Rozdział 2

1.7K 112 68
                                    

— Każdego, cholernego dnia budzę się piękniejszy, naprawdę nie wiem, jak to jest możliwe. — Jego znudzony głos rozbrzmiał w pustym holu, odbijając się od ścian i docierając, do równie niezainteresowanego, tym co miał do powiedzenia – Zabiniego.

Blaise obrzucił go krótkim spojrzeniem, ponownie skupiając się na kontemplowaniu nowego obrazu, który zawisł na frontowej ścianie apartamentu Malfoya. Nigdy nie rozumiał tego dziwnego zamiłowania do sztuki mugoli, które wykazywał Draco. Fascynacja z jaką czasami opowiadał o niektórych dziełach, zakrawała niemal o podejrzenie choroby, choć Blaise nigdy tego nie zasugerował.

— Masz trzydzieści lat, Draco. To nie piękno, tylko starość — mruknął, całkowicie nie zważając na grymas, który stopniowo wypływał na twarz jego przyjaciela. — No już, nie rób takiej miny, bo ci tak zostanie.

Draco machnął w jego stronę lekceważąco ręką, i wymamrotał pod nosem jakąś uwagę, której Blaise nie raczył dosłyszeć. Mieli do omówienia kilka ważnych kwestii, a Draco wolał skupiać się bardziej na swoim wyglądzie, zaraz po wstaniu z łóżka, niż na sprawach pierwszorzędnych, które dotyczyły Grand Manor.

— Mógłbyś poświęcić chwilę uwagi dokumentom, które przyniosłem? Odkąd się pojawiłem, nie raczyłeś nawet na nie spojrzeć. — Blaise wydawał się być już nieco podirytowany lekceważeniem przez Draco, dlatego tonem zmusił go w końcu, do spoglądnięcia na stertę papierów rozłożonych na szklanym stoliku kawowym.

Draco przeczesał palcami włosy, odgarniając je do tyłu. Prawda była taka, że faktycznie dopiero co wstał z łóżka. W luźnej, lnianej piżamie, stał już od kilku minut przed lustrem i próbował rozmasować twarz kawałkiem kwarcu, który całkiem niedawno udało mu się nabyć w sklepie z magicznymi kamieniami. Blaise zaskoczył go z samego rana, zjawiając się w jego mieszkaniu o nieludzkiej porze. Był poniedziałek, a co za tym szło, Draco nie był w humorze, bo przecież nikt nie lubił poniedziałków z samego faktu, że był to początek tygodnia.

A widząc stertę papierów, z którymi przyszedł do niego przyjaciel, wiedział, że początek akurat tego tygodnia zapowiadał się szczególnie nieciekawie.

— Starość nie radość, Draco. Wieku nie oszukasz i żaden kamień ci nie pomoże — burknął Zabini, ale mężczyzna zignorował jego uwagę i w końcu postanowił usiąść w fotelu, naprzeciw niego. Blaise był jedyną osobą, która mogła od czasu do czasu, go obrazić i nie oberwać żadną klątwą. Samo to, że zezwolił na dostęp do swojego kominka tylko i wyłącznie jemu, świadczyło o niepodważalnym zaufaniu jakim go darzył. I nie miał ku temu żadnych wątpliwości, bo tylko Blaise nie odwrócił się od niego po procesie, który miał miejsce kilkanaście lat temu, zaraz po przegranej Voldemorta podczas wojny.

Draco miał wtedy dziewiętnaście lat, stracił wszystko w zaledwie jeden dzień. Nazwisko, szacunek, przyjaciół oraz majątek, a raczej znaczną jego część, którą zabrało Ministerstwo jako rekompensatę za poniesione straty w ludziach, przez działania jakich dopuścili się śmierciożercy podczas wojny. Jedynie Zabini pozostał z nim do końca procesu, zaraz po złożeniu obszernych zeznań, i wrócił z nim do Manor, by pomóc w przeniesieniu ostatnich rzeczy, do nowego lokum, jakie przekazał mu Lucjusz zaraz po tym jak dowiedzieli się o planach zagarnięcia villi przez Ministerstwo.

Pomimo wyroku, jaki odbywał Lucjusz w Azkabanie, nadal posiadał on swoje kontakty, oraz wiele nienanoszalnych rezydencji w zanadrzu. Takim sposobem, razem z pomocą Blaise'a, Draco wylądował na obrzeżach Londynu, od jego południowej strony, zaszywając się na dobry rok i unikając wścibskich dziennikarzy, którzy tylko czyhali na jego publiczne pojawienie się gdziekolwiek, po procesie.

Dlatego, gdy teraz spoglądał na Blaise'a, który zniecierpliwiony przebierał palcami, nachylając się nad stolikiem i wręcz agresywnie, podsuwając mu papiery pod nos, uśmiechnął się krzywo.

Za zamkniętymi drzwiami • DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz