Rozdział 5

1.2K 104 39
                                    

Po raz pierwszy od roku, Harry Potter dotarł na miejsce przed nieumowną godziną, którą sami sobie wyznaczyli. Malfoy nigdy się nie spóźniał, zawsze czekał na niego w tym samym miejscu, odwrócony tyłem do kierunku, z którego przychodził Potter, tak jakby bał się spojrzeć mu w twarz zbyt długo, nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia więcej niż dziesięć sekund.

W środku aż rozpierało go z ekscytacji na myśl o streszczeniu Malfoyowi wszystkich rewelacji związanych z wyrzuceniem Hanny Abott, której temat ciągnął się w nieskończoność. Wahał się jeszcze przed podzieleniem się swoimi podejrzeniami co do Hermiony i jej rzekomego romansu z McLaggenem. Malfoy pomimo tego, że przez cały poprzedni rok stał się kimś w rodzaju jego sprzymierzeńca, nadal pozostawał Malfoyem z krwi i kości, a Harry często łapał się na zapominaniu o tym jakże ważnym fakcie. A taka plotka o pani Minister, puszczona w eter mogłaby przysporzyć Hermionie wielu problemów. Poza tym wiadomym byłoby skąd wyciekła podobna informacja, a podejrzane mogło być jedynie to, że trafiła ona do samego Draco Malfoya. A tego Harry bardzo nie chciał. Ostatnim czego pragnął było powiedzenie o swoich spotkaniach z byłym śmierciożercą i ucinaniu sobie z nim luźnych pogawędek, swoim przyjaciołom.

Choć był w stanie wyobrazić sobie reakcję Hermiony. Dosłownie, miał przed oczami jej nachmurzoną twarz, która wyrażała jedynie rozczarowanie i pogardę dla faktu jego bratania się z Malfoyem po tylu latach, i tym wszystkim co wycierpieli przez niego za czasów Hogwartu. Ron za to był zbyt nieprzewidywalny. Wprawdzie, w przeciągu kilkunastu lat, jego temperament nieco zelżał, ale nadal był porywczy i ciężko było przewidzieć, co akurat wprowadzi go w zły nastrój. Dlatego Harry wolał nie ryzykować. Zbyt cenił sobie spokój, jaki towarzyszył jego relacji z Malfoyem, o ile w ogóle można było mówić w ich przypadku o jakiejkolwiek relacji, oraz miał na uwadze względną stabilizację jeśli chodzi o jego stosunki towarzyskie w Ministerstwie ze współpracownikami. Nawet nie chciał myśleć o rozbrzmiewających wszędzie plotkach o jego przyjaźni z synem największego i najniebezpieczniejszego śmierciożercy, choć i tak dziwił się, że przez rok żadna dziennikarska hiena nie dopadła go jeszcze w parku, przez który przechodził dzień w dzień.

Harry zdawał sobie sprawę, że zainteresowanie jego osobą słabło z roku na rok. Jedynie od czasu do czasu jego nazwisko pojawiało się w nagłówkach Proroka Codziennego, gdy akurat zespołowi aurorów, pod jego kierownictwem, udało złapać się długo poszukiwanego śmierciożercę. Nie był już Chłopcem, który przeżył, ani Wybrańcem. Dla wszystkich był Harrym Potterem, Szefem Biura Aurorów, a wydarzenia sprzed lat pozostawały jedynie wspomnieniem zapisanym na kartach historii świata magicznego, oraz w książkach.

Dlatego Harry Potter tak bardzo rozumiał Dracona, który w wieku trzydziestu lat, starał się żyć z dała od kontrowersji. Nie komentował wzmianek w brukowcach na swój, ani swojej rodziny, temat. Nie udzielał się publicznie, ale mimo to każdy wiedział o jego istnieniu. Do czasu ich pierwszego spotkania, Potter po prostu nie interesował się losami swojego szkolnego nemezis, choć jego nazwisko czasami przewijało się w rozmowach z Ronem i Hermioną, jeszcze wtedy gdy zdarzało im się jadać razem obiady, albo spotykać się podczas wolnych weekendów.

— Długo już tutaj sterczysz? — Obsceniczny, tak dobrze znany mu głos, wyrwał go z zamyślenia, sprowadzając na ziemię. Uniósł głowę i spojrzał wprost w skonsternowaną twarz Malfoya, który nadal przewyższał go o połowę głowy. Niezmiernie działało mu to na nerwy, szczególnie w sytuacjach, w których Draco zachowywał się podobnie jak teraz. Pokazywał swoją wyższość, mimo że Harry wiedział, że nie miał tego na celu. Górował nad Potterem, nie tylko jeśli chodziło o wzrost, ale przewyższał go również w innych aspektach. Harry często czuł się przy nim zagubiony, czasami nie potrafił odpowiedzieć mu równie ciętą ripostą, podobną do tych, którymi zasypywał go Malfoy. Mimo wszystko nie miał dość spotkań z nim, a to niemrawe uczucie dyskomfortu mijało z każdym kolejnym popołudniem. Z czasem starał się do niego przyzwyczaić na tyle, by stało się ono jego codziennością, podobnie jak spacery z Malfoyem.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz