🅧🅧

179 10 34
                                    

Zarzuciłem na siebie koszule, powoli zapinając jej guziki. Filip leżał na łóżku, oglądając jakieś papiery. Spędziłem u niego jakieś pół godziny. Jednak teraz musiałem wracać do domu. Czekała na mnie jeszcze praca. Z którą chciałem się wyrobić by jutro móc iść zobaczyć synów. Miałem dziwne wyrzuty sumienia przez to, co zaczęło łączyć mnie z królem. Niby kilka niewinnych pocałunków jednak to wystarczyłobym czuł się nie w porządku.

- Idę. - Rzuciłem w stronę wampira, czując, że i tak mnie nie słucha.

- A całusa na dowodzenia nie dostanę? - Spytał wielce oburzony, podnosząc wzrok znad papierów.

- Ty już się nie rób taki łasy na te czułości. - Rzuciłem, wychodząc z pokoju.

- No i teraz muszę się obrazić! - Wykrzyczał, tak bym na pewno zdołał go usłyszeć.

Pokręciłem głową rozbawiony i wyszedłem z budynku. Od razu udałem się do swojego samochodu i wyjąłem kluczyki z kieszeni spodni. Wsiadłem do niego i wsadziłem kluczyki do stacyjki. Otworzyłem schowek, z którego wyjąłem paczkę fajek. Wsadziłem jedną do ust i po chwili poszukiwań odnalazłem zapalniczkę. Odpaliłem papierosa i wyjechałem z posesji.

Droga do domu minęła mi podejrzanie szybko. Byłem kompletnie zamyślony. Moje rozmyślania skakały od jednego tematu do drugiego. I sam nawet nie wiem jakim cudem od "jak powiem rodzicom o mnie i Filipie" doszedłem do "Ślub we Frencji byłby całkiem romantyczny". A w ostateczności do "muszę zapłacić rachunek za prąd". Dorosłość jest jednak do dupy.

Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę domu. Był już grudzień, a na zewnątrz było całkiem ciepło. Pogoda w tym kraju oszalała do końca przysięgam. Podszedłem do drzwi a przed nimi zobaczyłem pudełko. Podniosłem je z ziemi, dostrzegając moje imię wypisane na wieczku. Włożyłem klucze do zamka i je przekręciłem. Wyjąłem je i wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. Powiesiłem klucze na haczyku do wieszania ubrań, by ich nie zgubić. Ruszyłem do salonu odrywając taśmę, którą opakowanie było zabezpieczone. Otworzyłem je a wewnątrz odnalazłem pendrive. Wszedłem do gabinetu i podłączyłem go do laptopa odtwarzając film, który był na nim zapisany.

Nagranie zostało wykonane w jakiejś piwnicy lub innym ciemny i średnio czystym pomieszczeniu. Początkowo widziałem tylko ścianę, od której odchodził tynk. Potem jednak zobaczyłem zamaskowanego faceta.

- Dwudziesty mają dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku. Egzekucja wampirzyca klasy czerwonej. - Oświadczył mężczyzna, po czym kamera została odwrócona w jej stronę.

Blanka siedziała przykuta do krzesła. Jej nadgarstki i kostki były poranione przez liny, którymi była przywiązana. Miała opuszczoną głowę. Jej ubrania były podarte i ubrudzone od ziemi i krwi kapiącej z głębokich ran, które wcześniej jej zadali.

Za jej plecami wkrótce pojawił się człowiek, który widniał na początku nagrania. Złapał moją żonę za włosy i pociągnął ją, a ja mógł dostrzec jej twarz. Była zmęczona. Miała mocno obitą twarz, na której widniały liczne rany. Podbite oko i opuchniętą, przeciętą wargę. Jej oczy były czerwone nie wiem, czy od podrażnienia, czy płaczu.

Moje oczy zaszły łzami. Taki widok kobiety, którą kochałem ponad życie, był zbyt bolesny. Miałem ochotę wyłączyć to nagranie i wyrzucić pendrive. Tak by nie kusiło mnie ponownie włączyć nagranie. I za cholerne nie miałem pojęcia, dlaczego właśnie tego nie zrobiłem.

I wtedy stało się coś, czego zobaczyć nie byłem gotów.

Mężczyzna poderżnął gardło blondynki. Ta zaczęła się krztusić nie mogąc nabrać powietrza. Nie minęło dużo czasu, aż jej ciało opadło bezwładnie. Mężczyzna odciął ją od krzesła. Chyba było coś dalej, jednak to było ponad moje nerwy. Kompletnie tracąc nad sobą kontrolę, zamknąłem laptopa i rzuciłem nim o ścianę. Potem wywróciłem biurko, gwałtownie wstając z krzesła.

Wyszedłem z gabinetu i rozwaliłem kilka rzeczy. Jednak gniew szybko zszedł z mojego ciała. Stanąłem w miejscu i pozwoliłem łzą, by spłynęły po moich policzkach.

Wyłem.

Nie płakałem, nie krzyczałem, ja po prostu wyłem. Ten widok stał przed moimi oczami. Nie umiałem się go pozbyć i nawet chyba nie chciałem. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Mój umysł szalał a we mnie, uderzały miliony myśli na minutę.

Wyrzuty sumienia. Jak mogłem jej nie ochronić? Jak mogłem kochać kogoś innego, mając ją przy sobie? Jak mogłem zabawiać się z Filipem tak krótko po jej śmierci? Jak mogłem być tak koszmarnym ojcem dla naszych dzieci?

W ułamki sekundy wszystko straciło sens. Niewiele myśląc, wyszedłem na górę i wszedłem do łazienki. Nie poświęciłem nawet chwili na spojrzenie w lustro. Za bardzo bałem się tego, co mogłem tam zobaczyć. Niewiele myśląc, otworzyłem szafkę.

Ból, który czułem odebrał mi umiejętność, racjonalnego myślenia. W jednej chwili wszystko straciło sens. Zawodziłem na każdym możliwym kroku. Nie umiałem obrobić nikogo. Byłem tylko ciężarem.

Dlaczego tak bardzo sobie z tym nie radziłem?

Inni przechodzili przez gorsze rzeczy. Wychodzili z tego z uniesioną głową. Silniejsi po każdym upadku. A ja? Byłem zbyt słaby, by poradzić sobie, z czym kolwiek. Wszystko mnie przerosło.

Samotne ojcostwo. Moje uczucia względem Filipa. Praca. To było jak dla mnie zbyt wiele. Nie byłem tak silny, jak moje rodzeństwo ani reszta rodziny. Przegrałem tę wojnę.

Zacząłem trzęsącymi dłońmi przeszukiwać szafkę. Nieumyślnie przewróciłem w ten sposób niemal wszystko, co tam stało. Aż znalazłem to jedno opakowanie, którego szukałem.

Silne leki uspokajające, które brałem niedługo po śmierci Blanki. One miały pomoc mi się opanować, jednak szybko przestałem je brać. Czułem się po nich senny i otumaniony. Cały dzień chodziłem jak w transie i czułem się okropnie. Dlatego je odstawiłem. Skupiłem się na pracy, by nie myśleć o śmierci żony i wpadłem w jej ciąg. Całymi dniami pracowałem. A potem piłem wieczorami lub brałem lekki na senne, by przesłać się chociaż chwilę. I tak w kółko. Bez przerwy.

Jednak teraz wszystkie te emocje, które w sobie dusiłem, uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą.

Bo prawda jest taka, że nie można wyłączyć emocji. Można je w sobie skryć. Bardzo głęboko jednak skryte emocje prędzej czy później muszą znaleźć ujście. A wtedy zaczyna się prawdziwa burza.

Z trudem otworzyłem opakowanie. Wysypałem cała jego zawartość na rękę i niewiele myśląc, połknąłem wszystkie tabletki.

Chciałem tylko poczuć się dobrze. Bo tak naprawdę przez cały ten czas czułem się fatalnie.

Czasem człowiek uśmiecha się najszerzej, kiedy cierpi najmocniej.

Usiadłam na chłodnej podłodze i oparłem się o ścianę. Poczułem błogi spokój, który opanował moje ciało. I w końcu pierwszy raz od dawna było po prostu dobrze. Bez żadnych komplikacji.

- Przepraszam, że byłem zbyt słaby. - Wyszeptałem, zamykając oczy.

WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz