🅧🅧🅥🅘🅘🅘

164 11 14
                                    

Położyłem się na łóżku. Ten dzień był zdecydowanie szalony. Oglądanie moich kuzynów z dziećmi było dziwne. Chociaż nie tak dziwne, jak patrzenie na kuzynów, którzy w mojej głowie mieli pięć lat, a w rzeczywistości byli już nastolatkami. Tak to zdecydowanie było dziwne. A znoszenie tej wielkiej rodzinnej gromady było wyczerpujące. Każdy chciał zamienić ze mną przynajmniej ze dwa zdania przeć co niedane mi było dzisiaj zaznacz spokoju. Chociaż była to całkiem miała odmiana po pół roku alienowania się od wszystkich. Więc ostatecznie było całkiem fajnie.

Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Przeniosłem spojrzenie w tamtą stronę i zobaczyłem Toni. Weszła do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Podeszła do mnie i usiadłam na łóżku nie trudząc się pytaniem o to, czy może wejść.

- Mieliśmy wrócić do tej rozmowy. - Przypomniała, siadając po turecku.

- A może by tak jutro? - Spytałem, gdzieś tam w głębi siebie licząc, że uda mi się to tak poprzeciągać. Aż w końcu Toni będzie musiała wrócić na uczelnie, a ja się wymigam.

- Indor czekał do niedzieli, a w sobotę mu łeb ścieli. - Mruknęła. Już miałem rzucić coś w stylu "chyba nie o to chodzi w tym przysłowiu", ale ona nie pozwoliła mi się odezwać. - Powiedz mi, ale tak serio, jak się trzymasz.

- Mówię, że dobrze. - Oświadczyłem, uparcie trwając przy swoim.

- Nie wytrzymam. - Warknęła Toni, biorąc głęboki wdech. - Rozmawiałam z Filipem. I wiem, że nie jest dobrze.

- Czemu rozmawiałaś z nim na mój temat? - Spytałem, nie kryjąc oburzenia.

- Bo od ciebie nie da się niczego dowiedzieć. Tylko przed nim chociaż trochę się otworzyłeś. - Wyjaśniła, również nieco się unosząc. - Myślę, że już nie tyle chodzi o Blankę co o Filipa. - Wywnioskowała, mówiąc już nieco spokojniej. - Serio mi możesz powiedzieć. Jestem ostatnią osobą, która mogłaby cię ocenić.

- Chcesz prawdy? - Spytałem, na co ta przewróciła oczami.

- Nie. Pytam, bo chcesz sprawdzić, jak ładnie kłamiesz. - Rzuciła sarkastycznie widocznie poirytowana. Moja siostra nie grzeszyła cierpliwością i szybko się irytowała, gdy coś nie szło po jej myśli. A ta rozmowa zdecydowanie nie toczyła się tak, jakby ta sobie tego życzyła.

- Kocham go. I myślę, że robię to długi. Może nawet dłużej niż znałem Blankę. - Wyznałem a moja bliźniaczka się rozluźniła słuchając tego, co mam jej do powiedzenia. - Jednak to mnie przeraża. Boję się tego, co powiedzą inni i tego uczucia samego w sobie też się boję. Nikt nie uczył nas o innych orientacjach. Ani o tym, że to normalne. Jestem zagubiony i tyle.

- Czekaj... Chcesz mi powiedzieć, że dopiero ostatnio zorientowałeś się, że go kochasz? - Spytała, będąc w widocznym szoku.

- Nikt nigdy nie powiedział mi, że mógłbym czuć do niego coś takiego... To głupie. Jadnak tak właśnie jest.
W końcu facet i facet? Niedorzeczne.

- Eliot. - Zaczęła i przysunęła się bliżej mnie. - To w pełni normalne. Nie ważne, że nikt nigdy ci tego nie powiedział. Nienormalne tutaj jest tylko posiadanie wyrzutów sumienia, bo kogoś kochasz. - Zapewniła, uśmiechając się lekko. - Orientacja siedzi w nas od zawsze. My tylko ją poznajemy i nie mamy na to wpływu. Nikt nie ma prawa mieć o nią do ciebie pretensji... To tak jakby ktoś się dojebał, bo masz brązowe oczy, a nie zielony. - Stwierdziła, krzyżując ramiona na piersiach. - I możesz być zagubiony. Ja też byłam. I szczerze nawet zaliczyłam numerek z kobietą, ale to nie dla mnie. Zdecydowanie jestem hetero. - Stwierdziła, na co skrzywiłem się lekko. Nie miałem nic do lesbijskiego seksu, jednak wyobrażenie sobie mojej siostry w łóżku z kimkolwiek było po prostu obrzydliwe. - Jednak zmierzam do tego, że jeśli nie chcesz możesz nawet nie określać się, jaki osoba bi czy homo. Bo może nie jesteś bi. Możesz być tylko hetero elastyczny. Serio teraz na takie rzeczy istnieje milion określen, o których nas nie uczą. Dowiedziałam się o tym wszystkim od kolegów na studiach. - Wyznała, skupiając na mnie spojrzenie. - Jeśli kochasz Filipa, daj wam szanse. Ja zawsze stanę po waszej stronie. Wiem, że łatwo mi mówić, bo to nie ja mam dwójkę dzieci i nie ja zakochałam się w osobie ten samej płci. Jednak będę cię wspierać. A rodzice nie przestaną cię kochać, tego jestem pewna. Jesteś oczkiem w głowie mamy i taty zresztą też. A Filip... Kurwa znam go całe życie i wiem, że będzie o ciebie dbał. I o chłopców też. Inaczej wyrwę mu nogi z dupy. I nakarmię go jego jajami. - Zapewniła, obejmując mnie ramieniem. - Jestem pewna, że Blanka jest gdzieś tam na górze. I kibicuje wam z Filipem równie mocno co ja. A nawet jeśli nie... To, co powiem, będzie okrutne. Jednak niech martwi nie wpływają na decyzję żywych. Jej i tak już pewnie wszystko jedno.

- Tylko Ty umiesz być jednocześnie tak kochana i zimna. - Stwierdziłem, na co ta wzruszyła ramionami. - Chyba reakcji rodziny boję się najbardziej.

- Idź do niego. Poproś go ładnie, żeby dał wam szanse i tutaj z nim przyjdź. Nikomu się nie tłumacz. Nie rób wielkiego wyjścia z szafy. Po prostu powiedz, że Filip to twój facet. Kto zrozumie, ten zrozumie. A kto nie niech idzie się jebać. Proste. - Wyjaśniła, przytulając mnie do siebie. - Ja cię kocham. A to, komu robisz dobrze, nie robi mi większej różnicy.

- Jesteś paskudna. - Mruknąłem zniesmaczony.

- No, ale taka prawda. Co mnie niby obchodzi, z kim sypia druga osoba? Póki nikomu nie dzieje się krzywda to niech robią ze swoim ciałem i życiem, co chcą. Ja nikomu do łóżka, spodni ani garnków nie zaglądam, bo to nie mój interes.

Taka właśnie była Antwanette Rooker. Postępowa i bardzo tolerancyjna. Być może dlatego, że sama spotkała się z nienawiścią ze względu na to, kim się urodziła.

- Do garnków? - Spytałem, unosząc jedną brew.

- Czaisz, że mamy na roku wegetarianina wilkołaka? - Dopytała, na co spojrzałem na nią zszokowany. - No bez kitu. Niektórych to strasznie burzy, a ja mam to w dupie. Jest zdrowy i żyje w zgodzie z samym sobą, a to jest najważniejsze. Poza tym czasem gotuję mi zajebisty jedzenie. Jednak nie trzeba jeść mięsa, żeby porządnie się najeść.

- Ty to jednak jesteś niemożliwa. - Stwierdziłem, przewracając oczami.

- Nie wywracaj tymi oczami, bo oślepniesz. - Oświadczyła, próbując wyglądać groźnie. - Idź do swojego króla. I ładnie poproś o przebaczenia. Jakby co ja wytłumaczę twoja chwilowa nieobecność przed rodziną.

- Nawet nie chce wiedzieć co rozumiesz, przez ładnie poproś. - Oświadczyłem, na co ta poruszała dwuznacznie brwiami. - Serio obecność tylu facetów ci nie służy. - Zauważyłem i wstałem z łóżka, ruszając do wyjścia.

- Będę trzymać za was kciuki. - Dodała, kiedy wychodziłem z pokoju.

Oj trzymaj i to mocno. Na pewno się przyda.

WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz