🅥🅘🅘

214 11 15
                                    

Przewracałem się na łóżku, nie mogąc zasnąć. Ostatnimi czasy męczyły mnie problemy ze snem. Często długo nie mogłem zasnąć, a kiedy już zasnąłem, to spałem naprawdę krótko. Przez te kilka miesięcy było tylko kilka dni, kiedy udało mi się pospać trochę dłużej. Niestety w konsekwencji tego miałem jeszcze gorszy humor i byłem momentami po prostu nieznośny, z czego zdawałem sobie sprawę. Jednak nie mogłem nic z tym zrobić. Bo jak bardzo bym się nie starał nie umiałem zasnąć, o racjonalnej godzinie. Ilekroć kładłem się do łóżka, zaczynały dręczyć mnie różne myśli. Bardzo nieprzyjemne myśli.

W końcu zrezygnowany podniosłem się z łóżka. Opuściłem pokój i szybkim krokiem zszedłem na dół. W kuchni uchyliłem drzwi barku, z którego wyjąłem wino. Otworzyłem je i nalałem do kieliszka niemal do pełna. Potem ruszyłem do salonu, gdzie usiadłem no fotelu tempo wpatrując się w rodzinne zdjęcia. Te, które opowiadały naszą historię.

Kiedy się przeprowadzałem mama dała mi kopie, niemal całego albumu. A, że Blanka była cholernie rodzinna i sentymentalna powiesiła masę z tych zdjęć. I chociaż wtedy nie byłem przekonany co do tego pomysłu, teraz nawet mnie to cieszyło. Chociaż zdjęcie mnie i Toni pijanych po osiemnastce mogła sobie darować. I parę innych zdjęć. Wiele z nich przedstawiało właśnie mnie i Toni. My jako niemowlaki śpiący razem w kołysce. Bo jak mama twierdziła "były dni, kiedy chcieliście spać, tylko leżąc obok siebie". Kiedy byliśmy nieco starci i zaczęliśmy chodzić. Zdjęcia z nauki pływania i innych takich. Tego była masa. Bo jak twierdziła mama, wampiry żyją długo. Dlatego musimy zapisywać wspomnienia by te i za sto lat były wyraźne. Co nabierało sensu zwarzywszy na zmiany, które u nas zachodziły.

Westchnąłem cicho ostatecznie wyjmując album by pokatować się kolejnymi zdjęciami. Dopiero one uświadomiły mi, jak wszystko się zmienia. Jak bardzo moja bliźniaczka już nie przypominała tej nieco rozpieszczonej nastolatki, która lubiła łamać zasady. Jak Niko nie przypominał już tego upartego buntownika, który nie koniecznie był chętny, by być alfą. I jak ja już nie przypominałem tego mającego większość rzeczy gdzieś chłopaka, który żył zasadą "jakoś to będzie". Jak się okazało życie, wcale nie układa się samo i trzeba czasem poświęcić wiele, by ostatnie jakoś to było.

Odłożyłem album i nieco niechętnie podniosłem się z kanapy. Cały czas trzymając kieliszek wina, udałem się do swojego gabinetu. Tam usiadłem przy biurku, otwierając jedną z teczek. Nie była ona oczywiście przypadkowa. Bo była zbiorem wszystkiego, czego do tej pory dowiedzieliśmy się ostatnich atakach łowców. Wiedziałem jednak, że to mało a ja znam osobę, która mogła mi pomóc. Dlatego wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem odpowiedni numer.

- Halo. - Odpowiedział mi po chwili kompletnie zaspany głos Toni.

- Łał śpisz, a nie chlasz. To trzeba gdzieś zapisać. - Rzuciłem konśliwie, na co ta warknęła coś niezrozumiale pod nosem.

- Co się stało, że mój bliźniak uraczył mnie telefonem? - Spytała chyba uznając, że to nie godzina na kłótnie. - I to jeszcze kurwa o tej godzinie. - Dodała widocznie chcąc podkreślić to, jak bardzo ją wkurzyłem.

- Potrzebuje twojej rady. - Wyjawiłem, na co ta mruknęła ciche "niesamowite". - Chodzi o łowców. Ostatnio atakują nasze okolice a ja nie mam pojęcia, dlaczego akurat teraz.

- Łowcy naszych czasów to potomkowie starych rodów. I uwierz mi, że mało kto z nich mieszka na stałe w jednym miejscu. Często podróżują... - Tłumaczyła a ja usłyszałem jak przywraca karkami widocznie coś sprawdzają. - W jednym miejscu polują zazwyczaj rok góra dwa. Potem się przenoszą, by wilki i wampiry nie mogły ich tak łatwo wytropić.

- Jasne. Dzięki i...

- Eliot. - Rzuciła po chwili a fakt, że użyła mojego pełnego, imienia sprawił, że od razu zamilkłem. - Nie zabronię i nie odradzę ci się mścić. Bo kurwa znam cię jak mało kogo innego. I zresztą siebie też znam i wiem, że gdyby ktoś skrzywdził Brendana, zgotowałabym mu piekło za życia. I to takie, że zapragnąłby trafić do tego prawdziwego piekła i spojrzeć w oczy samemu diabłu. - Oświadczyła, a ja wiedziałem, że mówi prawdę . Toni dużo odziedziczyła po tacie. Zwłaszcza mściwość i okrucieństwo. No i przede wszystkim emocjonalność. Jeśli kogoś kochała lub nienawidziła, robiła to całą sobą. - Dlatego po prostu błagam cię, bądź ostrożny. I nie rób tego sam. Poproś kogoś o pomoc... Nasza rodzina nie przeżyje, jeśli cię stracimy.

- Od kiedy wzięło ci się na tak wielkie wyznanie? - Spytałem w nadziei, że to trochę rozluźni poważną atmosferę.

- Od kiedy zrozumiałam, że nie jestem nieśmiertelna. Jak każdy mogę umrzeć i stracić każdego, kto jest mi bliski. - Wyjaśniła, uświadamiając mi, że wbrew pozorom dojrzała. - Kocham cię Elio. I nigdy o tym nie zapominaj.

- Toni coś się stało? - Dopytałem nieco zmartwiony. Ona nie była osoba, która często mówiła, że kogoś kocha. A przynajmniej nie z taką statecznością, przez którą brzmiała aż zbyt poważnie.

- A obiecujesz, że nie powiesz ojcu? - Dopytała, co jeszcze bardziej mnie zmartwiło.

- Przysięgam.

- Byłam dzisiaj w górach. Wiesz jeden z tych durnych treningów. Źle stanęłam i zawisłam nad przepaścią... I wisiałam tak kilka minut, bo kiedy próbowałam coś zrobić tylko osuwałam się niżej. I przez te zaledwie kilka może kilkanaście minut myślałam tylko o tym, że mogę nie przeżyć, jeśli spadnę. I wtedy zrozumiałam, że nie chciałabym przejść na drugą stronę, nie mówiąc ci jak bardzo cię kocham. Zresztą nie tylko tobie... Żarty się skończyły brat. Jesteśmy dorośli i tak naprawdę cholernie bezbronni. - Wyjaśniła głosem tak wypranym z emocji, że z trudem ją poznałem.

Nasze życie zawsze było specyficzne. Kiedy byliśmy młodsi czasem słyszeliśmy jak rodzice się kłócą, bo może wybuchnie kolejna wojna. Tata często się bił by utrzymać pozycje. I nie raz wracał do domu ledwo żywy. Jedna pomijając to wszystko, mieliśmy dobre dzieciństwo. Takie w którym rodzice odgradzali nas murem ochronnym od całego zła. Nie zawsze się udawało. Jednak przez większość czasu mogliśmy czuć się bezpiecznie. I chociaż zdawaliśmy sobie sprawę z ryzyka, nie mieliśmy pojęcia jak wielkie ono jest. I jak tak naprawdę życie jest kruche.

- Ja ciebie też kocham Antwanette*. - Zapewniłem czując, że to dobry moment, by to powiedzieć. - Tylko kiedy ty zaczęłaś tak przeklinać.

- Otaczają mnie sami wulgarni faceci i chyba jeszcze bardziej wulgarne kobiety. Nie mogłam z tego wyjść z kulturą, jakieś oczekuje ode mnie dziadek Mleko.

- Meko. - Poprawiłem ją.

- No przecież mówię. - Zapewniła, na co parsknąłem śmiechem.

- No, ale to widzę, że ktoś cię lubi więc nie jest źle. - Zauważyłem, czując, że wreszcie robi się jakoś normalniej.

- Tak. Masz rację... Nie spytam jak się czujesz, bo też nie lubię, kiedy ktoś tak robi. Nie powiem też, że ból minie, bo jestem twoja bliźniaczką i muszę Ci powiedzieć, jaka jest bolesna prawda. Ból może nigdy nie zniknie. Jednak z czasem nauczysz się z nim żyć.

- Zrobiłaś się strasznie dramatyczna. - Zauwżyłem przez chwilę zastanawiając się, gdzie podziała się ta wieczna optymistka. Która nawet umierając w trakcie przemiany, umiała szeroko się uśmiechać.

- Po prostu ci wulgarni faceci to faceci, którzy często wiele stracili. A po pijaku są strasznie wylewni. A teraz wybacz, muszę iść spać. Jutro mam pierwszy egzamin półroczny. Powiedz chłopcom i naszej siostrze, że ich kocham. I przekaż Filipowi, że już może mi dać tę stówę.

- Czekaj skąd...

- Dobranoc. I nie pij za dużo, bo to nie zdrowe. - Rzuciła i szybko się rozłączyła, zastawiając mnie w kompletnym szoku.

*czyta się Antłanet jakby ktoś miał wątpliwości

WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz