Rozdział 19

893 79 30
                                    

Pamiętajcie, że to slow burn drarry, bardziej owocne w fabułę i jakąkolwiek akcję, a nie tylko romans i wzięta z niczego namiętna miłość.

— Prawdopodobieństwo tego, że Granger wyjdzie z Ministerstwa i od razu uda się knuć swoje plany w jakieś makabryczne miejsce, wynosi ile, Potter? Bo wyleciało mi z głowy. — Malfoy jęczał już tak od kilkunastu minut, kiedy w spokoju siedzieli na ławce, tuż między granicą parku przy Crewley Street, a ulicą, która tylko dzieliła ich od gmachu Ministerstwa.

Było zimno, to prawda, ale spędzili na zewnątrz dopiero chwilę w oczekiwaniu, aż Hermiona wyjdzie z pracy i podążając dedukcją Rona, uda się na spotkanie z Abott lub z kimś innym. Musiała opuścić Ministerstwo normalną drogą, bo kominki rejestrowały każdy transport, a przecież Hermionie raczej zależało na odrobince dyskrecji.

— Jeśli będziemy opierać się tylko na czysto matematycznym rachunku prawdopodobieństwa, to bliskie zeru. Ale, jeśli posłuchamy się mojego szóstego zmysłu, to znacząco wysokie.

—Powiedz, że masz jeszcze trzecie oko w miejscu blizny, które potrafi przepowiedzieć przyszłość, wcale by mnie to nie zdziwiło — prychnął. Malfoy był znudzony, tym chwilowym siedzeniem w miejscu, a w planach mieli poświęcenie tyle czasu, ile będzie trzeba na dowiedzenie się, kim był tajemniczy informator Hermiony. Sam już do końca nie był pewny, czy nie posiadał jakiś masochistycznych skłonności, skoro dobrowolnie zgodził się słuchać niezadowolonych jęków Malfoya przez ten cały czas.

— Zaufaj Wybrańcowi — powiedział, spoglądając na niego z ukosa. Coś w poważnej i zaciętej minie Draco rozbawiło go do tego stopnia, że musiał stłumić cichy śmiech. Malfoy wyglądał dokładnie tak samo jak za czasów Hogwartu, z ostrym profilem o zadartym nosie, z rozwianymi przez wiatr niesfornymi kosmykami włosów, które wyplątały się z warkocza, niezwykle młodo i pociągająco.

Zaraz, stop. Odgonił zaraz od siebie natrętne myśli. Co mu przyszło do głowy, by wspomnienia Malfoya jakie zachował z czasów szkolnych, pierwsze co przywodziły mu na myśl, to to, że był przystojny, albo co gorsza pociągający. Odwrócił wzrok od jego profilu, musiał skupić uwagę na czymś zupełnie innym, mniej rozpraszającym jego umysł.

— Pieprzonemu Wybrańcowi? — zdziwił się, nie pozwalając Potterowi, na zerwanie kontaktu wzrokowego. I Harry poczuł jak w jednym momencie, ciepło napływa mu do twarzy.

— Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek był pieprzony — burknął, ale dopiero po wypowiedzeniu tych słów, dotarł do niego ich sens, i to, że one faktycznie opuściły jego usta.

Twarz Malfoya za to zmieniła się w ciągu sekundy. Z naburmuszonego i obrażonego na cały świat gbura, przeobraził się jak za dotknięciem różdżki, w uśmiechniętego od ucha do ucha i z rozbawionym błyskiem w oku. Harry już wiedział, że pożałuje tego co powiedział.

— Ta gra słowna przeszła moje oczekiwania, Potter. Nie przypuszczałem, że jesteś taki zdeprawowany.

— Zdepra... co? — Harry potrząsnął głową, całkowicie skupiając się na drzwiach Ministerstwa, z których ku jego uldze, wychynęła sylwetka Hermiony. Całkowicie odgonił od siebie wszystkie myśli, krążące wokół Malfoya. Wysilił się jedynie na odchrząknięcie i złapanie mężczyzny za ramię, by zwrócić jego uwagę na cel całej tej maskarady.

— I mamy tak po prostu za nią iść? — Malfoy nie wyglądał na przekonanego. Co gorsza nawet nie ruszył się z miejsca, kiedy Harry zerwał się z ławki na równe nogi.

— Z tego co mówiłeś, twoje zaklęcie kameleona jest nie do przejrzenia przez innych, których nie wpuszczasz poza magiczną granicę. Skoro ja ci zaufałem, teraz ty spróbuj zaufać mi. Zobaczysz, że moje przeczucie się nie myli — powiedział. — Chodź, nie możemy jej zgubić.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz