(a/n: Zanim zaczniemy, bardzo dziękuję Wam wszystkim za aktywność jaka była w tej książce od ostatniego rozdziału <3 Statystyki podskoczyły mi tak, że ta historia dotarła nawet za granicę o.o Pozdrawiam moich czytelników z Niemiec (było Was tam najwięcej), UK i... Szwajcarii!
A na końcu rozdziału czekają małe ogłoszenia!)
_________________________________________________
Poznaliby się wszędzie. Od ostatniego kontaktu, z racji oczywistego starzenia się, Jungho zmienił się z wyglądu. Wciąż jednak Taehyung widział w nim ojca sprzed kilku lat. Gdyby nie okoliczności, absolutnie nie chciałby ani nie zamierzał go spotykać. Nie wierzył w szczerość emocji, które rysowały się na twarzy zdyszanego ojca – ani w stres, ani w smutek. Z pewnością wkrótce zamierzał zgrywać przy medykach dobrego męża, zmuszając Taehyunga do robienia dobrej miny do złej gry. To nie było w końcu miejsce na wywlekanie prywaty.
- Zadzwoniłem do ciebie ze zwykłej grzeczności – przywitał się z ojcem przed przeszklonymi drzwiami.
- Dziękuję – wydusił Jungho jedno ze słów, których jego syn także nie słyszał z jego ust prawie nigdy. – Donghae... jest w drodze. Powinien być za godzinę.
Taehyung teatralnie westchnął, wyobrażając już sobie ten spektakl hipokryzji ze strony tych dwóch.
- Teraz się mnie nie wstydzisz? – podjął inny temat. Sama obecność Jungho z sekundy na sekundę wystarczająco go gotowała. Zupełnie już zapomniał o tym, jak chwilę wcześniej przy rozmowie z Jiminem łzy cisnęły mu się do oczu. – Teraz jesteś dobrym mężem?
- Bałem się o ciebie...
- Daruj sobie.
Atmosfera między ojcem i synem stała się tak gęsta, że bez problemu można by ją kroić. Na twarzy Taehyunga malowała się złość – z samego faktu zobaczenia tego, kto najpierw skrzywdził jego, a potem jego żonę. Wierzył, że Jungho tylko udawał swoje przejęcie ciężkim stanem dawnej ukochanej. I jak zawsze – swoje zachowanie tłumaczył martwieniem się o syna czy dbaniem o jego dobro.
A sam Jungho właściwie spodziewał się takiego powitania, bo mieli za sobą liczne rozmowy, w których Taehyung stawał w obronie własnej i swojej rodziny. Był pewny, że nie uwierzy mu także w jego następne słowa, odpowiedź na jego pytanie.
- I tak, wciąż kocham mamę. Musiałem...
Powiedział tylko tyle, bo Taehyung drwiąco się zaśmiał. Zamilkł, spuszczając wzrok, nie licząc że zostanie wysłuchany. Przyjął na siebie złość syna.
- Jesteś żałosny... Tak ją kochasz, że od pięciu lat widziała tylko mnie, podczas gdy ty mieszkałeś z inną?
Jungho milczał, lecz miał odwagę na niego spojrzeć. Zobaczyć w nim tę niechęć do ich spotkania. Taehyung nigdy nie zamierzał mu uwierzyć, że miłość jego rodziców jakkolwiek jeszcze istniała. Jungho nie miał bladego pojęcia, że prawie pięć lat wcześniej jego syn wyrzucił „zaręczynowy" naszyjnik, który on podarował żonie w dniu, gdy wspólnie podjęli decyzję o ślubie. Hyemin do końca, niezrozumiale dla syna, nosiła go niemal codziennie, nawet gdy przeżywała piekło. Gdy została sama, nie był w stanie już nigdy patrzeć na tę biżuterię. Podle wykorzystał nieświadomość mamy.
- Nie wierzę w twoją szczerość, ale nie róbmy tego tutaj – poprosił Taehyung, który nie zamierzał mimo wszystko się kłócić i na korytarzu wyrzucać ojcu wszystkiego. - Chociaż udawajmy, że rodzina Kimów nie jest popierdolona. Nie potrzebuję więcej uwagi od mediów.
CZYTASZ
Game on #taekook
FanficKim Taehyung ma właściwie wszystko. Ma ogromny talent, uwielbiają go tysiące fanów, zarabia wielkie pieniądze, jest kapitanem drużyny Daegu FC, a z sezonu na sezon gra coraz lepiej i pnie się w górę w rankingach. Każdego dnia w domu czeka na niego p...