– Tomek. Tomek. Hej, słyszysz mnie? No otwórz te oczy szerzej.
Zobaczyłem Nastię. Wpatrywała się we mnie z zakłopotaniem. Pod głową poczułem plecak, a pod plecami, gruby lniany materiał.
Omiotłem wzrokiem cały sufit i twarz dziewczyny.
– Jesteś już, czy wciąż błądzisz? – zapytała, gładząc mnie po czole.
– Eeee – Nic więcej nie byłem w stanie wydusić.
– Dobrze, nic nie mów, leż. Przepraszam, ja nie spodziewałam się, ale jestem głupia!
– Hej – Chwyciłem jej dłoń. – Jak boli, to się żyje, prawda? No to mnie boli jak cholera. Czyli wszystko ze mną w porządku – Wysiliłem się na uśmiech.
Nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć. Na jej twarz wyszedł zawstydzony rumieniec.
– I tak przepraszam – powiedziała w końcu.
– To ja przepraszam. Za wszystko.
– Tego nie było – uśmiechnęła się. – Pamiętasz, jak mówiłam, że mnie tam nie ma, a to była tylko fatamorgana? No, to wyobraź sobie, że właśnie tak było.
– Dobrze – potaknąłem.
Podniosłem się. W głowie wciąż trochę mi wirowało i musiałem podeprzeć się o ścianę, by złapać równowagę. Gdy już stałem na pewnych nogach, rozejrzałem się po okolicy i zdałem sobie sprawę, że jest zupełnie ciemno, a jedyne światło to maleńkie ognisko.
– Gdzie my właściwie jesteśmy? – zapytałem, rozglądając się po ceglanych ścianach.
– W poniemieckich kanałach burzowych – odparła.
– Czy ty mnie tu przeniosłaś? – zapytałem osłupiały.
– Do super lekkich nie należysz, ale tragedii nie było. Leżałeś nieprzytomny tak długo, że nieomal by nas noc zastała. Wtedy już nie byłoby takiej sielanki jak przed chwilą. W mieście jest wiele miejsc, które zwierzęta omijają szerokim łukiem. My właśnie w takim byliśmy, dlatego nie mieliśmy gości. Mimo to zostawanie tam na noc, jest, mówiąc kolokwialnie nierozsądne.
– Dlaczego?
– Szkoda gadać. Miej nadzieję, że się nie przekonasz.
– Skoro tak mówisz – Po tych słowach, żołądek zaczął wariować i domagać się posiłku. Dźwięk był na tyle donośny, że Nastia aż podskoczyła.
– Człowieku, ty to musisz mieć apetyt. Nic dziwnego, przez cały dzień nic nie jadłeś.
– To drobiazg – powiedziałem, chociaż zdawałem sobie sprawę ze sztuczności tych słów.
– Akurat! Masz – Podała mi materiałowe zawiniątko. W środku znajdował się płat lekko przypieczonego mięsa.
– Z czego?
– Nie pytaj – odparła pośpiesznie.
Spojrzałem na nią podejrzliwie.
– Spokojnie, przecież nie z człowieka!
Nie minęła chwila, a pochłonąłem całą porcję i zapiłem kilkoma łykami wody. Organizm się uspokoił.
– Nie myliłam się – powiedziała. – Normalnie wilczy apetyt. Jak jutro przekroczymy Odrę, to od razu trzeba będzie rozstawić sidła. Z owocami o tej porze roku może być problem, ale roślin jadalnych powinno być tam aż nadto. Będziesz miał dużo roboty.
– Ja? – zamyśliłem się.
– Na jasne, że ty. Przecież nie będę wszystkiego sama robić, racja?
CZYTASZ
Obiekt 12 Tom I
Science Fiction„I oto ujrzałem go; Pana piekła i raju na bramie wszystkich światów stojącego, a wokół głowy jego, jaśniała czerwień z krwi grzeszników" Tomasz to ostatnia osoba, która przemierza cmentarz ludzkiej cywilizacji i potrafi jeszcze dostrzec dobro, jedno...