Rozdział 31

929 69 13
                                    

Pamiętajcie, że zawsze w opowiadaniu musi się znaleźć rozdział typowy „zapchaj dziura". Tw, ten taki jest. Był potrzebny do spojenia fabuły, także wybaczcie.

Rozstanie z Malfoyem było szybkie i nie takie, jakiego do końca oczekiwał Harry. Draco starał zachowywać się tak, jakby wszystko co wydarzyło się między nimi nie miało miejsca, ani większego znaczenia. A Harry nie miał zbyt dużego pola manewru w obecności Zabiniego. Poza tym wiedział, że czas gonił nieubłaganie, a oni i tak zmarnowali go sporo, siedząc i tracąc cenne godziny na spaniu i dochodzeniu do siebie.

Kiedy zniknął z mieszkania Malfoya, pozostając jedynie ze wspomnieniem jego szarych oczu, które skrzyżowały się z jego wzrokiem, gdy w ostatniej sekundzie szukał w jego twarzy, czegoś co mogłoby go utwierdzić, że wszystko będzie dobrze, ukłucie w żołądku stało się objawem niepokoju jaki zagościł w jego sercu, oraz umyśle.

Obietnica jaką złożył sam przed sobą, dotycząca zapewnienia Malfoyowi bezpieczeństwa, oraz niedopuszczenia do jakiejkolwiek już ryzykownej sytuacji, w której jego życie mogłoby być zagrożone, poszła się paść, kiedy były ślizgon i jego przyjaciel zdecydowanie stwierdzili, że razem udadzą się na teren Hogwartu, przeszukać chatkę Hagrida. A przecież Harry nie miał żadnych szans w starciu z połączonymi siłami dwóch byłych ślizgonów, którzy byli uparci jak osły i nie dali sobie przemówić, że ich pomysł udania się na Hogwarckie błonia był bardziej niż nieracjonalny. Choć Harry wiedział, że było to mądrzejsze niż zabranie ze sobą Malfoya do Ministerstwa w celu buszowania po gabinecie pani Minister.

A kiedy pojawił się w swoim biurze, niepokój który odczuwał do tej pory urósł do niewyobrażalnej rangi. Cisza jaka panowała dookoła była zbyt złowroga, by Harry mógł dłużej zastanawiać się nad dalszymi krokami. Wiedział, że w weekend w Ministerstwie pracuje jedynie garstka osób, i przeważnie siedzą oni zamknięci w czterech ścianach swoich biur, gdzieś na dolnych piętrach. Cała administracja, jak i gabinety przedstawicieli wszystkich departamentów wiały pustkami, ponieważ każdy miał wolne. Kiedy wyszedł na korytarz, zimny dreszcz przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa. Nawet świece nie paliły się tak jak zawsze, a dookoła panowała ciemność. Harry przypuszczał, że Hermiona nie odwiedziła swojego biura od wczorajszego meczu, nie ryzykowałaby aż tyle, po tym co się wydarzyło. Żadne z nich, Cormac ani Hanna nie mieli pojęcia w jaki sposób Zabiniemu udało się po prostu zniknąć. Hermiona mogła podejrzewać, ale Harry nie był do końca pewny, czy podzieliła się swoimi myślami z przyjaciółmi.

Zrezygnował z użycia różdżki by oświetlić sobie drogę, wolał nie ryzykować wykrycia swojej obecności przez zabezpieczenia Ministerstwa, choć na pewno zostawił już po sobie jakiś ślad. To, że był Szefem Biura Aurorów, nie zwalniało go z kontroli, z jakiej nigdy nie był do końca zadowolony, mimo że omijał ją kiedy tylko mógł.

Po omacku, ale bez większych trudności odnalazł drzwi, prowadzące do gabinetu Hermiony. W łatwy sposób dostał się do środka, tak jak robił to za każdym razem, mimo nałożonych na niego zaklęć ochronnych. Już sam nie wiedział, czego mógł spodziewać się po Hermionie i czy w ogóle odnajdzie cokolwiek w jej biurze, co mogłoby posłużyć za dowód, że to ona stała za zabójstwem Yaxleya oraz porwaniem i próbą zamordowania Blaise'a.

Nie było czasu na dłuższe wahanie. Ignorując mrok panujący w pomieszczeniu, podszedł do okna i odsłonił żaluzje ręcznie, starając się jak najbardziej unikać prób użycia magii. Światło z zewnątrz nieco rozjaśniło gabinet, co dało mu większe pole manewru.

Od razu swoją uwagę skupił na biurku, odsunął pierwszą szufladę u góry i zaczął przeglądać dokumenty, które tak naprawdę nic mu nie mówiły. Hermiona na pewno nie trzymała niczego szczególnego pod ręką, oraz niezabezpieczonego zaklęciem.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz