Rozdział 20

1K 86 70
                                    

Następny rozdział za tydzień w sobotę, za to macie wyjątkowo długi i wyjątkowo bardziej owocny w drarry.

Harry podążał w ślad za zakapturzoną postacią już od kilkunastu minut, mając wrażenie, że droga ta jest bez żadnego, określonego celu. Osoba przed nim, szła wolno, nie spiesząc się, jednak unikała głównej ulicy i skręcała przeważnie w te boczne, które były też z reguły, mniej oświetlone. Mimo zaklęcia kameleona, Harry starał się poruszać cicho, oraz trzymać odpowiednią odległość. Bycie aurorem pomagało mu w tym momencie, jednak czasem musiał się zatrzymać, kiedy miał wrażenie, że osoba, którą śledził orientowała się, że ktoś za nią szła.

Było to tylko jego mylne wrażenie, bo rozsądek podpowiadał mu, że taka sytuacja była przecież niemożliwa. Kimkolwiek była osoba, kryjąca się pod kapturem ciemnej bluzy, nie mogła wyczuć, że jest śledzona przez aurora. Przynajmniej taką miał nadzieję. Idąc w kompletnej ciszy i ciemności, która zapadła razem z popołudniową, zimową porą, starał się zgadnąć wiek oraz płeć osoby przed nim. Wydawała mu się stosunkowo niska i dość wątłej postury, dlatego śmiał przypuszczać, że mogła być młoda. To z kolei nie pasowało mu jako element bycia informatorem pani Minister. Nie mógł pojąć skąd Hermiona była w stanie wytrzasnąć kogoś, kto tak dobrze orientował się w tym co działo się w Magicznym Londynie, a w szczególności jeśli chodziło o Draco Malfoya.

Kiedy osoba przed nim zniknęła mu na sekundę z oczu, gdy skręciła w kolejną zawiłą uliczkę, dość wąską, biegnącą wzdłuż i pomiędzy starymi kamienicami, Harry przyspieszył, by nie zgubić obcego. Poczuł jak serce zatrzymało mu się w momencie, w którym ujrzał całkowitą pustkę, malującą się przed nim. Żadna sygnatura czarodzieja nie była wyczuwalna, oraz nie istniał żaden ślad świadczący o niedoszłej aportacji. Stanął jak wryty, po prostu gapiąc się na miejsce, gdzie powinna znajdować się, dotąd śledzona, osoba. Zamrugał kilka razy, i rozglądnął się wokół. Poczuł jak serce zaczyna przyspieszać z każdą kolejną sekundą, w której upewniał się, że ten, którego śledził, po prostu zniknął, rozpłynął się w powietrzu i nie pozostawił po sobie żadnego śladu, świadczącego o jego obecności.

Ten fakt utwierdził go jedynie w przypuszczeniach, że ten z kim miał do czynienia, mimo młodego wieku oraz pozornie lichej budowy ciała, mógł władać silną magią, skoro potrafił ulotnić się w tak krótkim czasie, nie pozostawiając po sobie żadnego dowodu.

Harry nie docenił swojego przeciwnika, oraz informatora Hermiony. Skoro nim był, musiał wykazywać się sprytem i zaawansowaną magią. Pani Minister nie mogła pozwolić sobie na żaden błąd, ani na to, żeby ktokolwiek odkrył tożsamość osoby, która sprzedawała jej informację, a w szczególności te, które dotyczyły Malfoya. Harry przypuszczał, że gdyby prasa dowiedziała się o małym fiole Hermiony, na punkcie Draco, wykorzystałaby tą informację w stu procentach i nie pozostawiła na pani Minister suchej nitki.

Cichy szmer uderzającej o kostkę brukową, blachy, wybudził go z rozmyślań, a czujność wróciła. Pokrywa jednego z koszy na śmieci, ustawionych wzdłuż ściany za nim, upadła z nieprzyjemnym brzdękiem. Jednak było za późno na jakąkolwiek reakcję, kiedy Harry poczuł silne uderzenie zaklęcia, gdzieś w dole pleców. Jego refleks tym razem w niczym mu nie pomógł, kiedy padł sparaliżowany, na chłodny i mokry od topniejącego śniegu, chodnik.

Zaklął w duchu, wściekły na siebie, że dał się wziąć podstępem. W jednej chwili w jego umyśle zaczęło krążyć wiele myśli na raz. Kim była tajemnicza osoba? Jakiej rangi mogła być czarodziejem? Czy była tu przez cały czas, kiedy on stał jak słup soli i gapił się przed siebie, zdumiony i skołowany? Co w takim razie stało się, że nie był w stanie wyczuć obcej sygnatury?

Tak wiele pytań i chociażby zero pomysłu na jakąkolwiek odpowiedź. W bezruchu, był bezbronny prawie tak samo, jakby został pozbawiony różdżki oraz ogłuszony zaklęciem, osłabiającym jego magię niewerbalną. Leżał, czując jak śnieg, moczy mu już spodnie, oraz płaszcz z boku, na którym leżał. Zimno, jakie docierało do jego skóry było drażniące i sprawiało, że czuł coraz większy niepokój, świadom tego, że tuż zanim znajdowała się osoba, którą śledził, i która okazała się o wiele silniejsza i bardziej podstępna, niżby się spodziewał.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz