#57 Ciągła niewiadoma

650 17 13
                                    

Natalia:

Wczorajsze wyjście z dziewczynami w pewien sposób mi pomogło. Do wszystkiego podeszłam na świeżo i trochę z innej perspektywy. Do ciąży się nie przyznałam, a Łucja na ten temat milczała, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Ze względu na całą sytuację nie byłam jeszcze gotowa na ogłoszenie wszystkim tej wieści. Zresztą ja chyba nie do końca ją do siebie dopuszczałam.

N: Kochanie, tęsknimy za tobą. - siedziałam właśnie przy łóżku Kuby i trzymałam go za rękę. - Tosia i Florek codziennie o ciebie pytają, a ja już nie wiem co mam im mówić. Pokazuję im twoje zdjęcia i opowiadam, a oni z wielkim zainteresowaniem słuchają... Twoja mama i moja bardzo mi pomagają i jestem im za to wdzięczna, ale mi naprawdę ciebie brakuje. Tak strasznie bardzo. - szepnęłam, a moje oczy zrobiły się lekko wilgotne. - Oni też czekają, aż będą mogli usłyszeć twój głos. - położyłam jego dłoń na swoim brzuchu. Czasami odczuwałam bardzo delikatne ruchy bliźniaków. - Wracaj do nas. - pocałowałam go na pożegnanie, bo właśnie dostałam SMS-a o kolejnej sprawie i musiałam się zbierać na komendę, a raczej na miejsce zdarzenia.

Danusia: O Natalia, co tu robisz? - jak tylko przyjechałam na miejsce zdarzenia zwróciła się do mnie patolożka.

N: Muszę czymś zająć głowę. - powiedziałam. - Widziałaś gdzieś Ola?

Danusia: Jest w mieszkaniu na górze, prawdopodobnie z tamtego okna wypadła ofiara. - podniosła głowę do góry i wskazała mi to dokładnie.

N: Samobójstwo?

Danusia: Raczej nie, ale więcej Ci powie Anetka. Też jest na górze.

N: Dobra, dzięki. - poszłam do mieszkania. - Co to za zapach? - zapytałam, jak tylko weszłam do środka.

O: Ale masz węch. Ja nic nie czuję. - spojrzał na mnie z podziwem. Chyba ciąża coraz bardziej daje mi się we znaki, tylko dość późno. 

Aneta: Ja też nic nie czuję, ale zakładam, że czujesz to... - podała mi gaz pieprzowy.

N: Hmmm... Gaz pieprzowy. Dobra, masz coś tutaj?

O: O to z tobą prowadzę tę sprawę?

N: A inaczej po co bym tu była? - zaśmiałam się lekko.

Aneta: Ktoś ją wyrzucił z tego okna. Dziewczyna się broniła, użyła gazu, a pod paznokciami ma naskórek pewnie sprawcy i lakier pewnie z tego okna. - wskazała. - Nazywała się Arleta Wolska. Lat 24. - odczytała z dowodu osobistego ofiary.

O: Mieszka sama?

A: Nie. Jej współlokatorka pojechała do rodziców, mundurowi z nią rozmawiali ma być jutro rano w mieście. Więcej wam powiem jak wszystko zbadam.

N: To do zobaczenia na komendzie. - pożegnaliśmy się z nią i zeszliśmy do Danusi, która skończyła swoją pracę i jechała zrobić sekcję.

O: Rundka po sąsiadach?

N: Niestety. - mruknęłam. Rozdzieliliśmy się i poszliśmy przesłuchiwać gapiów oraz sąsiadów. - Dzień dobry. Nadkomisarz Nowak. Policja. - pokazałam starszej pani odznakę. - Znała pani tę dziewczynę?

Starsza pani: Tak. Miła, fajna dziewczyna, tylko... przyjmowała do siebie różnych panów. Wie pani... była...

N: Prostytutką. Tak wiem. Widziała albo słyszała pani, żeby ktoś u niej był w nocy?

Starsza pani: Przykro mi, ale nie. - pokręciła głową. - Widziałam tylko jak późnym wieczorem od Arletki wychodził taki sporo starszy, bardzo umięśniony mężczyzna. Wyglądał na zdenerwowanego.

Gliniarze- Zaczęło się niewinnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz