(a/n: w tym rozdziale miało być jeszcze troszkę akcji, ale nie przewidziałam jak długi będzie monolog Taehyunga, więc trochę zmodyfikowałam plan wydarzeń na rozdział 18 i 19. Tutaj będziemy mieli głównie rozmowy. To takie tylko małe info na sam początek.)
_________________________________________________
Samochód Jeongguka przemierzał kolejne kilometry trasy, widoki za szybą nieustannie zmieniały się, a stolica stawała się coraz bliższa dwójce podróżników. W głośnikach dało się teraz słyszeć twórczość Incubus i Soundgarden, gdy Taehyung opierał głowę leniwie o zagłówek siedzenia, nie patrząc przez większość czasu na mijane przez nich miejsca. O jakimkolwiek postępie podróży dawały mu znać jedynie komunikaty z nawigacji.
Nieustannie rozmyślał. Nad tym, co powie już w ambasadzie i jak odwróci od siebie uwagę ludzi. Nad tym, jak zareaguje na jego pierwszą wizytę w Seulu po raz pierwszy od tragedii. I, jak od kilku dni, nad tym, co wydarzy się już w USA. Jak bardzo sprytnie okłamie i teściów, i Jimina.
Myśl o przyjacielu najbardziej skazywała go na wyrzuty sumienia. Nie zasługiwał na takie traktowanie, które w odczuciu Taehyunga, było bardzo nieodpowiednie. Lekarz tak bardzo starał się, okazywał mu wyćwiczoną w pracy empatię, a on czuł, że wręcz go olewał.
Podróż do Seulu zaczęła się od niedługiej rozmowy kolegów, a później już zdominowała ją muzyka, którą Taehyung poznawał coraz lepiej. Dawno już nie odbył dłuższej trasy, w której byłby pasażerem. Nie licząc drużynowych wyjazdów na zgrupowania i mecze, to zawsze on prowadził, gdy gdziekolwiek jechali z dziewczynami. To on, tak jak Jeongguk, pozostawał skupiony na drodze. Z tą różnicą, że podczas rodzinnych tras nigdy nie było cicho. To dziewczyny bawiły się ze sobą, to Nari prowadziła wszystkie rozmowy. Tęsknił i za tym. Po jej urodzinach coraz mocniej czuł, jak chciałby znowu usłyszeć ich głosy, zobaczyć je na ich siedzeniach w rodzinnym Santa Fe, który od ponad trzech tygodni stał nieużywany w garażu. Dziś tylko głosy wokalistów i Jeongguka zapewniały mu towarzystwo.
Gdy do wjazdu do Seulu pozostało im nieco ponad godzinę, usiadł prosto w swoim siedzeniu. Chciał przerwać to milczenie między nimi, chcąc też zapewnić dodatkowe zajęcie kierowcy. W tym miejscu ruch nie był jeszcze na tyle znaczny, by utknęli właściwie w korku.
- Mogę cię o coś zapytać? – odezwał się Taehyung.
- Mówisz, jakby to miało być coś dziwnego – roześmiał się Jeongguk. – Śmiało.
Pytanie tyczyło się oczywiście ich wyjazdu. Taehyung nie wiedział właściwie niczego o wspólniku jego kolegi, którego mieli spotkać już na miejscu. Ciekaw był ich wspólnej przeszłości.
- Kim właściwie jest Beomgyu? Dla ciebie?
Wywołał tym niepowstrzymane uniesienie kącika ust przez kolegę. Ten z kolei zaskoczony był, że Taehyung pytał o niego tak późno.
- Przyjacielem od lat. W domu dziecka mieszkaliśmy w sąsiednich pokojach.
- Ach, więc wychowaliście się razem?
Odpowiedział krótkim skinieniem głowy, nie odrywając wzroku od ruchliwej drogi. Przyciszył nieco muzykę.
- Miałem siedem lat, a on sześć. Kilka tygodni wcześniej moja koleżanka zza ściany skończyła osiemnastkę i jej pokój był odtąd pusty. W końcu dostał go Beomgyu. Jego pierwszego dnia próbowałem czymś się zająć, ale... usłyszałem płacz z jego pokoju, więc poszedłem sprawdzić co się stało. Leżał w łóżku i płakał, nie miałem pojęcia o co chodziło, ale po prostu go przytuliłem, bo nie wiedziałem co więcej mogę zrobić. Powtarzał mi, że chce do taty, że za nim tęskni... Powiedział mi kilka lat później, co się stało. Jego agresywna matka w nocy zadźgała jego ojca, jak on i jego półroczny brat spali za ścianą. Mieli cholerne szczęście, że im nic nie zrobiła.
CZYTASZ
Game on #taekook
FanficKim Taehyung ma właściwie wszystko. Ma ogromny talent, uwielbiają go tysiące fanów, zarabia wielkie pieniądze, jest kapitanem drużyny Daegu FC, a z sezonu na sezon gra coraz lepiej i pnie się w górę w rankingach. Każdego dnia w domu czeka na niego p...