ⰁⰊ Raz sierpem raz młotem...

34 6 0
                                    

– Kowalski Jan, za popełnione zbrodnie, to jest za oszustwa podatkowe, nielegalny wyrób alkoholu, oraz środków odurzających, ukrywanie dóbr wspólnych, szerzenie anty rządowej postawy, a także za zabójstwo jednego z naszych obywateli, imieniem Tomasza Poniatowskiego w sposób niezwykle brutalny, tutaj na rynku Starego Miasta, zostaje skazany na śmierć poprzez powieszenie – Sędzia zakończył odczytywanie wyroku i podszedł do skazanego. – Obywatelu, czy przyznajecie się do winy?

– Tak, tak! Dopuściłem się tego, tak, to byłem ja! – zaskamlał przed ludźmi zgromadzonymi na placu przed ratuszem.

Ireneusz przyglądał się temu wszystkiemu z ukrywanym smutkiem i żalem.

Oskarżony był trzymany przez dwóch wartowników i cały czas wpatrywał się w oczy naczelnika Starego Miasta, który dyktował mu, co ma mówić.

Sędzia zerknął w stronę przywódcy, na co tamten skinął głową.

– Przystąpić do egzekucji – wydał polecenie.

Skazanego wprowadzono na podest i na szyję nałożono pętlę.

– Każdy prowokator, czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę, władza ludowa odrąbie – oznajmił oficer do wszystkich zgromadzonych na placu. 

Idzie za łatwo.

Ireneusz nakłonił swoją ofiarę, by trochę wierzgała, nie dała się tak łatwo spętać. Niech sprawia problemy, będzie bardziej wiarygodne.

„Idźcie w tłum wesprzeć bunt

i w proteście wznieście pięść!"

Po kilku ciosach lina została zacieśniona.

– Czy skazany ma jakieś ostatnie słowa? – zapytał sędzia.

– „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę!" – wykrzyczał w stronę zgromadzonego tłumu.

Wyszło oryginalnie, tylko to nie ja mu te słowa włożyłem.

Stary trochę przestraszył się na tę myśl, ale nie dał tego po sobie poznać.

Podłoga się zapadła, chrupnął przetrącony kark. Przedstawienie się skończyło. Teraz można było szukać „zabitego".

Oskarżony wyzionął ducha bardzo szybko. Wręcz wzorcowo. Tłum przed szubienicą, powoli zaczął się rozchodzić. Ireneusz nie tracąc czasu, pognał w kierunku sztabu, a zaraz za nim podążyło dwóch młodszych oficerów.

Tymczasem w koszarach panował istny bajzel. W ciągu godziny wszyscy wojskowi mieli w pełnym ekwipunku, stawić się na placu pośrodku budynków.

Wasyl nerwowo przyglądał się przygotowaniom. Wiedział, że jego ludzie uwinął się ze wszystkim w przeciągu pół godziny, ale niepokoiło go co innego. Ireneusz był w wyjątkowo złym nastroju, a wtedy bywał kapryśny.

Większość żołnierzy była szkolona w Mieście. Wszystkich weteranów zrzeszał oddział Lecha. Można zatem powiedzieć, że Wasylowi przypadało mięso armatnie, lecz nie było, aż tak źle. Niby amatorzy, ale znali się na swojej robocie. Byli dobrzy w strzelaniu i wysportowani. Jednak w działaniach w terenie to nie wystarczało. Pomimo tego, że cały czas byli szkoleni do jednego zadania, które zbliżało się nieubłaganie.

Pułkownik wiedział aż za dobrze, że nadchodzi dzień, o którym on i jego oficerowie rozprawiali od dawna. Dzień odwetu. Stary zwlekał z podjęciem decyzji, jednak zbytnio nie miał już wyboru. Stawką był Tomek.

Obiekt 12 Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz