ⰈⰊ Dwie opcje, jeden problem

25 7 4
                                    

– Więc mówisz, że żalu za czyn nie czujesz?

– Dlaczego miałbym?

– Nie wiem. Z przyczyn osobistych lub chociażby moralnych.

– Moja moralność raczej nie podlega żadnej dyskusji, gdyż takowa w waszym pojęciu tego słowa, nie istnieje. Moje produkowanie się, że jest inaczej, tak czy siak zejdzie na panewce, bo żyjecie w utartym wzorze moralności i nie dostrzegacie dobra wyższego.

– Więc uważa pan, że zrobił to w imię dobra wyższego?

– Tak.

– Czymże to dobro było?

– Moim zadowoleniem.

– Pańskim zadowoleniem? Chce pan przez to powiedzieć, że poprzez dokonanie tak haniebnych czynów, polepszałeś sobie poczucie własnego zadowolenia, wartości, czy jak inaczej by to nazwać?

– Nie tyle własnej wartości, ile wartości wszystkiego.

– Co to u pana znaczy?

– Jestem ja, czyli wszystko. Jeśli mnie nie ma, panuje nicość i ludzie ślepo krążą po swoim mizernym światku. Ja daję im światło, wybawienie od ciemności i mroku.

– Poprzez śmierć?

– To jedyny sposób, aby wyzwolić upadłe dusze.

– Czyli nie zabija pan osób przypadkowych?

– Nigdy. To nie moja wina, że wszyscy ludzie upadli.

***

Kiedy to było? Czy to w ogóle miało miejsce? Ten głos wydał mi się znajomy, a jednocześnie tak obcy, jakbym nigdy wcześniej go nie słyszał. Do kogo należał?

– Raczej do kogo nie należał.

– Kto to? – zapytałem.

– Ktoś, kto, by tak rzec, nie istnieje.

– To gdzie my jesteśmy?

– W tym samym miejscu. W punkcie wyjścia. Jeszcze to do pana nie dotarło?

– Czyli to ty.

– Nie „ja". Nie podlegam personifikacji. Wolałbym użycie pojęcia niezamykającego mnie w określonych ramach, które poniekąd ograniczałyby mój zakres istnienia.

– Więc czym jesteś?

– Dźwiękiem drogi panie. Dźwiękiem twojego sumienia.

– Wyjątkowo dobry akcent. Czy w głębi duszy jestem fanem sztuki brytyjskiej?

– Żarty na bok. Bodajże już przerabialiśmy ten moment. Mogę posługiwać się dowolnym tonem, gdyż jakby nie patrzeć, jestem pańską nieodzowną, doprawdy zagłuszaną, ale jednak częścią.

– Chwila. To ilu was tam siedzi?

– Doprawdy ja nie jestem osobą. Nie winienem być nawet określany mianem istoty. To, co pan teraz słyszy, to doprawdy ja i nic więcej.

– Sam głos?

– Owszem.

– A co z tym drugim? – zapytałem.

– Masz na myśli siebie?

– Jasne, że nie. Chodzi mi o tego pojebanego... cholera, jak go tam nazwać, wilczura pierdolonego.

– Rozumiem, że jesteś pod działaniem pewnego wstrząsu, ale język można bardziej szanować.

– Ej! – oburzyłem się. – Będziesz mnie pouczał?

Obiekt 12 Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz