🅥🅘🅘🅘

214 12 16
                                    

Piłem kolejną lampke wina przeglądając akta łowców. Siostra dodatkowo wysłała mi trochę materiałów więc mogłem porządnie się doedukować. Przez ostatnie kilka dni mocno nad tym myślałem. I zrozumiałem, że chce tej zemsty. A wręcz jej potrzebuje, by ruszyć dalej. Może w tym momencie nie mam pewności czy zemsta przyniesie mi ulgę. Jednak muszę w końcu coś zrobić, by po prostu żyć lepiej. Skoro to jest jedno z niewielu wyjść, jakie mi pozostało, muszę przez nie przejść. Nawet jeśli nie jestem przekonany czy ono mnie dokądś zaprowadzi.

Przeglądałem kolejne teczki, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Podniosłem się z miejsca i udałem się do przedpokoju, by je otworzyć. I szczerze na tym etapie obecność Filipa nawet mnie nie zdziwiła. Ostatnimi czasy nasze drogi się krzyżowały jak chyba jeszcze nigdy. Więc wychodziło na to, że po prostu nasze spotkania to czyste przeznaczenie. Które w końcu do czegoś nad doprowadzi.

- No hej. - Rzucił, wchodząc do domu. Już nawet nie pytał, czy może to zrobić. I szczerze to, że jeszcze pukał, było prawdziwym cudem. - Sprawdziłem stare kroniki wampirów. I okazało się, że posiadamy całkiem pokaźna wiedzę o łowcach. Jak to mawiają poznaj swojego wroga lepiej, niż swojego sojusznika. - Oświadczył, wkładając jedna dłoń do kieszeni spodni.

- Niby kto tam mówi? - Spytałem, unosząc jedna brew.

- Mój ojciec. - Mruknął, krzywiąc się przy tym lekko. - Był chujem i doprawdy beznadziejnym ojcem... No i królem też nie najlepszym. Pewnie dlatego, że lubił stosować drastyczne środki. Może nadal by się na króla jednak nie czasów pokoju. A jakiś bardziej burzliwych. Nie wiem jakiejś wojna czy bunty. - Stwierdził, ostatecznie wzruszając ramionami i kończąc ten temat. Czasem było mi go serio szkoda. Udawał, że to wszystko nie ma dla niego żadnego znaczenia. Jednak prawda była taka, że to była tylko maska. Ubrana, by nikt nie zorientować się jak bardzo bolesny był to dla niego temat.

- Wiesz, w ogóle gdzie on jest? - Spytałem, ostrożnie wiedząc, że to nie jest temat, który on chciał podejmować w dyskusji. - Jeśli nie chcesz to oczywiście, nie mów. - Dodałem, nie chcąc go naciskać.

- Mógłbym się tego dowiedzieć bardzo szybko. - Zapewnił, czego wcale nie musiał robić. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak potężny jest Filip. - Jednak po prostu nie chce. Chcę tylko o nim zapomnieć. Nie myśleć o tym, co się z nim stało ani co teraz robi. To już nie ma dla mnie żadnego znaczenia.

- Nie ma znaczenia czy chcesz, żeby przestało mieć? - Dopytałem, na co ten posłał mi mordercze spojrzenie ucinając temat.

Kompletnie ignorując moje ostatnie pytanie, ruszył w stronę mojego gabinetu. No tak czasem zapominam, że nie jesteśmy wcale tak blisko. Podejrzewam, że nie rozmawiał o swoim ojcu nawet z Toni, a ona była mu dużo bliższa niż ja. Dlatego nie powinienem pytać.

Nic już nie mówiąc, ruszyłem za nim. Ten już stał w moim gabinecie i przeglądał wszystkie dokumenty, które już zgromadziłem o łowcach.

- Tak szczerze Eliot. - Zaczął, cały czas skupiając spojrzenie na dokumentach. - Co chcesz tak naprawdę osiągnąć?

- Szczerze? To nawet o tym nie myślałem. - Przyznałem zgodnie z prawdą, krzyżując ramiona na piersi.

- Jeśli robisz to tylko po to, by zająć czymś głowę to odpuść. - Bardziej polecił jak poprosił tym razem spoglądając w moją stronę. - A teraz zadaj sobie podstawowe pytanie. Co zrobisz, kiedy spotkasz łowców, którzy zabili twoją żonę? - Spytał skupiając na mnie spojrzenie, intensywnie zielonych tęczówek.

Dopiero w tamtym momencie zadałem sobie to pytanie. Co zrobię, kiedy spojrzę w oczy tych łowców? Świadomy tego, że zabili moją żonę. I w podobny sposób skrzywdzili innych, którzy nie mieli siły lub odwagi, by się mścić. Co zrobię, kiedy spojrzę w oczy morderców, którzy mordują bez najmniejszych wyrzutów sumienia?

- Zabije ich wszystkich. - Oświadczyłem głosem tak pustym, że sam byłem przerażony.

- Więc mamy plan. - Stwierdził Filip, który o dziwo wcale nie zaczął prawic mi morałów o tym, że zemsta nic nie zmieni czy mordując, staniesz się tacy jak oni. - Moje wampiry też szukają łowców. Są powszechnym problemem. Dlatego wilki twojego ojca też się dołączyły.

- Przy odrobinie szczecie powinniśmy uwinąć się z tym całkiem sprawnie. - Stwierdzilem, czując jakiś nagły przypływ energii. Naprawdę chciałem się z tym szybko uwinąć. Tak by móc poczuć, że w końcu mam to za sobą. - I w końcu o tym zapomnimy.

- A ja widzę, że jest Ci to wyjątkowo potrzebne, dlatego weźmy się do pracy. - Zasugerował, biorąc do rąk jedną z teczek. - Nie chce nic mówić, ale Toni bazgrze jak kura pazurem.

- To akurat moje pismo. - Poprawiłem go, na co ten spojrzał na mnie zszokowany. - No co? Jesteśmy bliźniętami i oboje bazgrzemy prawdziwe hieroglify.

- A w jakim to jest w ogóle języku? Bo mi to trochę przypomina chiński ewentualnie jakiś wymarły język. - Zauważył nieco złośliwie, na co fuknąłem pod nosem. - No co jestem tylko szczery.

- Bo Ty to na pewno piszesz, kaligrafując każde słowo. - Rzuciłem, podchodząc nieco bliżej niego.

- No na pewno nie pisze tak okropnie, jak ty. - Fuknął, podając mi teczkę. - Ty się w tym odczytuj. Ja poczytać coś zapisanego w istniejącym języku.

- No proszę. Stary dobry złośliwy Filip wrócił. - Zauważyłem krzywiąc się przy tym, by podkreślić swoje niezadowolenie. Chociaż prawda była taka, że nieco mi go brakowało.

- I nigdzie się nie wybiera. - Zapewnił, otwierając teczkę. - Więc lepiej naucz się ładnie pisać, bo ci tego nie odpuści.

- Jak mógłbym odebrać ci jedną rzecz, w której jesteś lepszy? - Spytałem, unosząc jedną brew. Ten spojrzał na mnie pseudo morderczym wzrokiem, robiąc wszystko by się nie uśmiechnąć. Co średnio mu wychodziło. - Lepiej już nie komentuj mojego pisma i zabierz się do czytania.

- A ty się odczytasz czy załatwić ci kogoś, kto czyta z hieroglifów? - Dopytał, już nawet nie próbując powstrzymać złośliwego uśmiechu.

- Niektórzy w przeciwieństwie do ciebie potrafią czytać więc spokojnie dam radę. - Zapewnił, odwzajemniając jego złośliwy uśmiech.

- Brakowało mi tego. - Przyznał już nieco poważniej, przewracając karki.

- Szczerze to mi trochę też... A może nawet bardzo. - Przyznałem, siadając za biurkiem. Filip za to usiadł ma fotelu przede mną. - Czyli tak się czujesz jako król.

- Nie przeginaj Rooker. - Ostrzegł mnie używając mojego nazwiska, by brzmieć groźniej.

- Ty też nie przeginaj gościu z jakimś dziwnym pseudo francuskim nazwiskiem. - Ostrzegłem go, na co ten przewrócił oczami.- Tak mi też zdecydowanie brakowało tych naszych przepychanek słownych.

I w ogóle ciebie całego cholernie mi brakowało.

WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz