🅧🅧🅧🅘

158 10 12
                                    

Moja rodzina zawsze była specyficzna. I kiedy inni obchodzili święta, ubrani w najlepsze kreacje my biegaliśmy w dresach. Przy okazji świetnie się bawiąc. Wygłupialiśmy się i wypominaliśmy sobie głupoty, które zrobiłyśmy w przeszłości. Dlatego zawsze lubiłem ten okres w roku. Chociaż pierwsze świata od tak dawna bez niej były ciężkie. Takie rodzinne spotkania już chyba zawsze będą mi ją przypominały. A z jej pamięcią zawsze będzie przychodził ból. Który będzie mi towarzyszył już do końca.

- Jak się czujesz? - Spytał Filip, stając obok mnie.

- Dobrze. To nic takiego. W końcu muszę żyć dalej. - Stwierdziłem, wzruszając ramionami. - I będę.

- Powoli, ale do przodu. - Mruknął, obejmując mnie ramieniem. - Chłopcy są szczęśliwi. Wydaje się, że oni są gotowi żyć dalej.

- Są silni... Boję się tylko, że nie będą jej pamiętać. - Przyznałem, spoglądając na Amaru. Chłopiec ewidentnie dobrze się bawił, denerwując jedną z kuzynek. - Nie chce, by dorastali kompletnie ją zapominając. Dla Blanki byli całym światem i chyba nie przetrawiłbym myśli, że dla nich będzie tylko kobietą, która ich urodziła.

- Będę wiedzieć, kim była i przede wszystkim jaka była. Tak długo, jak będziesz im o niej opowiadać. Będzie żywa tak długo, jak ty będziesz ją pamiętać i kochać. - Zapewnił a ja spojrzałem na niego zamierzając już coś odpowiedzieć. Jednak ten mi na to nie pozwolił. - Wiem, że ją kochasz. I być może nigdy nie przestaniesz. Jednak wierzę też, że jest w tobie wystarczająco miejsca na miłość dla nas obojga. Była wyjątkowa. Dała ci dwóch synów, którzy na pewno wyrosną na cudownych mężczyzn. Zasłużyła na to, byś ją kochał.

- Może Blanka ich urodziła. I jestem jej za to bardzo wdzięczny. Jednak wiem, że wyrosną na fantastycznych mężczyzn, bo pomożesz mi ich wychować. Chociaż to nie będzie łatwe. - Stwierdziłem, patrząc prosto w jego oczy. Filip był cudownym facetem. I nie umiałem pojąć, czym sobie na niego zadłużyłem.

- Los takich par ani ich dzieci zwłaszcza w tym środowisku nie jest łatwy. Jednak my sobie poradzimy. - Zapewnił, biorąc mnie za ręce.

- Raczej chodziło mi o to, że to Rooker'owie, ale to też prawda. - Wyznałem, na co ten parsknął cichym śmiechem. - Jesteśmy trudnymi dziećmi i nastolatkami.

- O tym już przyszło mi się przekonać. Jednak widziały gały, co brały. - Zauważył, łącząc nasze usta w krótkim pocałunku. - Jakoś sobie poradzimy. Razem.

- Miło, że mój ship się spełnia. - Stwierdziła Toni, która pojawiła się znikąd. Popijała whiskey uśmiechając się lekko. Miała podbite oko i rozcięta wargę przez bójki z kuzynką. Wyglądała nie najlepiej.

- Mogłabyś nie pić chociaż dzisiaj. - Zauważyłem, krzyżując ramiona na piersi. Moja bliźniaczka w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami.

- Zadzwoń do niego. - Zasugerował Filip, skupiając swoje spojrzenie na Antwanette. - Widać, że ci go brakuje. A on na pewno ucieszy się, słysząc twój głos.

- Nie mogę taka być. - Oświadczyła, na co posłałem jej pytające spojrzenie. - Nie mogę godzić się na przerwanie kontaktu i teraz do niego wydzwaniać... Poza tym to tylko głupie święta. Jedne z setek, które jeszcze przeżyje. I dziesiątek, które spędzę razem z nim.

- A ten tatuaż na udzie to dowód twojej wytrzymałości? - Dopytał Filip, na co ona obdarzyła go pytającym spojrzeniem. - Róża to ulubiony kwiat Brendana. A wąż to jego ulubione zwierzę. Jesteś mało subtelna.

- To ładny wzór. Nie musisz doszukiwać się w nim drugiego dna. - Zapewniła, dopijając alkohol.

- Widzę, że jesteś smutna. Więc nie duś w sobie tych emocji i zadzwoń. - Niemal poleciłem, na co ta przewróciła oczami.

- Smutne są dwie rzeczy. - Stwierdziła odgarniając z twarzy włosy, które pozostawały w strasznym nieładzie. - Pierwsza jest to, że Ty masz prawdziwy problem, a zajmujemy się mną. A druga jest taka, że tak naprawdę przez całe życie idziemy sami. Niektórzy ludzie są momentami w naszym życiu. Jednak prędzej czy później znikają. Więc jedyną osobą, która jest przy nas od początku do końca, jesteśmy my sami. - Stwierdziła, wpędzając nawet mnie w refleksje. - A teraz wybaczcie. Idę się napić. - Mruknęła i odeszła przeciskając się w tłumie wilkołaków.

- Jest pijana. - Zauważył mało błyskotliwie król wampirów.

- Nic jej nie będzie... A przynajmniej mam taką nadzieję. - Rzuciłem, przenosząc wzrok na Filipa.

- Ona jest niezniszczalna. I mimo własnej głupoty przeżyje nas wszystkich. I jeszcze będzie kimś wielkim. - Stwierdził, co początkowo wzbudziło we mnie chęć zgłębienia tematu. Jednak ostatecznie odpuściłem.

- Tato. - Mruknął Amaru podbiegając w moją stronę. - Położysz mnie do łóżka? - Spytał, przecierając oczy.

- Oczywiście kochanie. - Zapewniłem, biorąc syna na ręce. Ubolewałem na tym, że byłem dla nich złym ojcem. Wielokrotnie myślałem o tym, że lepiej by było, gdyby to Blanka z nimi została. Jednak nie byłem w stanie sprawić, że tak się stanie. I jedynym co mogłem teraz zrobić było staranie się, by być dla nich jak najlepszym ojcem. Tak by moja żona mogła być ze mnie dumna.

- A Filip pójdzie z nami? - Spytał, przytulając się do mnie.

- Oczywiście, że pójdę młody. - Zapewnił, głaszcząc chłopca po włosach. - Chodźmy. Musisz się wyspać. - Stwierdził, głaszcząc mojego syna po policzku.

Zależało mi na tym, by się dogadali. By moi synowie widzieli w Filipie oparcie. By Filip kochał ich jak własne dzieci. By to już nie byli moi synowie, tylko nasi. Tak by czuli, że mają oparcie w naszej dwójce. Bez względu na wszystko.

Weszliśmy na górę, a ja położyłem Amaru łóżka. Przykryłem go kołdrą, wzrokiem szukając jednego przedmiotu. Który ku ogromnej uldze szybko odnalazłem. Podałem chłopcu misia w kształcie wilka. Dostał go od mamy po tym, jak poprzedniej nocy rozmawialiśmy o tym, czy Amaru będzie wampirem, czy wilkołakiem. Blanka stwierdziła, że mimo małego prawdopodobieństwa ona wierzę, że nasz pierworodny syn będzie wilkołakiem. Dzisiaj to był ulubiony pluszak Amaru.

- Opowiedz mi bajkę. - Zarzadał, mocno przytulając do siebie maskotkę.

- A magiczne słowo? - Spytałem, na co ten zmarszczył brwi.

- Hokus spokus. - Rzucił szatyn, na co chłopiec zaśmiał się głośno.

- No dzięki za wsparcie. - Mruknąłem z udawanym wyrzutem, spoglądając na Filipa.

- Książę nigdy nie prosi. Pamiętaj o tym młody. - Oznajmił, siadając na brzegu łóżka.

- Ta to będą fantastycznie wychowane dzieci. - Wywnioskowałem cały czas, przeglądając się wampirowi.

- To będą najlepsze dzieci pod słońcem. W końcu nasze prawda? - Dopytał, na co chwilowo mnie zatkało. Samotni rodzice byli mało atrakcyjni. Mało kto chciał się pchać w związek i wychowywać nie swoje dzieci. Jednak dla Filipa wydawało się to tak naturalne i oczywiste jakby tak miało być od zawsze. Jakby już kochał chłopców najbardziej na świecie. - Ja opowiem Ci bajkę. - Zaoferował, przenosząc wzrok na Amaru. Jemu tej pomysł wydawał się wyjątkowo spodobać.

Przyglądałem się ich dwójce. Nie znali się zbyt dobrze. Widzieli się kilka razy w życiu. Jednak oboje zachowywali się, jakby od początku połączyła ich wyjątkowa więź. I przysięgam, że ich widok razem. Kiedy Filip opowiadał mu historie o wilkołaku, który pokochał wampira a Amaru słuchał go, jakby chciał zapamiętać nawet najmniejszy szczegół był najpiękniejszym i najbardziej wzruszającym widokiem, jaki dane mi było oglądać od bardzo dawna.

WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz