Ⰺ „Patrzmy na się, nie śmiejma się"

33 7 2
                                    

Ostrze chłodziło rozgrzaną skórę szyi. Grunt wbijał się nierównościami jak szpilkami. Razem z kolanem na plecach, stworzył imadło, które coraz bardziej mnie przyciskało.

– Głuchy jesteś?! – warknęła kobieta nade mną.

– Nie – wybełkotałem.

– No to gadaj!

– O czym? – zapytałem.

– Kim ty jesteś?

– Tomasz. Ze Starego Miasta, a niby skąd?

– No racja. Przecież za murami nic nie ma. Co nie? – zapytała szyderczo.

– A jest?

– Nie, skądże. Po prostu masz fatamorganę. Mnie tu nie ma.

Nóż zaczął się wpijać w krtań.

– Dlaczego za mną szedłeś?

– Nie szedłem – wydusiłem, ledwie łapiąc oddech. Lada chwila i z szyi poleci krew.

– Pierdol, pierdol, ja posłucham. Kto cię wysłał?

– Nikt!

– Akurat – prychnęła – Czekaj – Zawahała się przez chwilę. – Mówisz, że jak się nazywasz?

***

Tomasz. Czy ja już gdzieś słyszałam to imię? W tamtym świecie? Kto wie?

– Powiedz mi, czego tu szukasz?

– Niczego – odparł.

Zdecydowanie znajome. Tylko skąd?

– Jak się tu znalazłeś?

Chwila ciszy.

– No, co jest? Język zgubiłeś?

– Ja, nie wiem – wyszeptał.

Nie. To tylko złudzenie. Tylko złudzenie.

Schowałam bagnet do pochwy i puściłam go. Przez chwilę szlajał się po ziemi, masując odciśnięte miejsce na szyi, oraz wykręcony nadgarstek.

– Wstawaj. W dzień jest względnie bezpiecznie, ale to i tak nie jest powód, by urządzać sobie piknik na środku ulicy.

Podniósł się. Otrzepał ubranie. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na brak butów.

– Wracaj do miasta. To w tamtą stronę – pokazałam na wprost.

– Ja, nie mogę – Kiwnął przecząco głową.

– A to niby dlaczego? Pamiętaj, mnie tu nie ma. No ale skoro masz problem z wyobraźnią, to mogę sprawić, że kogoś innego tu nie będzie – Wymownie spojrzałam na nóż.

– Po prostu nie mogę tam wrócić – powiedział, wpatrując się w pokruszony asfalt.

– Dlatego, że nie jesteś stamtąd. Prawda? Ty pieprzony Prześladowco!

Dobyłam noża. Skoczyłam na niego, aby wykonać kilka prostych cięć po żyłach i na krtań. Mężczyzna zamarł, lecz w ostatniej chwili, wykonał ruch szybszy, niż bym się spodziewała. Przechwycił rękę z bagnetem i wykręcił go, jednocześnie wyprowadzając kopnięcie w żebra, przez co nieomal wyrwał mi dłoń. Straciłam równowagę. Mimo wszystko usiłowałam nie wypuścić noża. Wtedy zrobił dźwignię na nadgarstek i kopnął mnie z półobrotu, prosto w potylicę. Padłam zamroczona. Zrobił to wszystko tak płynnie i szybko, że nie zdołałam nic skontrować. Byłam w szoku, jak to jest możliwe.

Podszedł do mnie z bagnetem w dłoni. Próbowałam się ruszyć, ale mój organizm balansował na granicy utraty przytomności. Głowa eksplodowała bólem. Przed oczami miałam mroczki, wszystko wokoło się kręciło. Wstrząs mózgu? Oby nie!

Przykląkł na jedno kolano. Poprawił chwyt. To koniec.

***

No już. Wystarczy jedno pchnięcie. Jedno cięcie. Na co czekasz?

Nie, to niepotrzebne!

Potrzebne, oczywiście, że potrzebne! Przecież ona chciała cię zabić. Gdyby była na twoim miejscu, nie zawahałaby się ani chwili.

Ona to ona, a ja to ja!

Nie jesteś od niej lepszy. Wiesz o tym, tylko nie dopuszczasz tego do świadomości. Przez to jesteś jeszcze podlejszy, bo ukrywasz się pod postacią dobrego człowieka i wprowadzasz wszystkich w zasadzkę. Nie okłamuj się. Jesteś w ten sposób jeszcze gorszy!

Nie! Skąd ty możesz to wiedzieć?!

Dlatego, że jestem tobą, tym którego ukrywasz tam głęboko, na samym dnie skamieniałego serca. Tą częścią, którą wyodrębniłeś, próbowałeś odrzucić. Chciałeś zniszczyć swoje prawdziwe „ja".

Ach! Żałuję, że mi się nie udało!

Nadal nie rozumiesz? Ja, to ty. Jesteśmy my. Nie możemy żyć bez siebie nawzajem.

To się zabiję!

Głupi jesteś! Ściągnij tę maskę! Pokaż swoje kły! Żyj, a nie udawaj egzystencji! Nie jesteś już niczyim więźniem!

Czuję. Czuję siebie, ja, ja... Ach. To ciepło rozchodzi się po moim ciele. Przyjemnie. Czy tak wygląda, czy tak wygląda życie? To prawdziwe, nieudawane?

Teraz stajesz się sobą. Krok po kroku. Zgrzyt po zgrzycie. Kropla po kropli. Czujesz to? Czujesz te spadające na ziemię kajdany? Poczuj to. Rozkoszuj się tym. Szastaj tym. Marnuj to. Jesteś wolny, nic już cię nie ogranicza.

Po moim ciele przeszła fala gorąca. W ustach buzował ślinotok. Wzrok się wyostrzył. Włosy na ciele stanęły dęba. Dłoń dopasowała się do rękojeści.

Nachyliłem się nad nią. Pogładziłem dłonią włosy leżącej na ziemi kobiety. Odgarnąłem je z ubrudzonej twarzy. Spojrzałem w jej głębokie jak ocean oczy.

Nie zobaczyłem w nich strachu, czy przerażenia. Nie widziałem też spokoju. Nie mogłem od nich oderwać wzroku. Wyglądały na srogo czymś zmartwione. Na zabłąkane. Lśniły niebiańsko jak gwiazdy.

Poruszyła nieznaczenie ręką. Pochwyciłem za jej dłoń. Delikatnie, aby nie zrobić jej większej krzywdy, położyłem jej palce na rękojeści noża i ostrzem skierowałem prosto w swoją krtań. Widziałem, że jest słaba, dlatego przytrzymywałem ją, aby nie wypuściła bagnetu. Pochyliłem się jeszcze bardziej, tak aby poczuć wbijającą się stal.

Nie mogłem tego zrobić. Nie chciałem stać się tym, kim w głębi byłem. Walczyłem ze sobą, a ona pomagała mi tę walkę wygrać.

Nagle z jej oczu popłynęły łzy.

– To naprawdę ty – wyszeptała.

Właśnie wtedy zrozumiałem.

– Nastia. 

Obiekt 12 Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz