🅧🅘🅘

183 12 3
                                    

Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające przez nie zasłonięte okno. Powoli podniosłem się do siadu, stopniowo przypominając sobie wydarzenia ostatniej nocy. I szczerze byłem sobą zażenowany. Takie zachowanie było po prostu żałosne. Powinienem, bym już dawno poradzić sobie z tym wszystkim, co mnie spotkało. A ja tymczasem nie robiłem nic oprócz użalania się nad sobą. Nie umiałem ogarnąć własnej psychiki, która była w kompletnej rozsypce. I szczerze nie wiele mi prakowało, by przekroczyć granice i popaść w całkowitą rozpacz. A na to już naprawdę nie mogłem sobie pozwolić. Spoczywała na mnie zbyt wielka odpowiedzialność, za zbyt wiele rzeczy bym mógł teraz się poddać. I szczerze momentami tylko to trzymało mnie przy życiu.

Podniosłem się z łóżka i zszedłem na dół, by zjeść śniadanie. Filipa nie było obok mnie, dlatego obstawiłem, że musiał wstać wcześniej i gdzieś wyjść. Jednak o dziwo znalazłem go w kuchni. Stał przy płycie indukcyjnej i robił jajecznicę z naprawdę pokaźną ilością boczku.

- Z tego, co pamiętam, bardzo lubisz mięso. Co pewnie odziedziczyłem po wilkołakach, więc nie szczędziłem. - Wyjaśnił, a ja szczerze byłem w lekkim szoku, że w ogóle wpadł na pomysł zrobienia śniadania. - Mogłem może zrobić coś bardzo ambitnego, ale szczerze mi się nie chciało.

- Szczerze mi też więc cieszę się, że zrobiłeś cokolwiek. - Przyznałem siadając przy stole, który był ustawiony zaraz obok otwartej kuchni.

- I dobrze. Bo reklamacji nie przyjmuje. - Ostrzegł wampir, stawiaj przede mną talerz z nałożonym jedzeniem. Usiadł na przeciw mnie i sam zabrał się za jedzenie. - Jedziesz ze mną do pałacu? - Spytał, przenosząc na mnie spojrzenie.

- Tak. W sumie to przybliży nas do odnalezienia łowców. Więc jadę obowiązkowo. - Wyjaśniłem, na co ten skinął głową.

- A... Jak się teraz czujesz? - Spytał nieco niepewnie, wpatrując się we mnie. - Wiem, że to trochę oczywiste pytanie jednak się zastanawiam... I trochę martwię.

- Nie przejmuj się tym. Koszmary mi się zdarzają jednak rzadko i nie jest to nic poważnego. - Skłamałem. I zrobiłem to tylko po to, by nie zawracać mu głosy swoimi problemami. W końcu miał własne i to na nich powinien się skupić. - Nie musisz się martwić. - Zapewniłem, posyłając mu trochę nieśmiały uśmiech.

- Uznajmy, że Ci wierzę. - Mruknął, skupiając się na jedzeniu. - Ty zmywasz.

- Co? - Spytałem zdziwiony, przenosząc spojrzenie z talerz na niego.

- No ja gotowałem, więc ty sprzątasz. To chyba logiczne nie? - Dopytał, przenosząc spojrzenie z talerza na mnie.

- Ta jasne.

Zgadliśmy śniadanie, a następnie ja posprzątałem kuchnie. W międzyczasie odbyliśmy pasjonującą rozmowę o tym, że kolor zasłon nie pasuje do wystroju wnętrza. W sumie nigdy jakoś nie przyszło mi to do głowy, a Filip był przekonamy, że zasłony zabijając cały wystrój. Tak doprawdy pasjonującą rozmowa.

Następnie pojechaliśmy do pałacu który znajdował się dziesięć minut drogi od mojego domu. Dlatego dotarliśmy tam naprawdę szybko. Ogród, jak i wnętrze budynku nosiło po sobie ślady walki. Na ścianach w niektórych miejscach nadal można było dostrzec krew. Niektóry meble były rozbite o ściany poobijane. Co upewniło mnie w tym, że walka była zażarta. A łowców było sporo.

Wraz z Filipem udaliśmy się do podziemia, gdzie znajdowało się więzienie i sala przesłuchać. Zamek, w którym mieszkał Filip został wzniesiony około pięciuset lat temu przez jednego z wampirzych monarchów. I od tamtego czasu nie zmieniono układy wnętrz. Jedynie przeprowadzono renowacje, by zamek był w dobrym stanie. Przez co przypominał trochę te stare posiadłości z filmów o średniowieczu.

Kiedy dotarliśmy do sali przesłuchań, zobaczyłem dwie osoby przywiązane do krzeseł. Kobieta i mężczyzna widocznie nie byli w najlepszych nastrojach. Tuż obok nich stała wysoka wampirzyca o ciemnych włosach. A w pomieszczenie znajdowało się jeszcze czterech strażników pilnujących bezpieczeństwa.

- Powiedzieli coś? - Spytał Filip, spoglądając na kobietę.

- Nie. Są uparci. Reszta zginęła w walce. - Wyjaśniła kobieta, a jej głos upewnił mnie w tym, że była to ta sama wampirzyca, z którą Filip rozmawiał wczoraj przez telefon.

- Więc musimy ich przymusić. - Stwierdził król wampirów i skinął na brunetkę, która była piękną kobietą ubraną bardzo elegancko. Jednak to zapewne były tylko pozory i w rzeczywistości była silną babką, która potrafiłaby nie jednemu skopać tyłek. - Chcemy wiedzieć, gdzie mieści się siedziba łowców. - Wyjaśnił Filip, spoglądając na ludzi. - Proste pytanie i w przeciwieństwie do kolegów będziecie żyć.

- Prędzej zdechnę, jak coś powiem. - Wywarczała kobieta a mężczyzna skinął głową na znak, że jego zdanie w tej sprawie jest takie samo.

- Bardzo zły wybór. - Zauważyłem, krzyżując ramiona na piersi.

I wtedy się zaczęło. Krzyki, wyrywanie paznokci, przypalanie skóry i inne tego typu tortury. I szczerze ten widok w ogóle mnie nie szokował. Dorastałem w domu watahy, w którym za zdradę kary były podobne. Mój ojciec był alfą, a u alf nie liczy się dyplomacja tylko siła i okrucieństwo. To one trzymają cię na szczycie. No i mój dziadek też był mało delikatny. Uczył mnie, że lepiej torturować jednego jak ukarać dziesięciu. I w sumie może coś w tym było. W końcu w tym świecie zdrada jest jedną z najgorszych zbrodni.

- Myślisz, że coś powiedzą? - Spytałem, spoglądając na Filipa.

- Szczerze w to nie wierzę. Łowcy są tak wierni swej idei, jak wilkołaki sworze. Więc marne szanse by coś powiedzieli. - Wyjaśnił, na co skinąłem głową.

- Więc co teraz? - Dopytałem, spoglądając na szatyna.

- Teraz przeszukamy zwłoki. Jest szansa, że któryś z łowców miał coś, co pomoże nam ich wyśledzić. Poza tym każe przeszukać las. Może są gdzie niedaleko lub przynajmniej mają niedaleko czasową bazę, z której zdołamy się czegoś dowiedzieć. - Tłumaczył kompletnie nie zwracając uwagi na torturowanych łowców. Jakby to było normalne a w ramach naszego świata właśnie takie było.

- Kiedy ty zrobiłeś się taki mądry co? - Spytałem, unosząc jedną brew.

- Zawsze byłem taki mądry. - Zapewnił, na co ja parsknąłem śmiechem. - O co ci teraz chodzi? - Spytał, spoglądając na mnie widocznie urażony.

- No przypominam sobie wszystkie rzeczy, które odstawiłeś, kiedy byliśmy młodsi i jakoś nie dostrzegam tego intelektu. - Zauważyłem, na co ten przewrócił oczami.

- Byłem szalony i odważny a niegłupi. To dwie kompletnie inne sprawy. - Zauważył spoglądając na łowców, którzy ledwo żyli.

- Wmawiaj sobie dalej. - Rzuciłem, jednak ten mnie nie usłyszał lub postanowił zignorować moje słowa.

- Torturujcie ich dalej. Nie karmcie ich i niepozwalajcie spać w nocy. W końcu się złamią lub umrą. Tak czy inaczej, problem rozwiąże się sam. - Polecił, ruszając do wyjścia. - A my idziemy nadzorować sprawdzanie zwłok. Skończyłeś biol-chem czyż nie?

- Ta i gówno mi z tego przyszło. Nawet nie pisałem biologi ani chemii na maturze. - Zauważyłem, na co ten wzruszył ramionami.

- Nieistotne. Od tego mamy ludzi.

- To będzie długo dzień. - Zauważyłem, ruszając za Filipem.

WampirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz