27 | But I promised to only love you

117 8 0
                                    

Zasiadł przy pianinie pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Potrafił grać, jednak były to wyłącznie nieskomplikowane utwory, których niegdyś uczyła go żona. Uczyła go także czytania nut, które przypomniał sobie szybko, gdy tylko odsłonił biało-czarne klawisze. To zazwyczaj Nari i Jiwon przebywały w tym pokoiku, upiększając piętro domu dźwiękami muzyki. Jemu zdarzało się to naprawdę sporadycznie.

Na półce odnalazł wcześniej teczkę, w której Nari trzymała zapisy nut do wielu pieśni, które wykonywano w jej zborze. Prowadziła tam uwielbienie rzadko, co nie zmieniało faktu, że w domu regularnie grała i śpiewała. Sama w końcu uczyła muzyki, a swoje piosenki tworzyła pod artystycznym pseudonimem.

Miała ogromny talent, który jej rodzice niegdyś chcieli rozwijać, posyłając ją na kilka lat do szkoły muzycznej. Zdarzyło się znajomym państwa Choi zasugerować, że ich córka ze swoim głosem i urodą mogłaby zostać idolką. To jednak nigdy nie wchodziło u nich w grę. Nari nie chciała sama wyjeżdżać do stolicy ani wchodzić w ten bardzo wymagający, nieraz okrutny świat. Chciała jednak swoją przyszłość poświęcić muzyce, co udało się jej. Gdy stała się bardziej rozpoznawalna, otrzymywała propozycje współpracy od wytwórni muzycznych. Wystąpiła gościnnie w kilku utworach wraz z muzykami tworzącymi w ich mieście, bądź w stworzonych specjalnie do dram. Choć sama komponowała, nigdy nie wydała oficjalnie żadnej płyty ani nie koncertowała. Nie czuła się gwiazdą i nigdy nie chciała się na taką kreować – wybierając jako swoją podstawową pracę uczenie muzyki w hagwonie. Jej piosenki ujrzały światło dzienne wyłącznie w internecie. Największym fanem jej twórczości był jej mąż.

W teczce podpisanej „Worship" Taehyung przerzucał kartki zapisane nutami. Szukał tych kilku utworów, które już kiedyś próbował grać. Wówczas były one dla niego zwyczajnymi piosenkami. Nieraz, jako nastolatkowie, byli wspólnie w jej zborze i próbował razem z innymi je śpiewać, choć w przeciwieństwie do większości wiernych, nie miały one dla niego głębszego wydźwięku. Tym razem było inaczej – gdy został sam, to te utwory mogły niezwykle mu pomóc. Wreszcie ukazał mu się tytuł, którego szukał – „Oceany". Piosenka znana właściwie każdemu, kto z Nari podzielał jej wiarę.

Pierwsze nuty zagrał niepewnie, pojedynczo wciskając klawisze. Z czasem, z każdą powtórką, nabierał pewności w graniu. Samotne dźwięki powoli łączyły się w spójną całość, która tworzyła dla niego odpowiednią melodię. Zrobił krótką przerwę, po której już pewnie przeszedł do gry. Śpiewał, jak dotychczas w tym pokoju robiła to Nari. Zastępował ją w tym miejscu.

Melodii ani fraz również nie zapomniał. Patrzył na tekst pod nutami, wiedząc w którym momencie wziąć wdech, w którym śpiewać wyżej, gdzie niżej, wolniej bądź szybciej. Jakby ona robiła to właśnie z nim.

- I będę wzywał imię Twe... I ponad fale wznoszę wzrok... Gdzie morze drży... W ramionach Twych wytchnienie me...

Zawahał się przed kolejnym wersem. Lecz w ułamek sekundy zwalczył nadchodzące wzruszenie i wyśpiewał słowa, które znaczyły dla niego coś zupełnie innego niż dla niej.

- Bo Ciebie mam... i jestem Twój...

Tę i wiele piosenek usłyszał, gdy wybrali się na koncert w Wellington. Zaledwie za pięć dni świętował rocznicę ślubu. Tym bardziej symboliczny stawał się ten utwór. Ale walczył, by wydobyć z siebie głos. Robił to dla niej, i dla siebie. Po to też zasiadł dziś przy pianinie – by poukładać myśli, zrozumieć siebie. Znaleźć w sobie siłę.

By nie myśleć o nim, co od dwóch dni było jego zmorą.

- Bo ręka Twa prowadzi mnie... I Ty mnie nigdy nie zawiodłaś... Wiem, teraz też nie zawiedziesz mnie...

Game on #taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz