🅧🅘🅘🅘

174 10 20
                                    

Nadzorowałem przeglądanie trupów co wcale nie było miłym zajęciem. Oglądanie martwych ludzi nie było niczym fajnym. Tak bardzo odkrycze stwierdzenie. Rozglądałem się po pomieszczeniu, szukając czego chociaż trochę bardziej interesującego. Co wcale nie było trudne.

Nagle panującą ciszę przerwał dzwonek telefony. Wyjąłem go z kieszeni spodni i odszedłem kawałek, odbierając telefon. Przyłożyłem go do ucha, zastanawiając się czego mógłby chcieć ode mnie dziadek. Oparłem się o ścianę, wzdychając cicho.

- Eliot mógłbyś do mnie przyjechać? - Spytał Meko co nieco mnie zastanowiło.

- Coś się stało dziadku? - Spytałem zmartwiony szukając wzrokiem marynarki, którą wcześniej gdzieś odłożyłem.

- Nic poważnego. Po prostu mam sprawę. - Wyjaśnił, kiedy ja zgarnąłem marynarkę idąc w stronę pokoju, w którym miałem nadzieję odnaleźć Filipa.

- No dobrze. Za chwilę przyjadę. - Obiecałem, ubierając nakrycie. - Zaraz się zobaczymy.

- Dobrze. - Rzucił dziadek, kończąc połączenie.

- Filip. - Mruknąłem, a wampir przeniósł na mnie spojrzenie. - Dziadek mnie potrzebuje. Jestem ci jeszcze potrzebny?

- Nie. Pewnie idź. - Zapewnił, posyłając mi lekki uśmiech. - Albo nie. Nie pójdziesz na nogach. Kierowca odwiezie cię do domu.

- Nie naprawdę nie trzeba. - Zapewniłem unosząc dłonie w geście obronnym.

- Nie pójdziesz przecież na nogach. Dostaniesz kierowcę i nie chce słyszeć słowa sprzeciwu. - Oświadczył i teraz ponownie skupił się na przeszukiwaniu zwłok. - Idź do garażu. Tam ktoś będzie na ciebie czekał.

Już nic nie mówiąc, po prostu ruszyłem do garażu. Sprzeczanie się z królem wampirów nie było najlepszym pomysłem. Dlatego ostatecznie z niego zrezygnowałem. Filip i tak by nie odpuścił. Był jedna z najbardziej upartych osób, jakie znałem. A dziadek nienawidził czekać, więc nie miał czasu na kłótnie.

Zszedłem do garażu i wsiadłem do odpowiedniego samochodu. Poleciłem kierowcy, by pojechał do mojego domu. Tam zamierzałem przesiąść się do swojego samochodu. I tak też zrobiłem. Oczywiście musiałem poświęcić dobre dwadzieścia minut na szukanie kluczyków. Które oczywiście jak się okazało leżały na szafce na wierzchu. Czasem jestem roztrzepany jak moja bliźniaczka.

W końcu jednak wsiadłem do samochodu. Ruszyłem w drogę i odnalazł paczkę fajek, która czekała w schowku. Wyjąłem jednego i wsadziłem między wargi odpalając go. Zaciągałem się stwierdzając, że cholernie mi tego brakowało. Uchyliłem okno i wypuściłem dym z ust. Po drodze wypaliłem całego papierosa i zgasiłem go, wysiadając z samochodu.

Ruszyłem do drzwi i wszedłem do środka. Ruszyłem korytarzem, idąc do gabinetu swojego dziadka. Liczyłem, że właśnie tam go znajdę.

- Dziadku? - Spytałem a Meko wyszedł z gabinetu.

- Eliot dobrze, że jesteś. Wejdź. - Polecił, puszczając mnie przodem.

Wszedłem do gabinetu i ku mojemu zdziwieniu ktoś już tam czekał. I tym ktosiem okazała się kobieta, którą ostatnio minąłem w instytucie. Jej czarne włosy przeplatane białymi pasemkami upięte były w niedbałego koka, a jej czarne oczy podkreślone były czarną kredką. Uśmiechała się miło poprawiając czarną marynarkę, która ubrała do dżinsów i zwykłej czarnej koszulki.

- Dzień dobry. - Mruknąłem, spoglądając na kobietę.

- Eliot to Amida. Córka mojego dobrego znajomego. - Wyjaśnił dziadek, na co spojrzałem na niego pytająco.

-Hej. - Mruknęła kobieta, podając mi dłoń. Przyjąłem jej uścisk i posłałem jej lekki uśmiech. - Miło cię poznać Elio. Sporo o tobie słyszałam.

- Nie mam pojęcia, co słyszałaś, ale mam nadzieję, że same dobre rzeczy. - Zauważyłem, uśmiechając się lekko. Ta sytuacja była strasznie niezręczna.

- Sporo dobrego... I chętnie lepiej cię poznam, jednak teraz muszę już iść. - Wyjaśniła, na co skinąłem głową. - Może jeszcze się spotkamy... Może w piątek?

- O dwudziestej? - Spytałem kompletnie odruchowo, próbując jakoś odnaleźć się w tej sytuacji.

- Pewnie. Dasz mi swój numer? To wyślę Ci adres. - Wyjaśniła i zabierając ode mnie telefon wypisując swój numer. Następnie mi go oddała a ja przyjąłem go z uśmiechem. - To do piątku. Do widzenia. - Zwróciła się tym razem do mojego dziadka i minęła, nas kierują się do wyjścia.

- Co to było? - Spytałem, kierując spojrzenie na dziadka.

- Amida to miła dziewczyna. Trochę przypomina twoją bliźniaczkę. Jest uporta i zachowuje się tak, jak szlachciance nie do końca przystaje. - Wyjaśnił, kompletnie odchodząc od tematu. - Jednak nie o to chodzi... Wiem, że nadal tęsknisz za Blanką. Była cudowną kobietą jednak chyba czas ruszyć dalej.

- To nie znaczy, że musisz mnie sfatać. - Zauważyłem wkurzony.

- Nie chodzi o to, żebyś zaraz za nią wychodził. Chodź tylko o to, żebyś w końcu zaczął kogoś poznawał i ruszył w końcu dalej. - Wyjaśnił dziadek, na co westchnąłem cicho.

- Wiem, że chcesz dobrze jednak ani ja, ani pewnie Amida nie potrzebujemy, żeby ktoś nas sfatał. Jesteśmy dorośli. - Zauważyłem jakby to wcale nie było, takie oczywiste.

- Wiem. Jednak powiem Ci coś oczywistego, do czego nigdy nie przyzna ci się ojciec ani mama. My dorośli nigdy nie jesteśmy gotowi na dorastanie naszych dzieci ani nawet wnuków. Chcemy dla nich jak najlepiej i czasem dlatego robimy głupoty.

- Moją siostrę też tak meczysz? - Spytałem zrezygnowany, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

- Odbiera raz na ruski rok jednak kiedy już to zrobi to tak... Wiem, że nie chciała iść na studia, na które ja chciałem, żeby szła. I to nie tak, że nie szanuje jej planów i marzeń. Po prostu mój plan na jej życie był bezpieczniejszy.

- Niestety Toni zawsze ciągnęło do zagrożenia. - Stwierdziłem, poprawiając włosy. - Nas wszystkich ciągnie. To w końcu rodzinne.

- Niestety... Zresztą masz dwóch synów Eliot. Sam wkrótce przekonasz się, jak czas szybko leci i jak bardzo nie jesteś gotowy na to, że już nie potrzebują cię tak bardzo. - Stwierdził, wzruszając ramionami. - A i mam coś dla ciebie.

- Tak. Pewnie już bardzo niedługo. - Stwierdziłem z lekkim przerażeniem. - Co takiego?

- Kojarzysz ten stary dom na uboczu? Ten, w którym zawsze chowaliście się z siostrą jako dzieci? - Spytał, na co skinąłem głową. - Ponoć w jego okolicach kręcili się jak ujęła, to nasza sąsiadka podejrzani faceci.

- Tylko co według niej oznacza podejrzane typy? - Spytałem, unosząc jedną brew.

- Tak określiła twojego ojca, więc obstawiam, że mogła widzieć łowców. Zresztą nie tylko ona się na nich skarżyła. Według niektórych noszą przy sobie broń i czasem chodzą umazani krwią. - Wyjaśnił, na co skinąłem głową.

- Sprawdzę to i dziękuję. - Rzuciłem, ruszając do wyjścia. - I nie musisz się martwić. Naprawdę sobie radzę. I już wkrótce wszystko wróci do całkowitej normy. Jestem tego pewien. - Zapewniłem, kierując się do wyjścia.

- Eliot rzuć to dziadostwo. Strasznie śmierdzisz. Nie rozumiem, dlaczego zacząłeś palić, skoro wiedziałeś jakie to niesie za sobą konsekwencje. - Zauważył dziadek, na co pokręciłem głową.

- Jakoś tak wyszło. - Oświadczyłem, opuszczając dom dziadka.

WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz