Rozdział 13

1K 91 13
                                    

— Ile to już trwa? — Głos Blaise'a wdarł się gdzieś pomiędzy jego myśli, burząc ich natłok i sprowadzając go do rzeczywistości. Nadal stali w holu Grand Manor tuż przy samych drzwiach.

Zabini był już przy nim i Draco nawet nie zarejestrował momentu, w którym zszedł ze schodów. Podniósł na niego wzrok, ale w oczach przyjaciela ujrzał jedynie oskarżenie i pełne wyrzutów emocje. Liczył się z taką jego reakcją i z tym, że będzie musiał się wytłumaczyć; że zostanie postawiony w ogniu pytań.

— Czy to ważne? — westchnął zrezygnowany. Oparł się plecami o drzwi i ponownie odetchnął. Blaise wydawał się być zdziwiony jego zachowaniem. Stał w bezpiecznym odstępie, tak by nie wchodzić w jego przestrzeń osobistą i teraz pomimo złości, w jego oczach Draco dostrzegł również jakiś wyraz troski.

Blaise po prostu się martwił. I Draco nie mógł go za to winić. Byli przecież wieloletnimi przyjaciółmi, byli sobie najbliżsi i znali się najlepiej. Zmartwienie było naturalnym uczuciem jakie mógł wyrażać teraz Blaise, i Draco zaklął w duchu za to, że naraził go na to.

— Tak, kiedy chciałeś mi powiedzieć, że masz jakiekolwiek stosunki z Potterem? — Jego głos brzmiał obco. Był rozgniewany, rozczarowany i miał żal do Draco. Wiedział o tym, ale nie miał na swoje zachowanie żadnego usprawiedliwienia.

— Nie chciałem dokładać ci zmartwień. Wiedziałem, że zareagujesz właśnie w ten sposób — powiedział. Kątem oka sprawdził, czy w recepcji nie było widać Johna. Na szczęście mężczyzna zapewne ulotnił się w odpowiednim momencie, nie chcąc podsłuchiwać ich napiętej rozmowy.

— Jesteś taki wspaniałomyślny, Draco. Nie mogę uwierzyć w twoje dobre serce — parsknął złośliwie, krzyżując dłonie na piersi.

Po raz pierwszy w ich słownym starciu, Draco wiedział, że nie ma kontroli. Nie miał nawet ochoty o nią walczyć, bo od początku, odkąd tylko Potter opuścił Grand Manor, wiedział że jest na przegranej pozycji, a wszystkie słowa jakie skieruje do niego Blaise, będą szczerą prawdą.

— Trafiliśmy na siebie przypadkiem, jakiś rok temu — powiedział, oczekując całego potoku kolejnych oskarżeń ze strony przyjaciela. Blaise jednak milczał wpatrując się w niego w zdumieniu. Chyba nie oczekiwał usłyszeć tego, że Draco ukrywał przed nim fakt znajomosci z Potterem tak długo.

— I od tego czasu postanowiłeś się z nim zaprzyjaźnić, tak? — Blaise stawał się coraz bardziej kąśliwy i Draco jak najbardziej rozumiał jego zachowanie. Sam w takiej sytuacji zapewne byłby wściekły gdyby jego przyjaciel ukrywał przed nim znajomość z kimś, kto przez całe życie był wrzodem na dupie — A może jest to jakaś próba odwdzięczenia się za uratowanie tyłka jedenaście lat temu?

Draco na te słowa poczuł nagły ucisk w żołądku. To była nieprawda, ale nie zamierzał kłócić się z Blaisem. Była to ostatnia rzecz na, którą miał ochotę, oraz była ona całkiem zbędna w ich obecnej sytuacji.

— Nigdy nie ukrywałem swojej wdzięczności wobec Pottera, po prostu o niej nie mówiłem. Nie jestem aż takim draniem, by zaprzeczać temu, co zrobił dla mnie jedenaście lat temu — powiedział, i mimowolnie poczuł jak jego głos załamał się lekko na końcu. Blaise nadal stał nieruchomo w pełnym zdumieniu.

Pokręcił tylko głową z dezaprobatą.

— Właśnie. Jedenaście lat temu. Co ci strzeliło do głowy, by bratać się z Potterem po takim czasie, Draco — Jego imię wypowiedziane w ten sposób, sprawiło mu dziwny ból. Miał wrażenie, że głos Blaise'a ranił go, choć nigdy dotąd nie podejrzewałby, że ktoś jest w stanie tak na niego wpłynąć.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz