(a/n: długi rozdział, więc polecam zrobić sobie do niego herbatkę czy co tam lubicie)
_________________________________________________
Taehyung słabo pamiętał następne trzy dni. Nie potrafił powiedzieć, co wtedy robił. W zasadzie, nie robił niczego. Leżał w łóżku, wtulając w siebie koszulę nocną żony. I myślał. Wspominał. Każdą wspólną chwilę, każde słowo, każdy romantyczny wieczór, każdą wycieczkę. Każde słowo wsparcia, które otrzymywał od dziewczyn przed każdym meczem.
Ze spiżarki zniknęło w tym czasie osiem butelek soju. Kupione w 7/11 piwa i wódkę wypił jeszcze tamtego wieczoru. Przeklinał się, gdy tej samej nocy trzy razy wstawał, by spędzić najbliższe kilka chwil zwracając zawartość żołądka.
Był wdzięczny, że całą organizacją uroczystości zajęli się rodzice i brat Nari. Taehyung był pewny, że gdyby tylko wszedł do zakładu pogrzebowego, nie wytrzymałby.
Kilka godzin po pierwszej od wypadku wizycie teściów zadzwoniła do niego nieznajoma osoba. Gdyby był psychicznie w stanie, porozmawiałby z nią dłużej, zgodził się przyjechać na komisariat i wypytał o szczegóły wypadku, których tak naprawdę zupełnie nie znał.
- Dzień dobry, departament policji w Daegu...
- Proszę – przerwał. – Ja wiem po co dzwonicie... ale ja nie dam rady. Jeśli macie informacje o tym wypadku, to nie dzisiaj... jak już będę w stanie.
- Rozumiem, oczywiście. Chcę panu tylko powiedzieć, że zajmujemy się już tą sprawą. Szukamy przede wszystkim sprawcy, który uciekł z miejsca zdarzenia. Jeśli już będzie pan mógł, proszę zadzwonić na ten numer.
Ani razu nie włączył wi-fi. Wiedział, że w tym wypadku przyszłoby do niego tysiące powiadomień z Instagrama, tysiące komentarzy od fanów wysyłających mu kondolencje. Nie byłby w stanie ich czytać. Płakał już gdy tylko pomyślał o swojej najbliższej rodzinie. Współczujący ludzie dobiliby go jeszcze mocniej. Wypłakałby wszystkie łzy, które jego organizm był w stanie wytworzyć.
Wieść o tragicznej śmierci żony i córek znanego sportowca rozniosła się już dawno po całym kraju. Wspominały o tym nie tylko serwisy sportowe w Korei, ale także w Japonii i wielu innych krajach Azji i Europy. Pisano o tym na Naverze i serwisach plotkarskich. Dzień przed pogrzebem trener wysłał mu wiadomość.
„Zamieściliśmy oświadczenie na wszystkich mediach klubu. Poprosiliśmy o uszanowanie Twojej prywatności. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć, Tae."
Nie tylko trener, ale także cała drużyna zaoferowali mu swoją pomoc; on jednak wszystkim odmówił.
Jego rodzina nie odezwała się do niego ani razu, nad czym jednak nie ubolewał. Właściwie, zdziwiłby się gdyby nagle o jego istnieniu przypomniał sobie jego starszy brat, do którego ojciec uwielbiał porównywać „nieambitnego" Taehyunga. Donghae był zbyt zabiegany prowadzeniem swojej kancelarii adwokackiej w Ulsan. Tak zawsze się tłumaczył, gdy „nie mógł" odwiedzić mamy nawet raz w roku, w Chuseok. Z kolei Taehyung zawsze śmiał się z kpiną w głosie gdy pomyślał o swojej siostrze, której „amerykański sen" zakończył się klepaniem biedy i pracą w kiepskich azjatyckich knajpach w Seattle. Do kompletu z masą długów, które pozostawiła sobie w Korei, i utraconym obywatelstwem.
Pomyślał o swoim ojcu. Był pewny, że gdyby ten pojawił się na dzisiejszej uroczystości ze swoją dziewczyną, od razu by ich wyprosił. Najstarszy Kim dzwonił do niego rzadko i tylko w jednym celu – aby rzucić synowi kilka miłych słówek, zapytać jak się czuje i jak idą mu treningi, po czym między wierszami poprosić o część jego nieskromnej pensji. Tłumacząc, że zepsuł mu się samochód, albo że w pracy jego dziewczyny był teraz gorszy okres.
CZYTASZ
Game on #taekook
FanficKim Taehyung ma właściwie wszystko. Ma ogromny talent, uwielbiają go tysiące fanów, zarabia wielkie pieniądze, jest kapitanem drużyny Daegu FC, a z sezonu na sezon gra coraz lepiej i pnie się w górę w rankingach. Każdego dnia w domu czeka na niego p...