- Nie przejmuj się, Mała Meg. - uśmiechnął się ciepło Cedric. - Nie jestem już małym dzieckiem. Pragnę ci też przypomnieć, że jestem starszy od ciebie i uważam się za dosyć dobrze wykształconego czarodzieja.
- Ja wiem, tylko... - Meg westchnęła ciężko. - Wiesz, jak to jest z moimi przeczuciami...
- Wiem, ale chyba mnie nie doceniasz. - poklepał ją po głowie i ruszył w stronę miejsca ostatniego zadania.
- Ty za to się chyba przeceniasz. - burknęła, idąc za nim, Meg.
- No to mamy dzięki temu balans. - zaśmiał się Diggory. - Nie rób takiej miny, Mała Meg. Będzie dobrze. Wygram i obiecuję, że kupię ci w Hogsmeade ciasto z malinami.
Megan uśmiechnęła się nieco, choć denerwujące uczucie w żołądku nie dawało spokoju. A Meg wiedziała, że to nie była niestrawność. Spojrzała jeszcze raz na Cedrica i przytuliła go. Zawsze się zachowywał jak jej starszy brat. Starszy brat Małej Meg. Zaczęła sobie powtarzać w myślach, że wszystko będzie dobrze. Ufała mu.
- Uważaj na siebie. - powiedziała i wypuściła go z objęć.
Cedric wyszczerzył zęby w uśmiechu, a przeczucia, zamiast zniknąć, jeszcze bardziej się nasiliły.
~*~
- Żeluś, tylko spokojnie...
- Jestem spokojna. - warknęła, ale zaraz westchnęła. - Przepraszam.
- Ależ proszę. - George uśmiechnął się szeroko.
Meg wędrowała w tę i z powrotem, czekając z niecierpliwością, aż kandydaci wejdą do labiryntu. Czuła, że coś jest nie tak. Powiedziała o tym nawet Dumbledore'owi, ale profesor tylko zaczął ją uspokajać, że wszystko jest pod kontrolą. Meg pomyślała, że nie wszystko, bo jej żołądek fikał koziołki, a mózg wysyłał znajome, niepokojące sygnały.
George i Fred znaleźli miejsca, z których doskonale było widać uczestników Turnieju. Megan co chwila patrzyła na Cedrica i Harry'ego, jakby zaraz miała ich stamtąd wytargać. Wierciła się, co chwila wstawała, robiła kółeczko i znów siadała. I tak na okrągło.
- Zachowujesz się, jakbyś miała owsiki. - skomentował George.
- I nie tylko... - dodał Fred.
Meg wykrzywiła usta w uśmiechu. W końcu usiadła i wpatrywała się nieruchomo w wejście do labiryntu. Coś jej mówiło, że to nie będzie dobry pomysł. Rzuciła jeszcze spojrzenie dyrektorowi Hogwartu. Omówił już szczegóły zadania z uczestnikami i teraz odwzajemnił jej krótkie spojrzenie. Meg odczytała z niego pocieszenie. Ale jakimś dziwnym trafem wcale nie czuła się pocieszona.
Rozległ się sygnał oznaczający początek próby. Uczniowie weszli do labiryntu.
- A co jeżeli coś ich tam zje? - zapytała zaniepokojona Meg.
Bliźniacy spojrzeli na nią dziwnie.
- Że niby te liście ich zjedzą?
- No nie, ale skąd my wiemy, co tam jest? Może ktoś się zaplącze w krzew?
- Żeluś, oni znają się na magii.
- No tak, ale te liście może zabójcze są?
- Żeluś. - George uniósł brew. - Co ty tak panikujesz?
Megan umilkła. Faktycznie panikowała. Niestety, miała do tego tendencje. Czy ona musi być taka strachliwa? Czasem Megan marzyła o tym, by być tak odważną i nieustraszoną jak Gryfoni. Bliźniacy wydawali się nie bać niczego. Meg zastanawiała się, czy to właśnie nazywane jest odwagą, czy może raczej głupotą?
Uczestnicy przechodzili labirynt, podczas gdy bliźniacy usilnie starali się odwrócić uwagę Megan od dręczących ją czarnych scenariuszy. Trzeba było im przyznać, że wychodziło im to całkiem nieźle. Zaczynali się kłócić o to, kto ma lepsze buty, oceniać studentki Beauxbatons, a nawet udało im się namówić Meg do przemiany w przypadkową osobę.
Nagle jednak, Megan gwałtownie spojrzała w kierunku labiryntu. Coś było nie tak. Coś było w środku labiryntu. Coś było nie tak... z pucharem.
Megan zerwała się i podbiegła do Dumbledore'a. Złapała go za ramię i spojrzała na niego błagalnym wzrokiem:- Profesorze, coś jest nie tak. - powiedziała.
Poczuła nagły skurcz w żołądku, jakby ktoś jej go wykręcał. Profesor wstał i spojrzał w stronę labiryntu. Meg była pewna, że on też teraz coś wyczuł.
- Biegnij. - polecił.
Meg w sekundę przemieniła się w rysia i pobiegła w głąb labiryntu. Błyskawicznie wyłapała zapach Harry'ego i Cedrica. Byli blisko.
Przyspieszyła. Musiała zdążyć. Musiała ich dogonić.
I kiedy już zobaczyła ich przy pucharze, kiedy była dosłownie jeden sus za nimi, krzyknęła:- Nie!
Chłopcy odwrócili się i ujrzała zaskoczenie w ich oczach, a potem... zniknęli. Meg zatrzymała się w miejscu, gdzie przed chwilą stali Harry i Cedric.
A potem ryknęła zrozpaczona, że nie udało jej je ich zatrzymać. Spóźniła się.
~*~
Megan siedziała gdzieś na boku, od czasu do czasu rzucając spojrzenie na rozentuzjazmowanych uczniów. Nikt nie zauważył całej akcji. Nikt się tym nie przejął. A Harry i Cedric jeszcze nie wrócili.
Kiedy wyszła z labiryntu, skierowała się pod pobliskie drzewo i usiadła, nie odzywając się do nikogo ani słowem. Nie była w stanie nic powiedzieć. Strach jakby odebrał jej mowę. Zresztą, co miała powiedzieć? Że Cedric i Harry gdzieś zniknęli? Jak miała to powiedzieć ojcu Cedrica? Jak miała się przyznać, że nie zdążyła ich powstrzymać?- Żeluś? - usłyszała znajomy głos.
Wbiła spojrzenie w buty. Nie umiała wymówić nawet jednego słowa. Chciała się rozpłakać, ale jednocześnie była zbyt wściekła, by to zrobić.
George usiadł obok niej. Meg poczuła zapach cytrusów i nieco się uspokoiła.- Żeluś, co ci się stało? - zapytał.
Nie odpowiedziała. Nie wiedziała jak. Patrzyła tępo w swoje buty, czując jak biją się w niej najróżniejsze emocje. Wzbierała w niej panika i rozpacz, ale zaraz były one tłumione przez uspokajający zapach cytrusów.
- Żeluś, powiedz coś. - nalegał George.
Nie była nawet w stanie na niego spojrzeć. Ręce jej drżały, a oczy piekły, chociaż Megan nie uroniła ani jednej łezki.
- Proszę. - wyszeptał chłopak.
Megan w końcu podniosła na niego wzrok. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła, bo słowa uwięzły jej w gardle.
- Co się stało? - zapytał znowu George.
Meg ukryła twarz w dłoniach. Tak naprawdę nie miała pojęcia, co się stało. Co miało się stać. I dlaczego.
- Ja... - wydukała. - Nie mam pojęcia...
Nagle wśród tłumu widzów zrobiło się jakieś poruszenie. Meg zerwała się na równe nogi i podbiegła do centrum zainteresowania gapiów. Przepchnęła się przez tłum rozemocjonowanych uczniów i... zamarła.
Na ziemi leżał Harry, posiniaczony i brudny, a obok Cedric. Megan patrzyła na szeroko otwarte oczy Cedrica. Zapomniała, jak się oddycha. Cedric był taki blady, taki nieruchomy.Cedric... Jej starszy brat Cedric był martwy.
Czuła ten zapach. Tak mdły i okropny. Widziała ten szok i przerażenie na twarzy Harry'ego i ogromny smutek. Podeszła krok bliżej. Nagle wiwaty tłumu zmieniły się w przerażone głosy.
- On wrócił! On wrócił! - krzyczał Harry.
Z tłumu wybiegł ojciec Cedrica. Upadł na kolana przy ciele swojego syna i zaczął płakać.
- To mój syn! - wołał.
Megan stała i patrzyła na martwe oblicze Puchona. Podeszła bliżej i kucnęła. Spojrzała na pana Diggory'ego, a potem znów na Cedrica. Wyciągnęła ku niemu dłoń i zamknęła mu oczy. Następnie przytknęła swoje czoło do jego i wyszeptała:
- Śpij spokojnie, Cedricu.
Po czym zaczęła płakać.
CZYTASZ
Puchońskie dziewczę - George Weasley x OC
Fanfiction- Zobaczmy, zobaczmy... Ach, cóż za bajzel! Co w tej głowie siedzi? Hm, hm... Lojalna, nie ma co... Hojność... A więc to tak... Wszystko pomieszane... Inteligentna, więc może do Ravenclaw? Nie, nie, jednak nie. Widzę tutaj przyjaciele na pierwszym m...