🅧

188 11 8
                                    

Spojrzałem na stary budynek, w którym mieścił się sklep z bronią. Znajdowaliśmy się na obrzeżach miasta. Ruch był dosyć spory, chociaż większość ludzi raczej omijała ten sklep. Co nie było niczym dziwnym. Nie każdy mian pozwolenia na broń. Dlatego obstawiam, że większość zarobków sklepu to nielegalne interesy. Co brzmiało całkiem logiczne.

Przychód był mały i właścicielowi brakowało pieniędzy. Więc kiedy natrafiła się okazja, zaczął sprzedawać nielegalnie broń. Interes nagle zaczął robić się opłacalny, a on rozwijał się na nielegalnym rynku. Aż do miasta przybyli łowcy i przez wieści o nielegalnej sprzedaży broni dotarli do sklepu. Gdzie zaczęli się zaopatrywać. Nic wymyślnego. Jednak w życiu nie wszystko musi być tak cholernie skomplikowane.

- Wejdziemy do środka. Tylko nie zrób nic głupiego. - Poprosił Filip, przechodząc przez drogę.

- Wypraszam sobie. Ja jestem dyplomatą. - Zapewniłem, na co ten parsknął śmiechem. - Co cię tak bawi? - Spytałem, przenosząc na niego spojrzenie.

- Nie. Nic, nic. - Zapewnił, otwierając drzwi do sklepu. Puścił mnie przodem, dlatego wszedłem do środka.

Wnętrze nie było szczególnie zaskakujące. Wszystko było utrzymane w kolorystyce brązu, a na ścianach wisiały głowy zwierząt. Co były nieco przerażające. Jak można trzymać wypchane zwierzęta na ścianach? Nawet wilkołaki i wampiry tak nie robią, a to ponoć my jesteśmy prawdziwymi potworami.

- W czym mogę pomóc? - Spytał mężczyzna w średnim wieku. Stał za ladą, bacznie obserwując każdy nasz krok. I chociaż nie zamierzał dać tego po sobie poznać stresował się. Bardzo się stresował.

- Z kolegą szukamy broni. Mamy w tym roku ochotę zapolować. - Oświadczył Filip, rozpinając marynarkę.

Jak dwóch wariatów staliśmy pośrodku jakiegoś randomowego sklepu ubrani w garnitury. Jednak to tworzyło wokół nas otoczkę dwóch nadzianych kolesi, którzy mają ochotę zabawić się w polowanie. I być może właśnie to tak zainteresowało sprzedawcę.

- Na zwierzęta czy na ludzi? - Spytał całkiem na poważnie. Co było dziwne, zwarzywszy na to, że nie wiedział, kim jesteśmy.

- Na Wilki. - Oświadczył wampir, na co spojrzałem na niego zdziwiony. - Będą ładnie wyglądać jako ozdobą w domu.

- Więc nie macie pozwolenia na broń ani tym bardziej na polowania. - Stwierdził jednak nie wydawał się być zniechęcony.

- Sprzedała nas chęć polowania na wilki, które są pod ochroną? - Dopytałem by chociaż trochę włączyć się, do dyskusji.

- Znam się na ludziach na tyle, by wiedzieć, kiedy przychodzi ktoś niecierpliwy kto nie zamierza załatwiać pozwoleń. I na tyle bogaty, by móc ignorować kary. - Zauważył, odchodząc od lady. - A król wampirów bez wątpienia ma ogrom pieniędzy. Pytanie tylko po co wampirowi broń do polowań? - Spytał, krzyżując ramiona na piersi. Wyszedł za lady i to był chyba jego największy błąd.

Filip szybko znalazł się przy nim i przygwoździł go do najbliższej ściany. Oczywiście to nie był dobry ruch, bo facetowi wcale nie wydawało się przeszkadzać to, kim jesteśmy. Jednak co się stało, to się nie odstanie. I teraz to ja musiałem uratować całą sytuację. Dlatego stanąłem obok Filipa, skupiając swoją uwagę na facecie.

- I co w związku z tym, że on jest królem? - Spytałem, jednak ten pokręcił głową. Wampir dusił go, przez co ten nie mógł mi odpowiedzieć. - Filip puść go. - Bardziej poleciłem jak poprosiłem, a ten rozluźnił uścisk jednak cały czas dociskał go do ściany.

- Nic. Nie trzymam strony łowców. Waszej też nie trzymam. Powiedzmy, że po prostu trzymam stronę pieniądza. - Wyjaśnił, co w zasadzie było nam bardzo na rękę. - Więc obstawiam, że chcecie coś wiedzieć o łowcach.

- Nie coś, tylko wszystko, co wiesz o nich ty. - Oświadczył Filip, który już nie był tak dyplomatyczny. Raczej agresywny.

- Kupują dużo różnej broni. Jednak co ciekawe najmniej broni myśliwskiej. Wola broń wojskową. Więc to, co im sprzedaje, sprowadzam specjalnie z... Nie do końca legalnych źródeł. Regularnie dokupują naboje i czasem broń. - Wyjaśnił, spoglądając na króla wampirów. Ten nieco niepewnie, ale go puścił. Mężczyzna podszedł za kasę i wyciągnął na nią naboje do broni. - To prawda z tym srebrem? - Spytał, pokazując nam srebrne pociski.

- Nie chodzi o alergie. Chodzi o kulturę. Srebrne kule są tradycyjne. Używa się ich właśnie ze względu na tradycje i inne takie. Jednak srebro nie rani nas bardziej niż inne metale. - Wyjaśniłem oglądając pocisk. - Do mocnej broni.

- Nawet bardzo. Muszą was skurwiele nienawidzić skoro strzelają do was z wojskowej broni. - Stwierdził mężczyzna, na co jedynie skinąłem głową.

- Nie, żebym trzymał ich stronę, ale przynoszą wstyd swoim przodkom. Oni przynajmniej mieli odwagę polować na nas z łuków. A oni bez wojskowej broni nawet nie podejdą. - Zauważył Filip, biorąc ode mnie nabój. - Są tchórzami przepełnionymi nienawiścią i zmasakrowanymi poglądami i ideałami.

- To prawda. Mam wśród przodków łowców i sam wiem, jak bardzo ta kultura się zmieniła. - Oświadczył mężczyzna. - Jednak spokojnie. Nasza rodzina nie praktykuje już łowiectwa. Dlatego mam o nim znikomą wiedzę. Wiem tylko tyle, że mój dziadek pół życia chodził i narzekał, że łowcy stali się gorsi od potworów, na które mieli polować.

- Gdzie dostarczasz im towar? - Spytałem, krzyżując ramiona na piersi.

- Przychodzą tutaj tuż przed zamknięcie i kupują, co mają kupić. Nigdy nie wiem, kiedy przyjdą. Ani tym bardziej nie wiem, gdzie można ich spotkać. Bardzo pilnują sobie tego, by pozostać anonimowi. - Wyjaśnił, na co skinąłem głową. To naprawdę niewiele nam dawało. No może tyle, że wiedzieliśmy o tym sklepie. Chociaż można powiedzieć, że to tak naprawdę nic.

- Chodźmy Filip. Więcej i tak się nie dowiemy. - Stwierdziłem, kierując się do wyjścia. Na odchodne rzuciłem plik banknotów na lade. Nikt chyba nie przypuszczał, że facet będzie milczał za darmo. Wampir ruszył za mną a ja spojrzałem na niego z uniesioną jedną brwią. - Serio? To była ta twoja dyplomacja? - Dopytałem, na co ten niezadowolony przewrócił oczami.

- Dobra poniosło, mnie przyznaje. Jednak niczego się nie dowiedzieliśmy. - Zauważył, przechodząc przez drogę. - Więc w zasadzie jesteśmy w punkcie wyjścia.

- Możemy kazać obserwować ten sklep. Jeśli ataki będą tak częste, jak zawsze to przy odrobinie szczęścia za niedługo znowu przyjdą po naboje. - Zauważyłem, chociaż sam nie byłem przekonany co do tego planu.

- Mogą minąć tygodnie, zanim znowu tutaj zawitają. O ile się nie zorientują i w ogóle nie przestaną tutaj przychodzić. - Zauważył zresztą całkiem trafnie.

- Więc w międzyczasie będziemy szukać dalej. W końcu ich znajdziemy. Nie mogli przecież zapaść się, pod zmienię.

- Trzeba ich znaleźć i jakoś to ogarnąć. Nie ukrywam, że wampirom nie podoba się, że łowcy tak się panoszą.

- Nikomu się to nie podoba. Jednak nie musisz się tym martwić. Znajdziemy łowców i skończymy ten cyrk raz na zawsze.

WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz