– Za kilkaset metrów znajdziemy się w podziemiach pod Starym Miastem. Znam nieuczęszczane przez patrole tunele, o których istnieniu wie prawdopodobnie tylko Ireneusz – oznajmił Wasyl.
– Lada godzina i zrobi się jasno. Czy to dobry moment, by pakować się tam w biały dzień? – zapytałam.
– Nie będziemy wchodzić w biały dzień, lecz o poranku. Większość ludzi będzie tak zaspana, że nie ogarną podstawowych czynności. Można by całą brygadę przerzucić i nikt by nie zwrócił uwagi. Tomek też uciekł, więc jak widzisz, obrona jest dziurawa jak sito. Tylko w dzień wygląda porządnie.
– To jaki dokładnie masz plan?
– Irek ma swój apartament w ratuszu, zaraz obok własnego gabinetu. Do budynku można się dostać kilkoma wejściami na parterze oraz z piwnic. O tym ostatnim wejściu nikt nie pamięta. Jest na głucho zamknięte, od co najmniej kilku lat. Naszą jedyną drogą, aby dostać się niezauważonymi, jest pójść właśnie z piwnicy.
– Co ze strażą?
– W środku nie ma jej prawie w ogóle. Damy radę się przemknąć, zanim ktoś nas zauważy.
– Damy radę. Widzę pełen optymizm. To jest trochę do ciebie niepodobne – odparłam zaniepokojona.
– Cóż mogę powiedzieć, prócz; drobnostka.
– Chwila, co? – Byłam dziwnie skołowana.
– Sytuacja jest na tyle dogodna, że nie można być pesymistą. Mamy szerokie plecy.
– O czym ty do diaska mówisz? – Nic już nie rozumiałam.
– Mamy silnego sojusznika – odparł, zawadiacko się przy tym uśmiechając.
– Jeszcze powiedz, że tu chodzi o twój geniusz strategiczny – prychnęłam.
– Ta, no nie do końca mój, ale kogoś na pewno.
– Czy tu chodzi o...
– Nie wiem – przerwał mi tak beztrosko, że aż zaniemówiłam.
– Czy tobie...
– Nie.
– ...chodzi...
– Skądże.
– ... o...
– Ja nic nie wiem.
– Dasz mi skończyć?! – podniosłam głos zdenerwowana.
– Jak sobie chcesz siostrzyczko.
– Czy tobie chodzi o...
– Ćśśś! – uciszył mnie. Już chciałam go ochrzanić i przywalić, ale zreflektowałam się, gdy usłyszałam kroki. Nasłuchiwaliśmy przez dłuższą chwilę. Odgłosy powolnego człapania nieubłaganie zbliżały się w naszą stronę, lecz wciąż nikogo nie było widać. Wtedy rozległ się chrypliwy, chyba kobiecy głos:
– Chleba, wody co łaska. Wody i chleba, co łaska.
– Jakieś pomysły? – zapytał mnie Wasyl.
– Przecież ty tu jesteś od planowania – zakpiłam. – Odsuń się.
– Chleba, wody co łaska – powtarzała swoją mantrę ukryta za rogiem staruszka.
– Kim jesteś? – zapytałam najłagodniej, jak umiałam.
– Kogo to obchodzi? Kto pyta? Nieważne zresztą. Chleba i wody co łaska... – odparła naburmuszona i przygnębiona jednocześnie.
– Pokaż się. Możemy ci pomóc – zaproponowałam.
– Nie, nie. Ja szpetna. Nie patrzcie. Zostawcie co macie i odejdźcie, a będzie wam dane.
CZYTASZ
Obiekt 12 Tom I
Science Fiction„I oto ujrzałem go; Pana piekła i raju na bramie wszystkich światów stojącego, a wokół głowy jego, jaśniała czerwień z krwi grzeszników" Tomasz to ostatnia osoba, która przemierza cmentarz ludzkiej cywilizacji i potrafi jeszcze dostrzec dobro, jedno...