Megan stała na dachu Hogwartu. Wyprostowana, z dłońmi splecionymi za plecami. Dumna, nieustraszona. Taka właśnie się wydawała George'owi, gdy wszedł na dach i zobaczył ją, wpatrującą się w zbliżającego wroga.
- Zaczęło się. - powiedziała, gdy w stronę bariery poleciały pierwsze zaklęcia Śmierciożerców.
Obróciła się do George'a. Dalej stał też Fred. Oboje gotowi już do walki o Hogwart. Zrobiło jej się ich żal. Bliźniacy byli tak bardzo ze sobą zżyci, że nie wyobrażała sobie, by jeden z nich miał umrzeć. A teraz mogło się tak właśnie stać. Mogli zostać rozdzieleni. Na zawsze.
Zaraz odgoniła te myśli. Nie na jej warcie.- Musimy iść. - powiedział George.
Megan pokiwała głową. Uśmiechnęła się łagodnie i przywołała ich gestem dłoni. Najpierw położyła dłonie na policzkach Freda. Przyciągnęła go do siebie i pocałowała w głowę. Potem stanęła na palcach, by dosięgnąć do George'a. Pocałowała go czule w usta. Weasley z pasją oddał pocałunek. Oboje wiedzieli, na co się piszą.
Megan odsunęła się i znów spojrzała na armię Voldemorta. Potem na bliźniaków. Uśmiechnęła się.- Nie dajcie się zabić. - powiedziała.
Oboje się uśmiechnęli i pokiwali głowami.
- Ty też, Żeluś. - powiedzieli równo.
Odeszli w swoją stronę. A Megan znów utkwiła wzrok w zbliżających się wrogach. Nie ruszyła do boju. Jeszcze nie.
Czekała na znak.~*~
George co chwila zadzierał głowę do góry, by zerknąć na niebo. Czekał, choć nie do końca wiedział, na co. Oczywiście, rozumiał, że ma wypatrywać wrogów. Ale póki co byli to sami Śmierciożercy. On czekał na coś innego. Coś, na co mogłaby się rzucić Megan. Dziewczyna nie zdradziła mu formy, jaką przybierze. Powiedziała mu, że i tak zapewne zdecyduje dopiero, gdy zobaczy wroga.
Weasley odbił kolejne zaklęcie. Rzucił spojrzenie na niebo. Nagle pociemniało, jakby jeszcze więcej chmur chciało zasłonić słońce. I George wiedział, że to nie był przypadek. Rozległ się huk piorunu. Błyskawica rozdarła niebo. Chwilowe światło wystarczyło, by George'a przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wśród chmur było coś strasznego. Coś wielkiego. I na pewno niebezpiecznego. Zerknął na armię Voldemorta. Zdecydował, że nadszedł czas.Uniósł różdżkę i wystrzelił w górę czerwony promień. Wiedział, że Megan go zauważyła. Podobnie, jak zbliżającego się wroga. Rozległ się głośny, skrzeczący ryk. Niektórzy nawet przestali walczyć, by zobaczyć, co to takiego. George sam też zadarł głowę do góry, by zobaczyć, jaką formę przybrała Megan.
Ogromne skrzydła rozpostarły się nad uszkodzonym dachem szkoły. Wielki łeb zakończony nierównym dziobem wychylił się do przodu, jakby chciał dokładnie rozpoznać wrogów. Istota ogromnych rozmiarów, prawdziwy potwór. Przypominał zarówno smoka jak i feniksa. Wydawało się, że jego łuskowate ciało pokrywa tysiące ognistych iskier. Dwunogi, o silnych skrzydłach, jakby podpalonych na końcu.
Śmierciożercy zaczęli rzucać w niego zaklęcia. Jednak stwór zaryczał w odpowiedzi, a potem z jego gardła wydobył się złowróżbnych skrzek, gdy zwrócił swoje szare ślepia ku atakującym. Ogromna łapa wystąpiła naprzód, by odbić się od dachu Hogwartu, nieco go burząc. Skrzydła machnęły raz, tworząc silny, ciepły wiatr, więc George musiał się przytrzymać ściany.
A potem Megan poleciała. Nad armią Voldemorta.Nawet tak prosta czynność jak lot, teraz stała się śmiercionośną bronią. Gdy leciała, ziemia pod nią drżała, zrywał się wiatr, podrywając z ziemi tych, którzy niczego się nie przytrzymali. Czyli Śmierciożerców, bo ci, którzy walczyli po stronie Hogwartu, wiedzieli, że muszą się czegoś złapać. Słyszała przerażone krzyki z dołu, gdy w powietrze wzbijały się tumany kurzu i pyłu, a po jej locie zostawało tylko zniszczenie. Zadarła łeb do góry. Ogromną istotę przysłoniętą przez chmury oświetliła kolejna błyskawica. Megan zaskrzeczała i wzbiła się wyżej. Zatoczyła krąg nad nieznanym stworzeniem. Korzystała z każdej błyskawicy, by przyjrzeć się swojemu wrogowi. I doszła do wniosku, że to nie jest zwykłe magiczne stworzenie.
To było coś więcej. Lwia głowa, tułów kozła i smoczy ogon wskazywały na chimerę. Ale to coś miało jeszcze skrzydła. I nagle zauważyło Megan. Dziewczyna zobaczyła, jak potwór otwiera paszczę, jakby brał głęboki wdech, a w jego gardle zaczyna się zbierać jakby żółtawe światło... Błyskawic.
Z paszczy stwora wystrzelił promień elektryczności. Megan zwinnie uniknęła ataku i zaryczała wściekła. Skierowała się prosto na chimerę. Ta również machnęła skrzydłami, by się zbliżyć. Ich ryki zmieszały się ze sobą. Meg wyciągnęła szpony do przodu, chimera wyszczerzyła zęby. Megan chwyciła pazurami łeb wroga. Zaczęła się szamotanina. Oboje gryźli siebie nawzajem, drapali, a chimera starała się trafić promieniem elektryczności.
Ktokolwiek próbował się do nich choćby zbliżyć kończył odepchnięty, poparzony lub obrywał przypadkową błyskawicą. To była prawdziwa batalia o to, która ze stron zdobędzie niebo.
Megan nawet nie miała pojęcia, ile ta batalia zmieniła.
![](https://img.wattpad.com/cover/241094278-288-k500966.jpg)
CZYTASZ
Puchońskie dziewczę - George Weasley x OC
أدب الهواة- Zobaczmy, zobaczmy... Ach, cóż za bajzel! Co w tej głowie siedzi? Hm, hm... Lojalna, nie ma co... Hojność... A więc to tak... Wszystko pomieszane... Inteligentna, więc może do Ravenclaw? Nie, nie, jednak nie. Widzę tutaj przyjaciele na pierwszym m...