Powietrze wokół Hogwartu pachniało całkiem inaczej niż to w zatłoczonym Magicznym Londynie. Szkoła nie przypominała już tej sprzed lat, budynek został odnowiony, zburzone mury odbudowane, nowe boisko do Quidditcha odbierało dech w piersi, a wszystko wokół zdawało się aż tętnić życiem, jednocześnie uspokajając i wprawiając w melancholię.
Kiedy Harry wylądował na skraju Zakazanego Lasu, za pomocą zaklęcia zmniejszył swoją miotłę do wielkości długopisu, i schował ją do kieszeni. Śnieg delikatnie pruszył, ale magia bijąca od tego miejsca sprawiała, że Harry nie zwracał już uwagi na swoje buty, które i tak miały zaraz przemoknąć.
Magiczny rdzeń Hogwartu, emanował potęgą nawet tak daleko od gmachu szkoły. Harry wyczuwał energię przepływającą jego żyłami. Od razu czuł się lepiej, zdrowszy i silniejszy, tylko ze względu na miejsce, w którym przebywał.
Schował ręce do kieszeni płaszcza i ruszył w stronę boiska, z którego dobiegały go przytłumione okrzyki graczy, którzy mieli trening. Liczył na to, że załapie się jeszcze na końcówkę. Dawno nie miał okazji do podglądnięcia swojego przyjaciela, podczas pracy. Ciekawiło go, na jakim stopniu są teraz zawodnicy i czy Ron, nadal tak ostro przykłada się do treningów.
Nie doszedł jeszcze do trybun, kiedy do jego uszu dobiegł krzyk jego przyjaciela, który w emocjach właśnie beształ jednego z graczy. Harry uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie, że gdy obaj dołączyli do drużyny Gryffindoru dawno temu, Ron był tak nieśmiały, że przeważnie nigdy nie odzywał się podczas treningów.
— Czy ty masz chociaż trochę rozumu Finn? Czy tłuczek tak mocno walnął cię w łeb, że uleciały z niego wszystkie pozostałe szare komórki?! — Harry przystanął w przejściu pomiędzy trybunami, a boiskiem, chowając się przed śniegiem, pod zadaszeniem, i mając przy tym niezły widok na całe pole do gry.
Pośrodku boiska stał Ron, a przed nim, o wiele niższy i z pochyloną głową chłopak, który najwyraźniej dzielnie znosił łajanie przez swojego trenera.
Żadnemu z nich nie przeszkadzał wirujący dookoła śnieg. Harry wzniósł wzrok do góry, i zauważył, że na dość znacznej wysokości, tkwiło w zawieszeniu kilkoro zawodników. Ich miotły całkiem różniły się od tych, które mieli oni jeszcze dwanaście lat temu. Na przestrzeni czasu wszystko ulegało zmianie, styl gry również. Harry wiedział, że Ronowi trudniej przychodziła nauka nowych zasad, które zostały wprowadzone do Quidditcha. Najgorzej było mu pogodzić się z ograniczeniami i punktami karnymi, które dotyczyły faulowania przeciwników. Na boisku nie było już samowoli, a zawodnicy nie mogli się już bezkarnie okładać tłuczkami, nie ponosząc za to żadnych konsekwencji.
Gdy ktoś z premedytacją faulował danego zawodnika dostawał ostrzeżenie, po kolejnym schodził z boiska. A z tego co wiedział Harry, właśnie Finn w jego drużynie, należał do tych zaciętych graczy, którzy łatwo nie odpuszczali wygranej.
— To tylko trening, ale jeśli zrobisz tak podczas piątkowego meczu, urwę ci łeb. Albo dostanę nakaz usunięcia cię z drużyny i nie będę mógł już wtedy nic zrobić! — Ron wydzierał się tak, że Harry, stojąc kilkanaście metrów dalej, idealnie słyszał każde słowo.
Ten obraz przypominał mu moment, w którym sam był zmuszony do krzyczenia na swoją drużynę. Wiedział, że sam kompletnie nie nadawał się na trenera, nie lubił podnosić głosu na nikogo, poza tym nie czuł się dobrze w planowaniu strategii. Ron zdecydowanie lepiej sobie z tym radził.
— Masz szczęście, Finn, że Remiemu nic się nie stało — warknął i zdzielił go po głowie z otwartej dłoni. Chłopak wydawał się pełen pokory, ale z tego co pamiętał Harry, Ron mówił, żeby nie nabierać się na jego niewinną pozę zbitego psa.
CZYTASZ
Za zamkniętymi drzwiami • Drarry
FanfictionHarry Potter przez własną nieuwagę zostaje wplątany w sprawę martwego śmierciożercy, znalezionego w Grand Manor, jednym z hoteli należących do Draco Malfoya. Jako Szef Biura Aurorów, za priorytet stawia sobie odnalezienie zabójcy Corbana Yaxleya. Sł...