Rozdział 3

1.4K 115 44
                                    

Gdy Potter po raz pierwszy natknął się na Draco Malfoya w parku przy Crewley Street, a był wtedy po ciężkim dniu w pracy i po kilku godzinach papierkowej roboty, nie był zadowolony z jego widoku. Ba, ciężko było to nazwać zwykłym niezadowoleniem. Osoba byłego ślizgona i szkolnego wroga, przywołała w nim wszystkie najgorsze wspomnienia i wzbudziła reakcje jakiej sam po sobie by się nie spodziewał.
Dlatego ich pierwsze spotkanie zakończyło się na dawnych wyzwiskach, które wcale nie straciły na mocy. Harry pod swoim adresem usłyszał obelgi jeszcze za czasów Hogwartu, a Draco, mimo że był dorosłym mężczyzną, a swą postawą nie grzeszył, to z jego ust padły wręcz nieprzyzwoite jak dla byłego arystokraty, słowa.

I gdy Harry w końcu dotarł wtedy do domu, był zmęczony pracą, a dodatkowo wściekły z powodu spotkania Malfoya, którego twarzy, dzięki Merlinowi, nie musiał oglądać od jego procesu kilkanaście lat temu, zaraz po wojnie. Był zdziwiony, że z taką łatwością przyszło mu rozpoznanie kogoś, kogo nie widział szmat czasu. Choć musiał przyznać, że te wręcz białe włosy, poznałby wszędzie. A oglądanie jego twarzy codziennie w szkole przez prawie siedem lat, sprawiło, że byłby w stanie wskazać go w tłumie podobnych sobie czarodziejów. Nawet nie próbował zaprzeczać, iż Draco Malfoy tamtym krótkim spotkaniem, przy którym padło wiele niecenzuralnych słów, sprawił, że Harry poczuł się przez chwilę jak w Hogwarcie. Uczucie to zniknęło jednak tak szybko, jak oddalił się Malfoy, którego szata łopotała na zimowym wietrze. Wydarzenie to miało miejsce dokładnie rok temu, a Harry Potter zdążył się już zagubić w codziennych spotkaniach i niezobowiązujących pogawędkach po pracy, o pracy i o innych sprawach, takich jak na przykład niekompetencja Hanny Abott, co było jego ulubionym tematem. Zatracił się nie tylko w spacerach, które nigdy nie trwały dłużej niż godzinę, ale też w codziennym oczekiwaniu na wyjście z pracy i pójście, spokojnym krokiem, do parku przy Crewley Street. Zagubił się w uczuciu błogości, spokoju i stabilizacji, jakie towarzyszyło spacerom i tej codziennej rutynie, której był samozwańczym więźniem już od roku.

Ich pierwsze spotkanie zakończyło się kłótnią, która była nieodłącznym elementem ich dziwnej, wrogiej relacji, w której trwali jeszcze od czasów Hogwartu nawet po tylu latach. Wychodząc z pracy kolejnego dnia nie przypuszczał, ani nawet nie myślał o tym, że spotka Draco Malfoya w tym samym miejscu, o tej samej porze. I choć padał rzęsisty deszcz, Malfoy w długiej szacie, i pod dużym parasolem, stał tam gdzie poprzedniego dnia, a Harry zapamiętał jego pierwsze słowa, które wypowiedział do niego, i które nie były przesiąknięte jadem, ani wrogością.

— Dostarczyłeś mi nie lada rozrywki, której brakuje w moim życiu od paru dobrych lat, Potter. Może przejdziemy się i porozmawiamy? — spytał, a Harry do dziś pamiętał, jak stał w osłupieniu i po prostu gapił się na mężczyznę, nie potrafiąc wydukać choćby jednego słowa. I co dziwne, na usta nie cisnęły mu się nawet żadne ofensywne epitety, którymi mógłby go obdarować.

I Harry Potter się zgodził. Bo jak twierdził, nadal żywił urazę do Malfoya, była ona jednak jego szkolną rutyną, czymś niezmiennym i nie potrafił wyobrazić sobie innych realiów, w których mógłby zamienić z byłym ślizgonem kilka normalnych, nienafaszerowanych bluzgami, zdań. Mimo to się zgodził. Możliwe, że podjął wtedy tą decyzję pod wpływem emocji, roztargnienia, czy chwilowego zaćmienia umysłu. Lecz po roku rutyny, w którą popadł właśnie dzięki Malfoyowi, i w której odnajdywał się bardzo dobrze, mógł przyznać, że była to jedna z lepszych decyzji jakie podjął w życiu.

Z początku przeszkadzała mu dystyngowana gracja z jaką poruszał się Malfoy, nawet nie zdając sobie sprawy jaką aurę wokół siebie roztacza. Czuł się niekomfortowo, tak jakby chodził po nieznanym sobie dotąd terenie, mimo że przechadzali się parkiem, przez który przechodził codziennie po pracy. Ostentacyjne odpowiedzi Malfoya na pytania o rodzinę i o dalsze losy rodu, wywoływały w nim irytację, której z początku nie potrafił tłumić w sobie na tyle, by rozmowa była choćby odrobinę przyjemna. Jeszcze bardziej frustrowały go pytania, które zadawał Malfoy. Były tak... zwyczajne, jak na niego. Dlatego Harry nie sądził by podobny spacer miał jeszcze kiedykolwiek miejsce po tym jak znów rozstali się w złym humorze. I mimo że nie skończyło się na wyzwiskach, Potter czuł złość na Malfoya, ale też był sfrustrowany jak nigdy dotąd. Dlatego zdziwiła go obecność mężczyzny kolejnego dnia, w tym samym miejscu, pod ciemnym parasolem i w długiej, eleganckiej szacie, czekającego na niego. Malfoy pytał o jego pracę, czym się zajmuje, czy wydarzyło się coś ciekawego tego dnia, pytał o Rona i Hermionę tak jakby byli i jego znajomymi sprzed lat. Czasami w jego wypowiedziach przeplatały się dawne docinki pod adresem Weasleya, jednak Malfoy wydawał się być inny.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz