Rozdział 47

1.3K 108 12
                                    

Było tak cicho, że Megan zaczęła się zastanawiać, czy w Hogwarcie nie pozabijano wszystkich uczniów. Ale jednak nie. Jednak to tylko SUM-y. Albo aż SUM-y.
Megan była dobrze przygotowana, ale jednocześnie nie była pewna, jak na tym wyjdzie. W końcu, z Umbridge nic nie wiadomo. Megan westchnęła cicho. Ach, jakby chciała teraz być już na Grimmuald Place. Z tatą i innymi członkami Zakonu Feniksa. Zaraz naszła ją myśl, że bliźniacy zaraz skończą szkołę. Ciekawe, co zamierzają robić? George wspominał o jakimś sklepie, ale Meg nie była pewna, czy to przejdzie. Cóż, życzyła im jak najlepiej.

Otrząsnęła się z zamyślenia. Nie mogła się teraz dekoncentrować. Musiała się skupić na teście. Zda go, potem jeszcze rok do szkoły i koniec. Już więcej nie spotka tego Różowego Ptysia i nawet o nim nie wspomni. Odkąd się pojawiła, Hogwart przestał być tą samą szkołą, do której zwykła chodzić. Przez całą tą atmosferę nienagannego porządku, wszystko wydawało się jakby smutniejsze. A po likwidacji Gwardii Dumbledore'a, część uczniów była jeszcze bardziej przybita.

Megan przyłożyła pióro do papieru, by napisać odpowiedź na kolejne pytanie, kiedy nagle usłyszała wybuch. Najpierw pomyślała, że coś jej się przesłyszało. Ale kiedy usłyszała kolejne dwa, obróciła się w stronę drzwi, podobnie jak inni uczniowie w sali. Posłała spojrzenie Darcy. Ta jedynie wzruszyła ramionami. Niedaleko, skąd dochodziły te odgłosy, SUM-y przeprowadzała Umbridge. Czyżby ktoś miał zamiar ją wykończyć? Megan miała taką nadzieję.
Na chwilę zmieniła uszy na psie i przysłuchała się wybuchom. Brzmiały trochę jak... Fajerwerki?

Nagle Drzwi do ich sali same się otworzyły i wleciały przez nie skrzące się, różnokolorowe fajerwerki. Tańczyły między zaskoczonymi uczniami, wybuchały wokół nich i przywoływały uśmiech na skupionych twarzach. Profesor Flitwick również wydawał się zaskoczony, ale jedynie patrzył na te wydarzenia, nie chcąc ich przerywać. Megan, gdy otrząsnęła się z szoku, uśmiechnęła się. W Hogwarcie były tylko dwa łobuzy, które mogły za tym stać. Fajerwerki przybierały różne kształty, a jedna z nich uformowała się w strzałkę, która wskazywała wyjście. Gdy Megan już się podnosiła z miejsca, by wyjść z sali, jej uwagę przykuł inny kształt. Skrzący się, jaskrawy ryś podbiegł do niej i okrążył ją. Megan się roześmiała, a ryś wyskoczył w górę i rozbił się na tysiące małych serduszek. Teraz Meg strzeliła potężnego buraka. Nie miała wątpliwości, że to był pomysł George'a.

- Idiota... - burknęła.

- Meg! - zawołała ją Darcy, stojąc przy wyjściu. - No chodź!

- Już! - dziewczyna jeszcze chwilę patrzyła na serduszka, które za chwilę zniknęły.

Wybiegła razem z Darcy na podwórko, gdzie bliźniacy Weasley latali na miotłach, wypuszczając kolejne fajerwerki. Na niebie uformowali z nich ogromne „W". Uczniowie wokół wiwatowali i klaskali, a Megan patrzyła na to wszystko ze łzami w oczach i szerokim uśmiechem na ustach. Jeden z bliźniaków złapał jej spojrzenie. Z jakiegoś powodu, Megan wiedziała, że to George. Pomachała mu, a on do niej mrugnął. Pomyślała, że jest niesamowity.
A ona dalej nie dała mu odpowiedzi na jego wyznanie uczuć.

~*~

Megan siedziała na łóżku, głaszcząc Cotton Candy'ego, który leżał na jej kolanach. Darcy poszła wysłać list do Olivera, a ona... No właśnie, ona nie miała co robić. Jakoś przywykła do wiecznej obecności bliźniaków, a szczególnie Geroge'a. Teraz, kiedy wylecieli z Hogwartu, porzucając szkołę i naukę, czuła się dziwnie. Jakby pojawiła się pustka nie do zastąpienia. Nikt nie był w stanie zastąpić bliźniaków. Z kim ona teraz będzie chodziła do Zakazanego Lasu? Kto będzie jej wykręcał kawały? Poczuła, że jeszcze bardziej chce już wrócić do Nory. Jej tata ostatnio ją poinformował, że to tam będzie ich nowy dom, dopóki wciąż są celami Śmierciożerców.
Westchnęła cicho. Wszystko teraz było tak pokręcone. Tak wiele rzeczy już się wydarzyło, a to na pewno był dopiero początek. Candy, jak gdyby wyczuł nastrój swojej pani, podniósł łebek i polizał jej dłonie. Megan się uśmiechnęła.

- W porządku, Candy. - powiedziała. - Wszystko będzie dobrze.

Tak, właśnie w to wierzyła. Dopóki ma swoich przyjaciół, dopóki ma tatę, Cotton Candy'ego, Darcy i George'a, wszystko będzie dobrze. Wkrótce to na pewno się skończy.
Nagle usłyszała pukanie do okna. Podskoczyła na ten dźwięk. Gwałtownie tam spojrzała. Prawie krzyknęła, gdy zobaczyła rudą głowę George'a przyciśniętą do szyby. Szybko do niego podeszła i otworzyła okno.

- Co ty tu robisz? - zaśmiała się.

George siedział na miotle i dumnie wypinał pierś.

- Przyleciałem jeszcze osobiście się z tobą pożegnać. - oświadczył.

- To miłe. - poczuła ciepło na sercu. - Będzie mi was brakować.

- Wiem, wiem. Ale zaraz koniec roku. Znów się zobaczymy. A poza tym, mamy nasze Oczy. - mrugnął do niej i na chwilę spuścił wzrok. - A... Mogę zapytać, czy już masz odpowiedź?

Megan zrozumiała, że chodzi mu o jej uczucia. Zacisnęła usta. Jej uczucia biły się w jej ciele, powodując totalny harmider. Nie potrafiła mu odpowiedzieć. Chciała, ale nie mogła. Odetchnęła cicho.

- Jestem Puchonką, George. - powiedziała, uśmiechając się łagodnie. - A Puchonów charakteryzuje między innymi dokładność i cierpliwość. Chcę mieć pewność, że dam ci właściwą odpowiedź.

Na policzki George'a wkradła się czerwień, a chłopak pokiwał głową. Spojrzał na nią i uśmiechnął się.

- Dobrze. - powiedział. - Będę czekał. Może i jestem Gryfonem, ale przecież Gryfoni lubią wyzwania! - wyprostował się dumnie. - Takie zadanie to dla mnie pestka!

Megan zachichotała. George chwilę się wahał, zanim podleciał trochę bliżej. Nachylił się i pocałował Meg w czubek głowy. Dziewczyna się zarumieniła. Nie chciała wyjść na niemiłą, więc nie zaprotestowała. Potem uśmiechnęła się niepewnie, a George pomachał jej na pożegnanie.

- Do zobaczenia w Norze! - krzyknął jeszcze.

- Do zobaczenia! - odpowiedziała.

Zamknęła okno i usiadła z powrotem na łóżku. Cotton Candy od razu wszedł na jej kolana, a ona dotknęła czubka swojej głowy. Dlaczego się nie cofnęła? Czy chodziło tylko o to, by nie wyjść na niemiłą? A może to było coś jeszcze? Może... Może ona tego chciała?
Położyła się na plecach i starała się jakoś opanować piekące ją policzki. Rany, czy takie sprawy muszą być aż tak trudne?

Puchońskie dziewczę - George Weasley x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz