🅧🅧🅧🅘🅘

153 11 15
                                    

Po położeniu dzieciaków wszyscy dorośli wrócili do kuchni. Rozmawialiśmy i piliśmy do późna, ciesząc się czymś z pozoru tak prostym. Sobą. Rodziną, na którą w dorosłym życiu było tak niewiele czasu. Zresztą, kiedy było go wystarczająco? Może jedynie za dzieciaka, kiedy w wakacje jeździło się do działów. Cieszyło tym specyficznym klimatem i narzekało na słaby internet. Czasem naprawdę chciałem wrócić do tych czasów. Kiedy wszystko było łatwiejsza. A wiele okropnych historii nigdy się nie wydarzyło. Wtedy wszystko było prostsze.

Z rozmyślań wyrwało mnie głośne wycie wilków. Było to co najmniej zaskakujące i niepokojące. Większość wilków z domu watahy wyjechała po to, by zobaczyć się z rodziną. Dlatego zazwyczaj w święta panował tutaj spokój. A teraz w domu watahy wybuchł prawdziwy raban.

- Pójdę sprawdzić, co się dzieje. - Oświadczył Richard, jednak nim zdołał opuścić dom jeden z wilków wpadł do niego nie zawracając sobie głowy pukaniem.

- Alfo. - Wydyszał wilkołak, którego oczy zmieniły kolor na czerwony. - Łowcy wdarło się na teren domu watahy.

- Co kurwa? - Wypalił Cole, nie ukrywając swojego zdziwienie. - Łowcy tutaj? Od kiedy mają tyle odwagi, by wkradać się na teren domu watahy?

- Od kiedy nauczyli się, że wilkołaki nie gromadzą się już wokół domu watahy. Tylko są porozrzucane po dużym terenie, przez co dom watahy jest słabo pilnowany w trakcie świat. A jeśli dom watahy jest słabo pilnowany... - Zaczęła moja siostra, a ja postanowiłem się wtrącić.

- To i alfa jest bardziej bezbronny. - Zauważyłem, spoglądając na tatę.

- Dobra kto jak kto, ale ja bezbronny nie bywam. - Zapewnił Richard, który wydawał się oburzony naszymi słowami. - Jestem alfą i nie potrzebuje obstawy.

- Tato to nie walka o alfę. - Zauważył Niko wtrącając się do naszej dyskusji. - Oni atakują grupowo i nie uznają czegoś takiego jak honorowa walka. Dla nich jesteśmy zwierzętami... Nie gorzej. Bestiami do odstrzału.

- Dobra koniec tego smętnego pierdolenia. Czas walczyć. - Warknęła już widocznie nabuzowana Sam. - To, co kuzyneczko, która zabije więcej? - Spytała, spoglądając na Toni.

- Będziesz zbierała resztki honoru z podłogi. - Zapewniła moja bliźniaczka, ruszając do wyjścia.

Wszyscy zgodnie ruszyli do wyjścia. Moja rodzina słynęła z tego, że byliśmy rodem wojowników. I to od pokoleń. Początkowo walczyli wszyscy. Potem tylko mężczyźni, a potem kobiety się wkurwiły i też zaczęły walczyć. Ten chwilowy spadek ich roli jako wojowniczek wiązał się głównie z tym, że zaczęliśmy się ukrywać między ludźmi. Facetom zaczęło się podobać taki poziom dominacji, więc podporządkowali sobie kobiety. Jakiś czas porządzili, jednak nasze kobiety uległymi nie było i w końcu się zbuntowały.

- Czas dokończyć to, co zaczęliśmy. - Zauważył Filip, podciągając rękawy koszuli.

- Ta naiwnym było myśleć, że nie wywołamy wojny swoimi poczynaniami. - Stwierdziłem, zdejmując z siebie marynarkę.

- Zemsta zawsze jest trochę naiwna. - Zauważył, ruszając do wyjścia.

Wiedzieliśmy jedno. Najważniejszym było nie dopuścić łowców do domu gdzie były dzieci. Na szczęście kilka moich kuzynek zostałoby ich przypilnować. A co by nie mówić nie ma nic straszniejszego od kobiety walczącej o dzieci, na których jej zależy.

Mogłoby się wydawać, że w tych czasach łowców jest już mało. I w zasadzie to była prawda. Większość ludzi nie wierzyła już w istoty nadprzyrodzone. Jednak ci, którzy wierzyli, mieli na ich punkcie prawdziwą obsesję. Byli w stanie porzucić wszystko, jeśli natrafiła się okazja na polowanie. Byli obsesyjnie wierni swojej idei. Co czyniło ich wyjątkowo niebezpiecznymi.

Kiedy tylko znalazłem się przed domem rozejrzałem się, by skontrolować sytuację. I nie wyglądało to ciekawie. Łowcy atakowali z niemal każdej strony i wydawało się, że są świetnie przygotowani.

Obróciłem się napięcie i jakby znikąd tuż przede mną pojawiła się strzała. Którą ktoś ku mojemu wielkiemu szczęści złapał. Spojrzałem na moją siostrę, która przekręciła strzale i rzuciła nią mocno, zabijając jednego z łowców.

- Ty lepiej uważaj. Bo ja na razie hajsu na Twój pogrzeb nie mam. - Wyjawiła, ruszając przed siebie.

To jakby wyrwało mnie z transu. Zaatakowałem pierwszego łowce, który mi się napatoczył, skręcając mu kark. W bezpośrednim starciu łowcy mieli niewielkie szanse. Byli dużo słabsi niż my. Dlatego precerowali raczej walki z dystansu. Ewentualnie ataki grupowe, które podnosiły ich szanse.

Zaatakowałem kolejnego mężczyznę, jednak tym razem nieco się przeliczyłem. Kolejnych dwóch mnie zaatakowało. Napierali z trzech stron, a mnie ratowała jedynie moja szybko. Walczyłem jednocześnie unikając noży wykonanych, by nie dać się zranić. Co było trudne.

Złapałem rękę jednego z łowców i ja przekręciłem, zmuszając go do puszczenia noża. Mężczyzną rzuciłem tak, że ten wpadł na drugiego. W ten sposób został mi już tylko jeden przeciwnik. Który korzystając z chwili mojej nieuwagi, wbij nóż w moje plecy. Jednak ja ledwo to poczułem. Przez adrenalinę, która płynęła w moich żyłach, nie czułem bólu.

Odwróciłem się gwałtownie, czując jak moje kły wysuwają się a oczy zmieniają kolor. To jednak nie wydawało się przerazić łowcy, który wyciągnął zaa paska spodni kolejny nóż. Wziął nim zamach, jednak ja uniknąłem ciosu.

Korzystając z wampirzej szybkości, wymierzyłem cios prosto w jego twarz. Ten padł na ziemię już najpewniej martwi. Dlatego walka z wampirem wręcz była słabym pomysłem.

Jednak to już nie było średniowieczne. Łowcy już nie tylko strzelali z łuków, ale też z broni palnej. Co znacznie zwiększało ich szanse. I liczbę ofiar po naszej stronie.

Wilki rzucały się na ludzi, masakrując ich ciała. Co było strasznym widokiem. A ktoś obserwujący to z boku mógł naprawdę wziąć nas za dzikie i nieobliczalne bestie. Jednak do była odpowiedź na nie mniej brutalny atak ze strony łowców. Prawda była taka, że tylko się broniliśmy. I może robiliśmy to w niezwykle brutalny sposób. Jednak z łowcami nie było dyskusji. Nie można było przeprowadzić rozmów pokojowych. Bo ich życiowym celem było nas skończyć. Gdzieś głęboko w sobie zakodowane mieli, że jesteśmy potworami, które trzeba wytępić. I z tym nie można było dyskutować.

- Wyjmę to. - Oświadczył Filip, podchodząc do mnie. Szybko domyśliłem się, że chodzi mu o nóż, który cały czas tkwił w moim ciele.

- Jak ty to robisz, że nawet w trakcie walki wyglądasz tak dobrze? - Spytałem, kiedy ten podszedł do mnie od tyłu. Szybko wyjął ze mnie broń, a ja wiedziałem, że prawdziwy ból poczuje, kiedy adrenalina opuści mój organizm.

- Tajemnicą królewska mój drogi. - Mruknął, puszczając mi oczko. Na nic nie czekając, ponownie rzucił się w wir walki.

Walka była zacięta. Odniosłem w niej wiele ran, jednak nie to się liczyło. Wygraliśmy. Chociaż czy do końca mógł nazwać to zwycięstwem? Część z nas poległa a prawdziwy wymiar strat mogliśmy ocenić dopiero, kiedy kurz po bitwie opadnie. Prawda była taka, że Łowcy osiągnęli to, po co przyszli. Zabili wilki. Więc być może i dla nich było to zwycięstwo.

Chociaż czy jakąkolwiek bitwą była wygrana po tym wszystkim, co dla niej poświęciliśmy?


WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz