ⰋⰈ I wy przepadniecie

19 4 0
                                    

Za stalowymi drzwiami ciągnął się krótki tunel, zwieńczony metalową drabinką, która znikała w suficie na jego końcu.

– Nad tą drabiną jest piwnica pod ratuszem. Nasza ostatnia prosta – oznajmił Wasyl.

– Spokojnie – powiedziałam, słysząc jego roztrzęsiony głos. – Jeszcze chwila i będzie po wszystkim.

– Tak. Będzie po wszystkim – powtórzył i zaczął się wspinać po drabince.

Krótką chwilę zajęło otwarcie drewnianego włazu, który otwierał nam wejście do kwatery Ireneusza.

Pomieszczenie było małe i niskie. Strop pokryty sypiącym się tynkiem, sprawiał wrażenie obniżającego się z każdym rokiem. Nie znajdowało się tu nic prócz kilku połamanych rupieci i stosu wszelkiej masy śmieci. Nieopodal ukrytego w podłodze włazu, znajdowały się zaryglowane drzwi.

– Jesteś na to gotowa? – zapytał, podchodząc do wejścia.

– Nikt nie jest gotowy, ale miejmy to już za sobą – odparłam.

– Miejmy to za sobą.

Chciałam zażartować, że powtarza po mnie jak katarynka, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Nawet w częściowo odzyskanej pamięci, nie kojarzyłam go sobie w takim stanie. Wygląda na to, że musiał to odbierać dużo trudniej niż ja. On przynajmniej miał coś do stracenia. Właściwie, to ja też miałam. Jak tylko to się skończy, to muszę go odnaleźć. Za wszelką cenę.

Wasyl naparł na drzwi i te otwarły się ze skowytem. Przed nami zajaśniał wąski korytarz, którym dostaliśmy się na klatkę schodową. Stopnie wzięliśmy kilkoma susami. Pokonaliśmy je tak szybko, że nim się zorientowaliśmy, byliśmy już na drugim piętrze ratusza. Nie napotkaliśmy nikogo po drodze. Brat się nie pomylił. Podczas wschodu, nie było w budynku prawie nikogo. Wyblakłe korytarze z pokruszonymi posadzkami przebiegliśmy najszybciej, jak potrafiliśmy.

Dotarliśmy do masywnych drzwi, które wyłoniły się po naszej lewej stronie. Wasyl wskazał na wejście. Podbiegłam na drugą stronę ściany. Ustawiliśmy się po obydwu stronach futryny. Chwilę później, silny kopniak wysadził wejście. Wskoczyliśmy do przestronnego pomieszczenia z licznymi regałami i obszernymi meblami. Ściany obite były ciemnym drewnem i ozdobione różnymi rycinami i obrazami, powieszonymi zdawałoby się na byle jak.

Za opasłym biurkiem, w brązowej marynarce w kratkę, siedział sam Ireneusz. Niewzruszony spojrzał na nas znad okularów. W dłoniach trzymał otwartą książkę. Po chwili przetarł szkiełka i jak gdyby nigdy nic, powrócił do lektury.

– Nie przeszkadzajcie sobie – oznajmił spokojnym głosem. Zupełnie nie zdziwiła go nasza wizyta.

– Więcej nie masz do powiedzenia? – warknęłam.

– A co tu więcej mówić. Przecież wszystko jest wiadome – odparł. – Róbcie, co musicie – dodał i znów niewzruszony zatopił się w tekście.

– Przez tyle lat masz jeszcze co czytać? – prychnęłam – Dlaczego to wszystko robisz. Godzisz się ot, tak? Nie masz nic do powiedzenia? – naciskałam.

– Nie – odparł beztrosko – Wyjaśnijcie to pomiędzy sobą.

– O czym on... – odwróciłam się do Wasyla i napotkałam lufę pistoletu skierowaną w moją głowę. Nawet nie zorientowałam się, kiedy go dobył. – ...mówi. – dokończyłam.

– Kłamałem – oznajmił, wciąż do mnie celując. – Od samiusieńkiego początku. Tak jak się spodziewałem, łyknęłaś wszystko jak pelikan.

Obiekt 12 Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz