Rozdział 32

744 83 18
                                    

Jest dosyć mały odzew pod tym opowiadaniem, nie wiem czemu :( ale w planach mam już następne!

Sądząc po torze aportacji, Harry miał znaleźć się bezpośrednio, i bez żadnych większych przeszkód w apartamencie Malfoya. Dobrze zdawał sobie sprawę, że był beznadziejny w korzystaniu z tego środka transportu, ale nie do tego stopnia, by nie zauważyć, że znalazł się w całkiem innym miejscu niż powinien. Pomieszczenie, w którym wylądował w żadnym stopniu nie przypominało przestronnego, elegancko urządzonego salonu Malfoya, a bardziej lochy Hogwaru, które prowadziły do kwater ślizgonów, lub te, króre znajdowały się pod Malfoy Manor, służące do przetrzymywania zakładników wojennych potrzebnych Voldemortowi.

Jednak nie były to ani dawne, szkolne lochy, ani te, które pamiętał z domu Malfoya.

Te były zimne, jednak czyste. Ściany nie były pokryte pleśnią, a woda nie skapywała z sufitu. Jedyne co wskazywało na to, że są to prawdziwe lochy, była wielka, mosiężna krata, odgradzająca jego od reszty korytarza. Dopiero po chwili, kiedy jego wzrok przyzwyczaił się do panującego wokół mroku, zdał sobie sprawę, że znajdował się w jednej z ministerskich cel, położonych sześć pięter pod ziemią, niedaleko Wizengamotu. Podbiegł do krat, wciąż uważając na kartki trzymane w ręku, tak by ani jedna nie wypadła na podłogę.

Kłódka wisząca przy zamku, zamknięta na dwa spusty, nie zwiastowała niczego dobrego. W jakiś pokręcony sposób, próbując wydostać się z gabinetu Hermiony trafił wprost w pułapkę. Zaklęcie monitorujące, zapewne było nałożone na gabinet od środka, właśnie przeciwko intruzom, którzy chcieliby się z niego wydostać. Naprawdę, miał teraz ochotę po prostu podejść do ściany i uderzyć o nią głową. W takich sytuacjach, mógł przyznać Malfoyowi rację, co do swojej głupoty pojawiającej się w najmniej oczekiwanych momentach.

Musiał się jakoś wydostać z celi, zanim ktokolwiek zauważy tu jego obecność. Nie wyobrażał sobie reakcji strażnika, pełniącego nocną zmianę na dolnych piętrach, na jego widok w celi, która zapewne była przeznaczona dla tych, którzy włamali się do gabinetu Pani Minister.

Nie musiał długo czekać, bo po kilku sekundach bezproduktywnego myślenia nad planem działania, usłyszał zbliżające się kroki. Nie były to jednak typowe dla starszego mężczyzny, ociężałe stąpnięcia, a dosyć lekkie i subtelne kroki, którym towarzyszył odgłos postukujących obcasów.

Hermiona zeszła ze schodów, i stanęła na wprost niego, z założonymi na piersi rękami. Zignorowała papiery, które trzymał, a jej wzrok nie wyrażał nic więcej jak tego, że całkowicie spodziewała się jego obecności w tym miejscu. Harry przełknął ślinę, choć nie miał zamiaru okazać nawet krzty strachu. Hermiona wyglądała na nieco znudzoną, włosy miała nieułożone, a twarz zmęczoną. Pokręciła lekko głową i pozwoliła sobie na kpiący uśmiech, co spowodowało dreszcz, przebiegający mu po plecach.

— No cóż — zaczęła, oplatając sobie kosmyk włosów wokół palca. — Do jakiego momentu, w naszych kłamstwach dotarliśmy, Harry? — spytała, a mężczyzna mimowolnie zbliżył się do krat jeszcze bardziej. Hermiona postąpiła podobnie, wciąż uporczywie utrzymując kontakt wzrokowy. Jej piwne oczy zdawały się błyszczeć w panującym dookoła mroku.

— Może lepiej wypadałoby zadać pytanie, które z nas już dawno się w nich pogubiło? — Harry uniósł lekko brew do góry, choć wątpił w to, by kobieta dostrzegła ten nikły gest w ciemnościach lochów. — Zamierzasz mnie tutaj trzymać? — spytał, kiedy nie doczekał się żadnej odpowiedzi.

— Z prawnego punktu widzenia, powinieneś zostać tutaj do momentu swojej rozprawy. Przeważnie takie postępowanie tyczy się tych, którzy oczekują sprawiedliwego procesu — wyjaśniła, lecz cień uśmiechu nie schodził jej z twarzy. Harry miał dziwne, złe przeczucie.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz