🅟🅡🅞🅛🅞🅖

1K 31 31
                                    

Oczekiwanie w niepewności było najgorsze. Ta chwila, kiedy mogłeś tylko siedzieć i czekać na słowa, które przyniosą ulgę lub nieopisywalne cierpienie. Oczekiwanie było dziennym stanem. Takim, w którym ślepo wpatrujesz się w ścianę, jakbyś miał znaleźć w niej wszelkie odpowiedzi. Jednak tam nigdy ich nie ma. To taki stan, w którym każdy najmniej wyraźny dźwięk jest w stanie podnieść cię na nogi mimo kilku bezsennych nocy. A ja właśnie w takim stanie tkwiłem. Usilnie próbując nie oszaleć. Co było, prawie że awykonalne.

Blanka zniknęła. Sens mojego życia. Miłość mojego istnienia. Matka moich synów i moja żona. Zniknęła dwa dni temu, a ja niemal od razu poruszyłem niebo i ziemię, by ją znaleźć jednak kompletnie bez skutku. Nikt nie miał pojęcia, gdzie ona jest. Nie dawała żadnego znaku życia, a ja pozostawałem na skraju załamania nerwowego. Nie umiałem na niczym się skupić ani normalnie funkcjonować. Niepewność zabijała mnie od środka, chociaż prawda mogła okazać się gorsza. Chciałem tylko, by w końcu przekroczyła próg naszego domu. Uśmiechnęła się do mnie w tak charakterystyczny dla siebie sposób i spytała mnie, jaką głupotą tym razem się stresuje. Tak to była cała ona.

Wiecznie uśmiechnięta i pozytywnie nastawiona do życia. Moja żona zdecydowanie była lekkoduchem. W zasadzie niczym się nie przejmowała i nie stresowała. Do wszystkie umiała podejść z pełnym spokojem czego cholernie jej zazdrościłem. Ja byłem zdecydowanie w gorącej wodzie kąpany. Przez co idealnie się uzupełnialiśmy.

Nagle po domu rozniosła się głośne pukanie. Na nic nie czekając, szybkim krokiem podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Niestety to, co zobaczyłem nie spodobało mi się ani trochę. Dwa wilki klasy Omega patrzyły na mnie niczym dwa zbite psy. W ich oczach widziałem ogrom współczucia. Którego w tym momencie naprawdę nie potrzebowałem.

- Znaleźli Blankę. - Oświadczył jeden z nich, przerywając nieznośną chwilę ciszy. - Niestety nie żyje. Najpewniej to sprawka łowców. - Wyjaśnił, szturchając tego drugiego. Na ten gest od razu się oddalili, zostawiając mnie kompletnie samego.

Blanka nie żyje. To zdanie odbijało się w mojej głowie, echem odbierając mi oddech z płuc. Cały czas stałem, ślepo patrząc przed siebie jednak nic nie widziałem. To jedno zdanie niszczyło mnie od środka, rozdzierając na drobne kawałeczki moją duszę. Zostałem sam. Kompletnie sam.

Na chwiejnych nogach ruszyłem korytarzem w głąb domu. Moje nogi były jednak na tyle miękkie, że nie długo były w stanie utrzymać mój ciężar. Dlatego upadłem, jednak nie poczułem bólu. Ten psychiczny był dużo gorszy od tego fizycznego.

Zakryłem usta dłonią, by powstrzymać głośny krzyk, który pragnął opuścić moje gardło. Nie byłem pewien czy teraz pragnę bardziej wyć z bólu, czy na czymś się wyżyć. Czułem ból w klatce piersiowej i łzy gromadzące się w moich oczach. To był koniec.

Przed oczami w momencie przeleciały mi wszystkie wspólne chwile spędzone z żoną. Od dnia, kiedy się poznaliśmy aż do naszego ostatniego spotkania. Zatracałem się w tych wspomnieniach świadomy, że w życiu nie przeżyje tego drugi raz. Bo jej już nie ma.

Blanka nie żyje.

W końcu pozwoliłem sobie, by łzy spłynęły po moim policzkach. Dłonie położyłem na podłodze pozwalając by szloch opuścił moje usta. Byłem tak cholernie bezsilny. Miałem pieniądze, władze i wpływy. Jednak to nie było w stanie wrócić jej do życia. I właśnie w takich momentach uświadamiałem sobie, jak niewiele to wszystko jest warte. Jak życie jest kruche i, że prowadzi do nikąd. A jedyne co je wypełnia to ból przerwany jedynie krótkimi chwilami szczęścia. I w tym momencie zapragnąłem tylko śmierci. Tak zimnej i przerażającej. Jednak tylko ona miała siłę, by na nowo połączyć mnie z ukochaną.

Liczyłem, że to tylko koszmar. Sen, z którego za chwilę się obudzę. Otworze oczy a ona znowu będzie leżała obok mnie. Spokojna jak zawsze. Jednak to nie był koszmar. To było zdecydowanie zbyt bolesne i prawdziwe by się nim okazało.

Pozwoliłem sobie na mocny płacz. Teraz właśnie tego potrzebowałem. Rozładowania tych wszystkim emocji, które się we mnie kłębiły. Teraz nie miałem głowy, by myśleć o tym, jaki jest mój status społeczny. Nie myślałem o tym, że jestem wampirem i do tego facetem. Bo przeze wszystkim byłem żyjąca i czującą istotą. Miałem emocje, które czasem brały nade mną górę. Nawet, wtedy kiedy tak bardzo tego nie chciałem.

Nie miałem siły, by podnieść się z ziemi. Dlatego siedziałem na niej dłuższą chwilę, której potrzebowałemby nieco się uspokoić. Jednak emocje wcale nie cichły. Ból nie mijał. A łzy wcale się nie kończyły. Byłem w kompletniej rozsypce.

Jak niewiele jednak trzeba by kogoś zniszczyć. Okazuje się, że kilka słów wystarczy. Bo czasem to właśnie one niszczą nas najbardziej.

W końcu pierwsza fala smutku i żalu przeminęła. Ja zdołałem nieco się uspokoić, chociaż nadal byłem roztrzęsiony. Oparłem plecy o ścianę nie mając już siły, by utrzymać własne ciało w pionie. Dłońmi na oślep szukałem telefonu, który tkwił w jednej z kieszeni. Jednak w tym momencie nie byłem w stanie przypomnieć sobie w której. W końcu jednak go odnalazłem. Odblokowałem ekran za pomocą odcisku palca i niemal odruchowo wybrałem numer taty.

Tak bardzo nie chciałem być sam.

Na szczęście mój ojciec był nieco wypaczony. I zawsze szybko odbierak telefony od swoich dzieci. Wyjątkiem były tylko cholernie ważne sytuacje. Każdy nasz telefon traktował jak zapowiedź końca świata i teraz mnie to cieszyło. Głównie dlatego, że pewnie drugi raz już bym nie zadzwonił.

- Eliot wiadomo... - Zaczął jednak szloch, płynący z moich ust udzielił mu odpowiedzi za mnie. Nie płakałem. Głównie dlatego, że nie miałem już czym. Jednak nie byłem w pełni spokojny. -... Będę za kilka minut. - Zapewnił, kończąc połączenia.

Odłożyłam telefon nie dbając o to, gdzie go położyłem. Nie chciało mi się podnosić z ziemi, dlatego po prostu siedziałem opierając się o ścianę. Nie otwierałem nawet oczu, wiedząc, że wszystko będzie mi ją przypominać. Byłem w kompletnej rozsypce. I teraz nie miałem czasu, by się pozbierać.

Nie mam pojęcia, ile tak trwałem. Czas zatrzymał się w miejscu. Miałem wrażenie, że o śmierci żony dowiedziałem się zaledwie minute temu. Jednak kroki roznoszące się po domy utwierdzały mnie w przekonaniu, że minęło o wiele więcej czasu.

Nawet nie wiem, kiedy znalazłem się w silnym uścisku Richarda. Ojciec przycisnął mnie do siebie, mocno kompletnie nic nie mówiąc. I za to byłem mu wdzięczny. Bo w tym momencie nie było słów, które należało wymówić. Czasem najlepsza była po prostu cisza.

I przez ten krótki moment mogłem znowu poczuć się jak dziecko. Jak ten młody chłopak, którym kiedyś byłem. Ten sam który nieustannie prowadził wojnę z rodzeństwo. Buntował się rodzicom. I tak naprawdę nie znał cierpienia.

Jednak jego już nie było. Był już tylko dorosły mężczyzna. Facet, który zaznał cierpienia, a mocny uścisk ojca nie był w stanie tego naprawić.

No i w ten ona mało optymistyczny sposób wracamy do świata Antwanette. Jednak nie marwcie się znajomość pozostałych książek nie jest jakoś szczególnie wymagana by przeczytać tą

Na wstępie chciałabym tylko jeszcze zaznaczyć, że książka opiera się na wątku homo więc jeśli nie lubicie tej tematyki to niestety nie jest książka dla was

No więc tak życzę wam udanej zabawy i do następnego

WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz