Prolog

419 40 94
                                    

Nad skąpaną w słońcu doliną, wzdłuż której płynęła rzeka, unosiły się delikatne nienaturalnych wręcz kształtów obłoki. Pośrodku równiny nieopodal, leniwie rozłożone były nieduże chatki gęsto porośnięte kwiecistymi pnączami. Zaraz za nimi znajdował się wielki obszerny las, który swoją wielkością otaczał niemal wszystko aż po horyzont. W jego centralnej części zbudowana była wspaniała świątynia z pozłacaną kopułą, ulokowana na planie krzyża z czterema wrotami głównymi, wzdłuż których ciągnęły się kolumnowe promenady. Otoczona była przez ułożone równomiernie na ziemi chodniki, zakończone zagięciami przypominającymi haki, z których pięły się do góry wyrzeźbione obeliski. Z lotu ptaka, budowla wraz z otaczającymi ją ścieżkami i ogrodami, wyglądała jak kołowrót, jednak wierzchnia powłoka była nieistotna. Najważniejsze było, to co leżało w środku, coś, o co miał się za chwilę upomnieć cały istniejący wówczas świat.

Z chmur, które beztrosko sunęły po niebie, nagle wystrzeliły białe smugi ciągnięte za niebieskimi płomieniami pocisków. Cała dolina pokryła się ogniem i zasłaniającym wszystko dymem. Po chwili jedna z chmur eksplodowała i spod jej obłoków runęła wielka owalna maszyna z dziesiątkami podwieszonych pod nią masztów i kilkoma rzędami okien.

Smugi pocisków niczym nici zaczęły łączyć się z innymi machinami, których „pochmurna" osłona zaczynała zanikać. Szybko na niebie ukazało się kilkanaście wielkich statków powietrznych, do złudzenia przypominających sterowce. Z ich wnętrzności jak kijanki zaczęły wylatywać mniejsze maszyny, które ścierały się ze sobą w fantastycznych akrobacjach, przerywanych błyskami, smugami i wybuchami. Oprócz tego wyskakiwały z nich skrzydlate postacie, które swobodnie opadając na ziemię, dołączały do panującego tam szturmu, który rozpoczął się równie znienacka co atak z niebios.

Nagle wielka machina oderwała się od reszty flotylli. Ostrzeliwana ze wszystkich kierunków, uparcie parła naprzód, pomimo tego, że wstrząsały nią konwulsje eksplozji, a połacie jej pancerza były kruszone jak szkło. W tym samym czasie eskorta niemogąca nadążyć za machiną została rozproszona ze zwartego szyku i po kolei była strącana. Jej pozostałości spadły na okolicę deszczem płonącej stali.

Dolina pod niebem zalała się łzami i krwią. Sielskie życie zostało brutalnie przerwane. Nienasycony ogień pożerał całą okolicę. Bogowie toczyli ze sobą bestialską walkę, której rezultat mógł zaważyć o losie całego znanego im świata.

Setki sztandarów podrywało się w powietrze wraz z miotanymi pociskami. Tysiące ostrzy i żądnych walki paszcz, swoim blaskiem oświetlało okolicę, która niemal świeciła od natłoku żelastwa.

Statek parł prosto na świątynię. Z jego silników zaczęły wydobywać się smugi dymu. Na pokładzie wybuchały pożary, a załoganci płonęli żywcem. Jak mydlane bańki eksplodowały składy amunicji. Po kilku minutach takiego natarcia sterowiec zaczął przypominać kłąb dymu, z którego szczelin wydostawały się płomienie.

Na kursie machiny ukazała się otoczona kolumnadą świątynia. Na schodach prowadzących do jej wejścia stało kilka osób. Płonący kolos zaczynał wytracać prędkość i wysokość, po czym taranując wszystkie kolumnady, zaczął brzuchem jechać po ziemi, pozostawiając za sobą wyryty od zniszczeń kanał. Gdy statek finalnie się zatrzymał, z jego środka wybiegło kilkanaście postaci, które ruszyły na istoty przed wejściem. Rozpętała się zażarta potyczka, której majestat nijak miał się do rzezi, jaka toczyła się w dolinie.

Walce nie było jednak dane dojść do rozstrzygnięcia, gdyż cała okolica została nagle rozerwana przez jasny błysk, którego światło oślepiło wszystko, co istniało i spopielając świat ogniem, pogrążyło go w mroku.

Do czasu...

***

21 marca 1981 roku. Afganistan, prowincja Badachszan

Obiekt 12 Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz