Rozdział 24

914 74 26
                                    

Przygotujcie się na dłuższy rozdział w sobotę!

Pewne ideały, jakie zostały mu wpojone jeszcze za dzieciaka się nie zmieniały i Blaise Zabini dobrze o tym wiedział, kiedy przemierzał znane mu już ulice Mugolskiego Londynu. Wyjątkowo pamiętał swój pierwszy raz, kiedy przekroczył granicę pomiędzy magicznym i niemagicznym światem. Różnice odczuwał nawet w zapachu powietrza, mimo że okolica i zabudowa prawie niczym się nie różniły. Czasami mimowolnie łapał się na niewłaściwym myśleniu o mugolach, kiedy zbyt długo, po prostu gapił się na zatłoczone ulice, rozpościerające się przed nim.

I bardzo siebie za to nie lubił. Mimo że jego rodzina nigdy oficjalnie nie opowiedziała się po stronie Voldemorta, Blaise wiedział, że niektóre jego idee trafiały do jego rodziców i zasiewały w ich umysłach ziarno niepewności.

Ze swojej własnej działalności dla Zakonu był dumny aż po dziś dzień, nawet jeśli minęło już kilkanaście lat od wojny. Ona miała już swoich bohaterów, swoją trójcę. On i Draco nie należeli do wybrańców, którzy przyczynili się do uratowania czarodziejskiego świata. Nie mówiło się o nich we wzniosły sposób, a ich imiona rzadko padały podczas wspominek dawnych lat. Wprawdzie nie przeszkadzało mu to wcale, jednak czasem, kiedy jego myśli zawędrowały zbyt daleko, stawał się bardziej wrażliwy na jakiekolwiek sugestie, co do własnej bezużyteczności, w działaniach Zakonu.

Częste wizyty w Mugolskim Londynie stały się jego odskocznią, jego własną kotwicą, która trzymała go w zapewnieniu, że wszystko, czego dokonywał podczas wojny i dla Zakonu, nie było tylko i wyłącznie ich sprawą. Przed Voldemortem, ochronili cały świat, szczególnie mugoli, którzy nie byli niczego świadomi do teraz.

Mimo to, czasem potrafił myśleć o nich w mało pochlebny sposób, potem jednak sam gryzł się w język. Przemierzając ulice Mugolskiego Londynu, często zastanawiał się, czy jego rodzice faktycznie nie opowiedzieli się po stronie Voldemorta ze strachu, czy ze względu na niego, nie chcąc narażać go na niebezpieczeństwo.

Blaise minął już znaną sobie przecznicę, na której skrzyżowaniu znajdowała się całkiem przytulna i kameralna kawiarenka, w której bywał zawsze gdy załatwiał jakiekolwiek sprawy. Teraz jednak nie miał czasu, musiał jak najszybciej znaleźć się w umówionym miejscu, zanim czas na spotkanie minie, a przecież nie mógł aportować się pośrodku ulicy, przepełnionej mugolami.

Cena spotkania była zbyt wysoka, by mógł teraz odpuścić i nie przyjść, skoro samo umówienie się, było dość pochopne i graniczyło z cudem. Mimo to, ryzykował. Ryzykował tak wiele, zawierzając swoją wiarygodność, ujawnieniem własnej tożsamości. Musiał poznać prawdę. Musiał wiedzieć, kto zabił Yaxleya, i jakim cudem jego ciało znalazło się w Grand Manor. Już wcześniej dostawał namiary od swoich znajomych, na osobę, która była w stanie zdobyć wszelakie informacje, jakich tylko ktoś potrzebował. W szemranych kręgach, uchodziła ona za niezawodną i gdy tylko usłyszał o śledztwie, jakiego podjął się Draco w towarzystwie Pottera, Zabiniemu od razu zapaliła się lampka. Jednak dotarcie do tej osoby nie było takie proste, a spotkanie, na które został umówiony i tak zaistniało za pośrednictwem osoby trzeciej, która miała bezpośredni kontakt z informatorem.

Mugolski Londyn był jednym z najbezpieczniejszych miejsc, w jakich mogli się spotkać. Rzadko który czarodziej zapuszczał się tak daleko, poza granicę światów, choć zdarzali się i tacy. Blaise szedł szybko, jednak nie biegł, by nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi.

Nie mógł dłużej patrzeć bezczynnie jak Draco zmagał się z problemem, który wisiał nad Grand Manor, i który leżał tylko i wyłącznie w rękach Pottera. Żaden postęp w sprawie, działał jedynie dobijająco, a Blaise nie był w stanie znieść posępności swojego przyjaciela, który w kółko nawijał jedynie o Potterze, który na domiar złego, nie robił nic, co mogłoby ich przybliżyć do faktycznego odnalezienia zabójcy Yaxleya. Bo Blaise nie wierzył w to, by były śmierciożerca, bez zauważenia, nawet pod eliksirem wielosokowym przeszedł wszystkie ich zabezpieczające zaklęcia i był w stanie ukrywać się prawie rok, mieszkając sobie jak gdyby nic w hotelu.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz