby nasz Oliverek miał nową fankę?

- Co? Nie! - zaprzeczyła gwałtownie Darcy. Zbyt gwałtownie. - Po prostu go polubiłam i chciałam mu to dać... Bo jest taki miły i... No i ja chciałam mu to dać, żeby... No wiesz...

- No wiem. - przewróciła oczami z rozbawieniem Megan. - Ale jak będą dzieci to chcę być chrzestną.

- Meg!

Gumdrops roześmiała się i wyszła z dormitorium. Miała dzisiaj trochę rzeczy do załatwienia. Jako pierwszy oczywiście był trening w Zakazanym Lesie. Przemiana w magiczne stworzenie już nie sprawiała jej już takich problemów, a nawet potrafiła już opanować niektóre ich magiczne zdolności.
Potem na pewno zajrzy do bliźniaków Weasley. Ostatnio znalazła coś ciekawego w sklepie i postanowiła to kupić dla siebie i Weasley'ów. Była pewna, że się przyda.

~*~

Nifflerek wskoczył na kolana Megan, a potem wdrapał się na jej ramię. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i pogłaskała zwierzątko. Zaraz jednak uśmiech spełzł z jej twarzy.
Po dzisiejszym treningi spotkała Hagrida. Był bardzo przybity, więc Meg naturalnie zapytała go, co się stało. Początkowo nie chciał nic powiedzieć, ale w końcu Megan wydobyła z niego powód smutku. I był on naprawdę okropny.

Hardodziob został skazany na śmierć.

W pierwszej chwili, Megan miała ochotę ukatrupić Draco Malfoy'a, który był powodem tego wyroku. Ostatecznie jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Wtedy ją też pewnie skazaliby na śmierć.
Megan nie mogła się jednak pogodzić z tą myślą. Nie chciała przyjąć do świadomości faktu, że Hardodziob został tak niesłusznie oskarżony. Porozmawia o tym z Dumbledore'm. O ile go znajdzie. Ostatnio rzadko widywała dyrektora. Ale to nieważne. Opowie o tym Harry'emu, Hermionie i Ronowi. Oni na pewno jej pomogą uratować Hardodzioba.

Cotton Candy polizał ją po twarzy. Meg uśmiechnęła się i podrapała go za uchem. Zerknęła na swoją dłoń. Cienka rana na środku już prawie się zagoiła. Pamiątka po wieczornej podróży do pokoju profesora Lupina... Potem jeszcze rozmawiała z profesorem, gdy już był w swojej ludzkiej postaci. Obiecała, że nikomu nie powie, że jest on wilkołakiem. Zamierzała dotrzymać obietnicy.

Poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Wiedziała, że stąpa po cienkim lodzie. A do tego dochodził jeszcze ten cały Syriusz Black. Był niebezpieczny i Meg miała dziwne przeczucie, że niedługo przyjdzie jej się z nim spotkać.
Wstała z trawy i pogłaskała jeszcze raz Nifflerka. Potem odwróciła się i skierowała się w stronę szkoły. Cotton Candy truchtem pobiegł za nią. Nagle zatrzymał się i spojrzał gdzieś w głąb Zakazanego Lasu. Meg spojrzała na pupila. Ten tylko podeszły trochę w powietrzu, ale w końcu tylko odwrócił się i zaczął iść w stronę szkoły. Megan spojrzała na las. Skoro Cotton Candy się tym nie przejął, to raczej nie było nic takiego. Wzruszyła ramionami i ruszyła za psidwakiem.

~*~

Meg czekała przy klasie profesor Sprout. Wyczuła, że bliźniacy są w środku i teraz czekała cierpliwie, by złapać ich zaraz po wyjściu. I faktycznie, tuż po zakończeniu lekcji, Weasley'owie wybiegli z klasy, jakby ktoś ich gonił. Meg chwyciła ich za kołnierze i odciągnęła na bok. Jęknęli i stanęli naprzeciw niej.

- Co znów zrobiliśmy? - zapytał George.

- Co? A, nic takiego. - zaśmiała się. - Wbrew pozorom, nie mam dla was dzisiaj żadnej reprymendy. Ale mam prezent.

- Prezent? - oboje zrobiło wielkie oczy.

W odpowiedzi Meg wyjęła z kieszeni niewielkie pudełko. Otworzyła je i wyjęła z niego przedmiot. Wyglądał jak zwykła kulka, niewielka, taka, że można było ją gdziekolwiek schować.

- Masz jakiś fetysz do kulek, Żeluś? - uniósł brew George.

- Co to, u licha, jest? - zapytał Fred.

- To, moi drodzy. - zaczęła Meg. - Jest wbrew pozorom, bardzo przydatne ustrojstwo.

Po tych słowach, wyjęła drugą kulkę z kieszeni i wyszeptała jakieś słowa. Kulki zaświeciły lekko, uniosły się w powietrzu i delikatnie się powiększyły, po czym...

- Na Merlina! - krzyknęli zaskoczeni bliźniacy.

Teraz kulki stały się oczami. Obie miały szare tęczówki. Zupełnie jak Megan. Dziewczyna uśmiechnęła się i wręczyła jedną kulkę bliźniakom. Unosiła się i obserwowała ich. Przenieśli wzrok na Meg. Oko mrugało wtedy, kiedy dziewczyna. A tęczówka w kulce Meg zmieniła kolor na brązowy. Taki, jak mieli bliźniacy.

- Dałaś nam swoje latające oko?! - zapytał George.

- Nie byle jakie latające oko. - odeszła kilka kroków i wtopiła się w tłum uczniów.

Bliźniacy doczekali chwilę, a potem usłyszeli głos Megan, jakby była tuż obok.

- To kulki do kontaktowania się. - oznajmiła.

Bliźniacy podskoczyli, gdy usłyszeli jej śmiech wydobywający się z lewicującego oka.

- I ty też nas słyszysz? - zapytał oszołomiony Fred.

- Tak.

Po chwili Megan znów podeszła do nich. Klasnęli w dłonie i uśmiechnęli się do niej.

- Super! Jak tego używać?

- Wystarczy, że powiecie: „Pokaż mi parę", kiedy chcecie się ze mną skontaktować. Kiedy chcecie zakończyć kontakt, powiedzcie: „Koniec kontaktu". - oczy zmniejszyły się do swojego poprzedniego rozmiaru i zmieniły się w zwykle kulki, spadając na dłonie przyjaciół. Widząc ich niezrozumiałe miny, dodała: - To „Bliźniacze Oczy". Patent, który ma ułatwić komunikację między dwoma osobami. Dana para może się kontaktować tylko między sobą. Znalazłam to ostatnio w sklepie i wydało mi się całkiem praktyczne. Przynajmniej nie będziecie musieli wysyłać do mnie biednego Errola. - zaśmiała się.

- Ale czad! - krzyknął Fred.

- To jest totalny odlot! - dodał George.

- Tylko nie zgubcie go. - wskazała na ich oko.

- Ma się rozumieć! - zasalutowali.

- Muszę lecieć. Do obiadu, łobuzy!

- Do obiadu, Żeluś!

Puchońskie dziewczę - George Weasley x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz