Rozdział 15

1.1K 93 35
                                    

Tak, to ten z tych dłuższych rozdziałów.

Stał pod samym wejściem do Ministerstwa, kryjąc się pod zaklęciem kameleona już przez dłuższą chwilę. Nie było jeszcze piętnastej, ale nie lubił przychodzić w umówione miejsce na styk. Poza tym miał świetne pole widzenia na osoby, które wchodziły i wychodziły z budynku. Niektórzy spieszyli się i nawet nie zauważali, że potrącali kogoś lub potykali się o niewidoczną przeszkodę, jaką była podstawiona noga Draco. Miał z tego niezłą rozrywkę, widząc skonsternowane miny niektórych osób. I choć przez chwilę czuł się jak beztroskie dziecko, wyciągając nogę tuż przed kolejnym mężczyzną, który zmierzał prosto do Ministerstwa, nie było mu wstyd za swoje, mało poważne, zachowanie.

Miał nadzieję, że Potter go posłucha i nie zacznie paplać do niego, gdy tylko go zobaczy, bo jego współpracownicy uznają go za szurniętego. Chociaż zaraz. Od kiedy niby przeszkadzałoby mu, gdyby ktokolwiek  powiedział, że Potter jest niespełna rozumu?

Wsadził ręce głęboko do kieszeni szaty i westchnął, spoglądając wyczekująco na drzwi, prowadzące do Ministerstwa. Gdy w końcu ujrzał w nich znajomą twarz, cholernego Pottera, zaczekał, aż ten go zauważy. „Zachowuj się normalnie" nie miało tutaj żadnego znaczenia, bo Potter z uśmiechem na  twarzy podszedł do niego i powiedział zwykłym tonem:

— Załatwiłem. — Draco mentalnie zdzielił go po głowie, bo przecież nie mógł zrobić tego publicznie, nawet jeśli był niezauważalny dla reszty osób.

— Miałeś zachowywać się zwyczajnie — syknął — Nie odzywaj się już —  jęknął zniesmaczony, po czym chwycił Pottera pod ramię i razem z nim aportował się spod gmachu Ministerstwa.

Harry zachwiał się, czując jak jego stopy dotknęły w końcu twardej nawierzchni. Nigdy nie przepadał za aportacją, a już szczególnie taką, o której nikt go nie uprzedzał. Przez tyle lat nie zdążył przyzwyczaić się do uczucia braku stabilności i mdłości, które jej towarzyszyły.  Nawet nie zdążył zaoponować, kiedy Malfoy chwycił go, i wręcz zmusił do aportacji, bo był zbyt skołowany uściskiem jego dłoni na swoim ramieniu, by cokolwiek powiedzieć.

Dlatego, gdy w końcu otworzył oczy, nie zobaczył przed nimi niczego innego, jak  rozbawionej, przyozdobionej złośliwym uśmieszkiem, twarzy Malfoya, który  najwyraźniej miał niezły ubaw z jego zachowania.

— Wyglądasz jak nowicjusz, Potter. Myślałem, że jako auror jesteś przyzwyczajony do aportacji. — Malfoy wcale nie starał się ukryć  kpiącego tonu głosu. Nie byłby sobą, gdyby powstrzymał się przed kolejną  uszczypliwością.

— Wolę, tradycyjną metodę transportu — mruknął, otrzepując swoją szatę.

— Potter, nadal używasz miotły jako środka przemieszania się? Merlinie, jesteś taki zacofany — jęknął i załamał ręce przed sobą w geście bezradności.

— I mówi to ktoś, kto nadal używa sów do komunikacji. Kto w tych czasach pisze listy, co Malfoy? — odgryzł się i w jednej sekundzie twarz mężczyzny stężała, ale po chwili zaczęły wyłaniać się z niej łagodne rysy. Malfoya można było bardzo szybko zdenerwować, ale nigdy nie dawał wytrącić się z równowagi. Harry po części był pełen podziwu dla jego  stoickiego spokoju, jednak domyślał się, że w środku musiało dziać się istne piekło. Szczególnie w sytuacjach wysoko stresujących — Gdzie my jesteśmy? — Harry dopiero po kilku sekundach rozejrzał się po przestronnym pomieszczeniu, do którego zabrał go Malfoy. W żadnym wypadku nie przypominało ono hotelu, który odwiedził tego ranka. Było to  mieszkanie, jasne i przestronne, całkiem nie pasujące do tego gburowatego mężczyzny.

— Tutaj mieszkam — odpowiedział tak, jakby to był najbardziej oczywisty fakt. Harry uniósł zdziwiony brwi i rozejrzał się po mieszkaniu. —  Czasami — dodał po chwili, omijając nonszalancko Pottera i podchodząc do  ciemnozielonej, welurowej kanapy, by położyć na niej płaszcz. Uwadze Harry'ego nie umknął ten nikły gest, bo całkowicie gryzł mu się z  idealnym wizerunkiem byłego arystokraty, który nigdy nie pozwoliłby sobie na coś tak plebejskiego jak rzucanie swoich drogich odzień, gdzie bądź. Malfoy musiał być naprawdę zdesperowany, skoro zdecydował się  zabrać Harry'ego do własnego mieszkania.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz