🅧🅧🅧🅘🅘🅘

166 8 16
                                    

Stałem pozwalając, by Filip opatrzył ranę na moich plecach. Była głęboka i cholernie bolała. Jednak nie było jeszcze tak źle. W życiu naprawdę ponosiłem gorsze rany. Ludzie nigdy nie byli aż takim zagrożeniem jak inne wampiry czy wilkołaki. Co nie zmieniało tego, że nie wolno ich było lekceważyć. Każde zagrożenie było realne i należało o nim myśleć. Nawet jeśli wydawało się śmieszne.

- Ludzie i ich śmiałość zaczynają być przerażające. - Zauważyła Toni, która zmywała z siebie krew. Zabijanie wydawało się nie robić na niej już większego wrażenia. Co wcale nie powinno mnie dziwić.

- Co z Sam? - Spytałem, na co ta przeniosła na mnie zrezygnowane spojrzenie.

- Raczej będzie żyć. Jednak nie wiedząc, czy odzyska pełne czucie w ręce. - Oświadczyła, opierając się o szafki kuchenne. - Pierdoleni łowcy.

- Nie zostawimy tak tego. - Zapewnił Filip, zaklejając ranę na moich plecach. - Będziemy polować na łowców jak oni na nas. Już wystarczająco wielu naszych zabili i zranili.

- Czyli co? - Dopytała, odgarniając z twarzy rozwalone włosy. Które również najczystsze już nie były.

- Utworze specjalistyczną grupę, której zadaniem będzie polowanie na łowców. - Wyjaśnił, wybierając ręce brudne od mojej krwi.

- Czyli teraz będzie się działo. - Wtrącił Niko, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Podał mi jedną ze swoich koszulek, którą założyłam. - Dziwnie wyglądasz tak normalnie ubrany.

- A co zazwyczaj nie jestem normalnie ubrany? - Dopytałem, unosząc jedną brew.

- Dobra brat. Kto normalny chodzi na co dzień w garniturze? - Dopytał, krzyżując ramiona na piersi.

- Ja. I nie tylko ja. - Zauważyłem a nim ten coś odpowiedział, do kuchni wszedł tata. - Wiadomo już coś? - Dopytałem, przenosząc na niego spojrzenie.

- Nie żyje dwóch, a pięciu jest poważnie rannych. Nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. - Zapewnił, podchodząc do nas. - Jednak i taj wataha będzie przechodzić teraz żałobę.

- Nie mogłoby być inaczej. - Zapewniła moja bliźniaczka. - Byli rodziną. Częścią naszej społeczności.

Wilkołaki miały silne poczucie przynależności. Wataha zawsze była dla nich ważna. A stara nawet jednego członka była ogromnym ciosem. Bo prawdziwa siła każdego wilkołaka kryła się w sforze.

- Jak każdy wilk. Łowcy przegięli. Przekroczyli pewną granice, której nigdy nie powinni. I to nie raz. - Stwierdził mój ojciec, którego widocznie ta sytuacja martwiła. Zresztą, kiedy wieści o ataku się rozniesie, wszyscy będą zmartwieni.

- Dlatego utworzymy specjalną jednostkę, która się tym zajmie. - Powtórzył Filip tak by i mój ojciec mógł poznać jego plan. - Wyszkolimy ludzi, którzy zajmą się tropieniem i eliminacją łowców.

- To dobry plan. - Zapewniła mama, wchodząc do kuchni. Była zmęczona. I to było widać na pierwszy rzut oka. Była luną. I wszystko, co działo się w sforze, mocno w nią uderzało. - Teraz jednak powinniśmy odpocząć. Zmęczeni do niczego nie dojdziemy. I to bez dyskusji. Wiem, że wy moglibyście pracować bez przerwy miesiącami. Jednak to nie jest dobre.

- Wyjątkowo nie będę protestować. - Stwierdziła Antwanette ruszając do wyjścia. - Dobranoc. - Rzuciła, wychodząc z pomieszczenia.

- My też już idziemy. - Stwierdził Fillip niemal ciągnąć mnie do wyjścia. Byłem zmęczony, dlatego nie protestowałem. Po prostu dalej się zaciągnąć do wyjścia a później do pokoju.

Wziąłem szybki prysznic i wróciłem do sypialni, kładąc się na łóżku. Czułem zmęczenie. Jednak z jakiegoś powodu nie mogłem zasnąć. Westchnąłem cicho i spojrzałem na wampira, który właśnie położył się na łóżku.

- Nad czym tak myślisz? - Spytał, przenosząc na mnie spojrzenie.

- Nad wieloma rzeczami. Naprawdę wieloma. - Przyznałem, podnosząc się do siadu. - Co będzie teraz? Zemsta powoli dobiega końca. Tak samo, jak żałoba. A to one były moją mocą napędową przez ostatnie miesiące. Więc co teraz?

- Teraz możesz albo tkwić w tym dalej, albo w końcu się pozbierać. Pogodzić się z tym, co się stało i w końcu ruszyć dalej. Ułożyć życie na nowo i znowu być szczęśliwym. - Oświadczył, także podnosząc się do siadu. Wziął mnie za rękę i uśmiechnął się lekko. - Myślę, że teraz będzie lepiej. A przynajmniej tak może być.

- I będzie. Teraz już tak. - Zapewniłem, odwzajemniając jego uśmiech. - Użalałem się nad sobą wystarczająco długo.

- Może to zły moment jednak chciałbym spędzić z tobą dzień. Odpocząć od tego wszystkiego. - Wyjawił, uśmiechając się szeroko. - Potem wrócimy do tego syfu i pokończymy to, co zaczęliśmy.

- Co ty kombinujesz? - Spytałem, unosząc jedną brew.

- A niby co takiego mógłbym kombinować? - Spytał wyglądając na kompletnie zdziwionego, moimi podejrzeniami.

- Z tobą to wszystko możliwe. Powiesz o spokojnym dniu, a skończymy na drugim końcu świata. - Zauważyłem, krzyżując ramiona na piersi. - Jesteś szalony. I pod tym względem pewnie nic a nic się nie zmieniło.

- Są rzeczy niezmienne. Takie jak Twój paskudny charakter pisma. - Zauważyła, na co szturchnąłem go w żebra.

- Nigdy mi tego nie odpuścisz. Po prostu cudownie. - Rzuciłem, posyłając mu mordercze spojrzenie. - To było zabawne może z trzy pierwsze razy. Potem zaczęło być wkurzające.

- To dziwne, bo mnie bawi niezmiennie za każdym razie. - Stwierdził, przeczesując włosy palcami.

- Widać masz beznadziejne poczucie humoru. I to wyjątkowo beznadziejne. - Zauważyłem, wzruszając ramionami. - Jeszcze nad tym popracujemy. Bo aż czasem mi za ciebie wstyd.

- Czasem jesteś wredny. I to nawet częściej niż czasem. Co jest jedynym niepodważalnym dowodem na to, że jesteś bratem Toni. - Mruknął, na co posłałem mu zdziwione spojrzenie.

- Serio jestem do niej aż tak niepodobny. - Spytałem, na co ten wzruszył ramionami.

- No wiesz. Ona jest mądra i...

- Moja siostra i mądra? Te dwa słowa nie powinny występować w jednym i tym samym zdaniu. - Rzuciłem, wbijając mu się w zdanie.

- Tak samo, jak ty i zabawny, a jednak twierdzisz inaczej. - Zauważył, na co przewróciłem oczami. - No co? Teraz już nie masz żadnej ciętej riposty?

- W zasadzie to mam jedną. - Zdradziłem, na co ten posłał mi pytające spojrzenie.

Połączyłem nasze usta, a ten od razu odwzajemnił mój gest. Wplutł dłoń w moje włosy, pogłębiając nasz pocałunek. Ja powoli położyłem się na łóżku jednak wtedy przez moje ciało przeszła fala mocnego bólu, na co odruchowo odsunąłem od siebie wampira.

- Cholera. - Mruknąłem podnosząc się do siadu. - Jak mieć pecha to już po całości.

- Do jutra się zagoi. - Zapewnił król, kładąc się obok mnie. - Poza tym może to znak.

- Tak? Niby jaki? - Dopytałem i położyłem się bokiem, tak by już nie naciskać na ranę.

- Że mamy być czyści aż do ślubu. - Stwierdził, przez co spojrzałem na niego jak na wariata. - No co?

- Takie słowa z twoich ust. Świat pewnie skończy się już niedługo. - Wywnioskowałem a ten w odpowiedzi, przewrócił oczami.

- Idź już lepiej spać. - Warknął, obracając się do mnie plecami.

Zaśmiałem się cicho i objąłem go ramieniem. Przytuliłem go lekko do siebie i zamknąłem oczy.

W końcu nastały dla nas lepsze czasy.

WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz