Ⰷ Pierwsze zwłoki za płoty

36 7 0
                                    

Światło się załamało. Wszystko wokoło wirowało po opustoszałej przestrzeni. Byłem sam pośrodku niczego. Świat przykrył się kołdrą promieniotwórczego opadu. Ludzkość wymierała w męczarniach.

– Gdzie jest tatuś?

Przed sobą zobaczyłem małą dziewczynkę o jasnych kręconych włosach, ubraną w spodnie z szelkami. W dłoniach ściskała pluszowego misia. Z zaniepokojoną, okrągłą twarzyczką, wpatrywała się w moje oczy.

Podszedłem do niej. Przyklęknąłem na jedno kolano. Pogładziłem jej policzek, zostawiając na nim czerwoną smugę.

– Nie martw się – powiedziałem. – Zaraz cię do niego zaprowadzę.

***

Otwarłem oczy. Widziałem jak przez mgłę. Cały zapał znikł tak nagle, że wydawało mi się to niemożliwością. Jak gdyby to przed chwilą nie miało miejsca. Leżałem całkowicie nieruchomo. Ogarnęło mnie dziwnie znajome uczucie. Czy to już kiedyś się wydarzyło?

Chciałem się podnieść, ale organizm odmówił posłuszeństwa. Co ja właściwie zrobiłem, że jestem w takim stanie? No tak. Spadłem z muru. To by chyba wiele wyjaśniało. Hmm. Dziwnie szybko się te gwiazdy przesuwają. O! Jeszcze ściana budynku, też tak jakoś dziwnie się prze... prze... wa.

Ciemność. Jedynie szuranie po pokruszonym asfalcie, dawało znać, że coś się dzieje, a to i tak nie na długo.

***

– Mówisz, że co widzisz?

– Miasta. Setki miast. Wspaniały stąd widok – powiedziałem.

Pod moimi stopami przesuwała się cała Ziemia. Aglomeracje oddzielone polami i połączone wymyślną infrastrukturą pomiędzy wyspami lasu. Szklane budynki pnące się do nieba i poruszające się pomiędzy nimi statki powietrzne.

Widok ten wydał mi się znajomy, chociaż nie wiem dlaczego. Wszystko wyglądało inaczej, niż sobie wyobrażałem. Pojazdy sunęły równomiernie, jak chmury, cumując do wysokich budynków, z których wystawały pokryte zielenią tarasy.

Pola pocięte były przez systemy irygacyjne, a wokoło nich rozrzucone stawy, bądź jeziora, tworzyły wielką sieć wodną, utrzymującą wilgoć gleby.

Wielkie drzewa swoimi gałęziami osłaniały arterie, po których ktoś się poruszał. Nie widziałem asfaltu, torów, czy też, chociażby grama betonu. Tak nie wyglądał nasz świat.

Pochyliłem się, aby lepiej zobaczyć ten niecodzienny dla mnie widok. Dlaczego miałem wrażenie, że kiedyś tak wyglądała Ziemia? Czemu nie pasuje do jej obecnego stanu? Jak wiele się zmieniło? Kiedy to było?

– Uważaj, bo spadniesz – usłyszałem za sobą niezwykle delikatny w brzmieniu głos.

Nie. To nie może być prawda. Ogarnęło mnie przerażenie. Skąd to dziwne przeczucie, że ten znajomy ciepły dźwięk, to jakaś utracona wraz z amnezją pamiątka? Czy tak brzmieli moi rodzice?

Nie miałem odwagi, by cokolwiek powiedzieć. Bałem się odwrócić. Nie. To tylko złudzenie! Jedno wielkie złudzenie!

Pochyliłem się jeszcze bardziej. Zacząłem spadać. Wiatr szarpał mną i obracał. Wpadłem do stawu. Ogarnęła mnie mętna ciemność. Ruchy zrobiły się powolne. Dryfowałem ciśnięty prawie na samo dno.

Zamknąłem oczy. Już. To tylko sen. Tylko sen. Widzisz?

Widzę. Co nim ostatnio nie jest?

Otwarłem oczy. Tak jak się spodziewałem, po wodzie ani śladu. W zasadzie to nie było nic. Wokoło jedynie ciemność. Niebotycznie pusto i mrocznie.

Obiekt 12 Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz