Rozdział 12

1.2K 98 35
                                    

Jeden z dłuższych rozdziałów w tym opowiadaniu.

Kiedy Harry stanął przed ogromnym budynkiem, był w szoku, że nigdy nie zainteresował się choćby minimalnie biznesem Malfoya. Gdy ten opowiadał mu o swoich hotelach, Harry zdecydowanie nie miał przed oczami wielkiego gmachu, ze schodami prowadzącymi do szerokich, mosiężnych drzwi. Naprawdę nawet nie chciał wiedzieć ile kosztował pobyt w takim, przytłaczającym swoją wielkością, budynku.

Niepewnie wszedł po schodach, ale zanim podniósł rękę by przekręcić gałkę od drzwi, te otworzyły się same, a w nich ujrzał sylwetkę Malfoya, który tego dnia wyglądał schludnie jak zawsze. Miał na sobie grafitową, elegancką szatę, a włosy były misternie splecione w krótkiego kłosa. Harry zastanowił się w tamtym momencie, czy Malfoy sam plótł sobie te warkocze codziennie, czy wykorzystywał do tego magię. Choć sam musiał się przyznać, że nie znał żadnego zaklęcia, które mogło mu pomóc okiełznać jego własne włosy.

— Przyszedłeś. — Malfoy nawet nie raczył się przywitać, tak jak miał to w zwyczaju. Harry miał wrażenie, że był nawet lekko zaskoczony jego obecnością.

— Nie miałem wyjścia — odpowiedział i wzruszył ramionami.

— Wyczułem ze środka twoją aportację, czemu niczym nie zabezpieczasz swojej sygnatury? Łatwo byłoby cię wyśledzić — powiedział, zapraszając go gestem do środka i nieco odsuwając się od drzwi.

— Nie ukrywam się przecież. Poza tym jestem Szefem Biura Aurorów, nie mogę tuszować swojej sygnatury. — Harry zmarszczył brwi. Prawdę mówiąc, nigdy nawet przez myśl nie przeszło mu nic podobnego. Minął Malfoya, wchodząc w głąb holu, nie mogąc zlekceważyć zapachu jego perfum, które niezmiennie od roku drażniły jego nozdrza. Nie mógł odwrócić się w jego stronę, by ten nie zauważył jego ciekawskiego spojrzenia. Bo Potter nie potrafił zachować całkowitej powagi, kiedy dookoła niego roztaczał się dystyngowany przepych, upchany tak minimalistycznie, że mimo wszystko przytłaczał go, podobnie jak wspomnienie ciasnego mieszkania, w którym żył. Wysokie sufity i kryształowe żyrandole z nich zwisające, zdawały się wgniatać go w miękki, bordowy dywan. Poczuł się nagle dziwnie mały przy Malfoyu i jego majątku. Nawet nie chciał dociekać, czy reszta hoteli prezentowała się podobnie do Grand Manor.

— Skończyłeś się już zachwycać? — spytał, pojawiając się tuż za nim, aż Harry musiał przełknąć ślinę. Z wrażenia prawie zapomniał jak się oddycha. — Może przejdziemy do kolejnego punktu wycieczki?

— Hm? — Potter nie mógł oderwać wzroku od kamiennych posągów, przedstawiających popiersia znanych czarodziei i historycznych bohaterów. Nawet nie chciał sobie wyobrażać ile to wszystko musiało kosztować. Sam również posiadał oszczędności, ale nie umywały się one do fortuny Malfoya, którą wręcz przesycony był sam hol hotelu. Jego uwadze nie umknęły również wiszące na ścianach obrazy, tak piękne i przerażające zarazem, że był dziw, że ktokolwiek chciał przyjeżdżać w to miejsce.

— Zapraszam na krótką wycieczkę krajoznawczą. — Wskazał dłonią windę na końcu korytarza i Harry podążył za nim, nadal rozglądając się zaciekawiony. — Nie wszyscy mogą się tutaj aportować. Znaczna większość, a dokładnie każdy z gości czeka tak jak ty, na zewnątrz — zaczął opowiadać spokojnym tonem, gdy tylko wsiedli do środka. Harry starał się słuchać uważnie, chociaż złote zdobienia po obu stronach przestronnej windy, rozpraszały jego uwagę. — Wtedy albo ja, albo Blaise musimy otworzyć drzwi, przerywając tym wszystkie zaklęcia ochronne.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz