Rozdział 16

1K 90 31
                                    

Następny rozdział będzie wyjątkowo, za tydzień w środę. Przepraszam ale sesja depresja :(

Harry wylądował w swoim mieszkaniu, zaraz po tym jak tylko opuścił apartament Malfoya, zostawiając go w osłupieniu, nadal siedzącego na kanapie. Pożegnał się szybko, zdawkowym pozdrowieniem, i już go nie było. Nie mógł dłużej przebywać w miejscu, w którym jego myśli sprawiały, że głowa bolała go od samego patrzenia, a skupianie się na ciągłym unikaniu spojrzenia Malfoya, doprowadzało do szału.

Na zewnątrz zaczynało się już robić ciemno, stracił poczucie czasu kiedy wdał się w tą bezsensowną dyskusję z Malfoyem. Mogli w ogóle nie kontynuować rozmowy o procesie, nie czuł się wcale lżej po tym jak wyrzucił w końcu z siebie prawdę, która gryzła go już kilkanaście lat, a na którą nigdy nie miał wystarczająco odwagi, by przyznać się nawet przed samym sobą. Chłód z zewnątrz wpadał do jego sypialni przez otwarte okno, które zapomniał zamknąć jeszcze rano. Zadrżał, kiedy poczuł smagnięcie wiatru. Szybko doskoczył do okna i zamknął je na głucho, przeklinając się za swoją bezmyślność.

Ze wszystkich sił próbował odgonić od siebie obraz Draco, który tak bezceremonialnie, bez żadnych uszczypliwości oraz sarkazmu w głosie, po prostu mu dziękował. Przez chwile miał wrażenie, że cała ta rozmowa, która miała miejsce zaledwie kilka minut temu, była jedynie jego wyobrażeniem. Za cholerę nie potrafił stwierdzić, co się między nimi wydarzyło w tamtym momencie, ale czuł, że miało to spory wydźwięk na ich relacji, która i tak była dosyć koślawa.

Na drżących nogach oparł ciężar ciała na dłoni, która dotknęła chłodnej tafli szkła. Miał dość tego cholernego dnia, w ciągu kilkunastu godzin wydarzyło się więcej niż mógłby się spodziewać. O dziwo był spokojny co do tego, że Penelope dostarczyła raport na biurko Hermiony i skoro nikt nie złożył mu jeszcze żadnych zażaleń ani osobistej wizyty, wszystko musiało pójść zgodnie z planem.

Odetchnął ciężko, opierając czoło na dłoni. I był też Malfoy. Cholerny Malfoy, który akurat teraz musiał wybrać moment na jakieś wzniosłe podziękowania za coś, co wydarzyło się kilkanaście lat temu. Sam zdał sobie sprawę, że to co powiedział o veritaserum Malfoyowi było prawdą, jakiej bał się nawet przed swoimi przyjaciółmi. Jedenaście lat temu chciał legalnie bronić Draco podczas zeznań i musiał kombinować, by do tego doszło i żeby nikt mu niczego nie zarzucił. Na przykład Ron, który i tak miał pretensje o sam fakt, że Harry musiał w ogóle zeznawać podczas procesu Malfoya. Dla jego przyjaciół było to o tyle nielogiczne, co Harry nigdy nie miał z nim bezpośredniego kontaktu podczas działań Zakonu Feniksa, więc skąd miał wiedzieć o jego zachowaniu w stosunku do innych członków Zakonu, czy w ogóle o jego stylu bycia. Bo z tego co wiedział, Ron miał tego pecha, że ile razy by nie pojawił się kwaterze głównej Zakonu, tak tyle natknął się w niej na Malfoya.

Był wściekły na siebie, za to, że tracił kontrolę przy Draco. Za to, że pozwolił mu na całkowite zdominowanie swojej osoby. Nie dość, że już wystarczająco niepewnie czuł się, przebywając w tym dziwnym apartamencie, to na dodatek Malfoy jak zwykle musiał być górą.

Nie potrafił zrozumieć własnych reakcji. Dlaczego na zmianę pocił się i odczuwał zimne dreszcze, dlaczego nie potrafił dłużej niż kilka sekund, utrzymać kontaktu wzrokowego. Pomijając już fakt, że czuł się tak, jakby Malfoy używał na nim legilimencji, co było całkiem absurdalne, bo przecież tylko na niego patrzył.
Od dłuższego czasu zauważył, że osoba Malfoya tuła się po jego myślach zbyt często, a przez sprawę martwego Yaxleya, wszystko komplikowało się jeszcze bardziej.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz